Ola-u nas było trochę straszno ....
dwa lata temu zaszłam w ciążę-po ponad roku starań ,po rozmowach z dziećmi ,że chcemy dużą rodzinę,że planujemy i sie staramy .
Jak Starszak usłyszał o ciąży -był krzyk -jak mogliście mi to zrobić,nienawidzę was,macie usunąć!
zamarłam wtedy....po rozmowach trochę mu przeszło ,ale marudził ,że zniszczyliśmy mu życie ....
Straciłam tą ciążę w 10 tyg-dziecko przestało rozwijać się w 7tyg,akurat wtedy ,gdy powiedzieliśmy chłopakom....Po powrocie ze szpitala zostałam przywitana przez Starszego słowami-widzisz,skończyło się tak jak chciałem .....Mój dół spotęgował się na maksa...
Po długiej autoterapii,po momentach ,kiedy M. myślał ,że depresja mnie zabije ,po rozmowach z koleżanką psycholog i w końcu po wielu rozmowach z moim nastolatkiem - doszłam do tego ,że nie mogę patrzeć na niego tylko i wyłącznie ,bo On jest takim człowiekiem ,który lubi sobie pogadać i nie potrzebuje kontaktów społecznych ,ciężko przyjmuje wszelkie nowości.Od momentu jak po poronieniu dostaliśmy zielone światło staraliśmy sie o kolejne dziecko....Moje dzieci były świadome ,że chcemy.
Jak zaszłam w tą ciążę miałam dwie myśli -czy tym razem się uda i jak powiedzieć Kacprowi....
powiedzieliśmy im w 12 tyg-jak trafiłam z krwotokiem do szpitala .
O dziwo tym razem szlag go trafił na 10 sekund,potem sie otrząsnął i zaczął wymyślac pozytywne strony nowego rodzeństwa .
Myślę ,że rozmowy i to ,że przez te dwa lata trochę dojrzał sprawiły ,że tym razem jest ok....
Dla jedynaka -tak długo pozostającego samemu -to jest ciężkie i jeszcze długo będzie .Poza tym on nie zna innego świata ,jak ten tylko z wami....
Życzę Ci żeby szybko sie oswoił i był najlepszym bratem pod słońcem )
Klara dzięki, aż mi łzy popłynęły ciurkiem. Z dnia na dzień jakby lepiej, ale jeszcze długa droga przed nami.