Dziewczyny, ja to przechodziłam wprawdzie dawno temu, ale napiszę Wam, jak to było u mnie.
W pierwszej ciąży miałam planowaną cesarkę, bo córka była ułożona miednicowo, poza tym byłam wtedy bardzo szczupła. Byłam też bardzo młoda i przyznam, że strasznie bałam się bólu porodu naturalnego, więc nawet było mi to na rękę. Okazało się jednak, że CC przeszłam bardzo ciężko, a właściwie bardziej rekonwalestencję po nim. Miałam znieczulenie ogólne i przez dobę nie byłam w stanie się dobudzić, prawie nie pamiętam momentu, kiedy pierwszy raz pokazano mi córkę, potem trudno mi było znieść ból obkurczajacej się macicy połączony z bólem rany po cięciu. Ale najgorsze było dla mnie to, że przez 4 doby nie byłam w stanie wstać z łóżka, bo byłam tak obolała i słaba, że mdlałam przy delikatnej próbie pionizacji. Kompletnie nie byłam w stanie zająć się moją córką i obie byłyśmy całkiem zdane na personel (a nie muszę chyba mówić, że bywa on różny). To wszystko było dla mnie straszną traumą, dlatego, gdy byłam w drugiej ciąży, a dzieciątko na szczęście ułożyło się prawidłowo, zrobiłam wszystko, by urodzić naturalnie. Pomimo, że ból był kosmiczny i trwał kilka ładnych godzin i pomimo dwóch masaży szyjki macicy, które miały pomóc w rozwarciu szyjki, wspominam ten porod, jako najpiękniejsze wydarzenie w moim życiu. Tak samo, jak zresztą kolejny, również sn. A moment, kiedy zaraz po porodzie położyli mi moje Maleństwa na piersiach, to była po prostu magia! Natura tak to wymyśliła, że następuje wtedy taki wyrzut adrenaliny, oksytocyny, serotoniny i endorfiny, że miłość w najczystrzej postaci wręcz mnie wtedy zalewała. Niesamowite przeżycia!
Wiem, że sytuacje są różne, różnie też kobiety mogą to wszystko doświadczać, czasem CC jest najlepszym wyjściem, czasem o wiele mniej traumatycznym niż poród naturalny, ale chciałam Wam tylko dziewczyny pokazać drugą stronę medalu i żebyście tak panicznie nie bały się porodu siłami natury.
Niezależnie, jak przyjdzie Wam urodzić, z całych sił trzymam kciuki za Was i za Wasze Maleństwa. Oby wszystko przebiegło bezpiecznie i szczęśliwie, bo to jest w tym wszystkim najważniejsze.
W pierwszej ciąży miałam planowaną cesarkę, bo córka była ułożona miednicowo, poza tym byłam wtedy bardzo szczupła. Byłam też bardzo młoda i przyznam, że strasznie bałam się bólu porodu naturalnego, więc nawet było mi to na rękę. Okazało się jednak, że CC przeszłam bardzo ciężko, a właściwie bardziej rekonwalestencję po nim. Miałam znieczulenie ogólne i przez dobę nie byłam w stanie się dobudzić, prawie nie pamiętam momentu, kiedy pierwszy raz pokazano mi córkę, potem trudno mi było znieść ból obkurczajacej się macicy połączony z bólem rany po cięciu. Ale najgorsze było dla mnie to, że przez 4 doby nie byłam w stanie wstać z łóżka, bo byłam tak obolała i słaba, że mdlałam przy delikatnej próbie pionizacji. Kompletnie nie byłam w stanie zająć się moją córką i obie byłyśmy całkiem zdane na personel (a nie muszę chyba mówić, że bywa on różny). To wszystko było dla mnie straszną traumą, dlatego, gdy byłam w drugiej ciąży, a dzieciątko na szczęście ułożyło się prawidłowo, zrobiłam wszystko, by urodzić naturalnie. Pomimo, że ból był kosmiczny i trwał kilka ładnych godzin i pomimo dwóch masaży szyjki macicy, które miały pomóc w rozwarciu szyjki, wspominam ten porod, jako najpiękniejsze wydarzenie w moim życiu. Tak samo, jak zresztą kolejny, również sn. A moment, kiedy zaraz po porodzie położyli mi moje Maleństwa na piersiach, to była po prostu magia! Natura tak to wymyśliła, że następuje wtedy taki wyrzut adrenaliny, oksytocyny, serotoniny i endorfiny, że miłość w najczystrzej postaci wręcz mnie wtedy zalewała. Niesamowite przeżycia!
Wiem, że sytuacje są różne, różnie też kobiety mogą to wszystko doświadczać, czasem CC jest najlepszym wyjściem, czasem o wiele mniej traumatycznym niż poród naturalny, ale chciałam Wam tylko dziewczyny pokazać drugą stronę medalu i żebyście tak panicznie nie bały się porodu siłami natury.
Niezależnie, jak przyjdzie Wam urodzić, z całych sił trzymam kciuki za Was i za Wasze Maleństwa. Oby wszystko przebiegło bezpiecznie i szczęśliwie, bo to jest w tym wszystkim najważniejsze.
Ostatnia edycja: