GratulacjeWitajcie, ja już też rozpakowana 26.05 o 8.48 przez cc na świat przyszła Michalina 2800/52.
[emoji3059]
![Confetti ball :confetti_ball: 🎊](https://cdn.jsdelivr.net/joypixels/assets/8.0/png/unicode/64/1f38a.png)
Dzień dobry...
Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.
Ania Ślusarczyk (aniaslu)
GratulacjeWitajcie, ja już też rozpakowana 26.05 o 8.48 przez cc na świat przyszła Michalina 2800/52.
[emoji3059]
Wiesz, te lęki z pierwszego porodu wracają teraz jak czekamy na drugi i mamy doświadczenie. Później się tego nie pamięta. Poród to taki ogrom różnych zjawisk i burza hormonów, że w zasadzie nie da się tego opisać.A ma ktoś w miarę dobre wspomnienia związane z porodem czy nie występują takie przypadki? Bo zaczynam się serio bać jak tak czytam![]()
Bidulko, przeszłaś swoje.Poszłam na wywołanie do szpitala i czekali parę dni. Założyli cewnik foleya i zaczęły się straszne bóle. Zero rozwarcia. Bóle trwały pół dnia. Wyciągali cewnik. Dziebko ulżyło, ale potem znowu się zaczęły i to już zrobił się następny dzień. Miałam już aparat Tens bo nie dawałam rady. Czasami była lekka ulga. Wieczorem zaczęły się na maksa. Położna widząc mnie już kolejny dzień jęcząca wzięła na fotel, zbadała szyjkę, 3 centymetry, to musza już przyjąć na poród i coś zrobić. Lekarz z dyżuru nawet się nie pokazał. Na porodówce całą noc. Po lewatywie ulżyło trochę. Skurcze były znośne, a potem znowu się zaczęły. Rano przyszła inna zmiana. Podali oxy. Po paru godzinach urodziłam. To był już kolejny dzień, podawali już obiad. Dziecko chwilę widziałam. Zabrali do jakiejś maszyny pod tlen. Leżałam, mdlałam, kroplówką, bo nic nie jadłam i nie piłam od baaardzo dawna. Nie spałam od wielu dni, bo co noc któraś z pokoju jęczała i rodziła. I tak leżąc na tym fotelu porodowym, to już miałam stracha, że nic nie przychodzą i nie mówią. Mąż dowiedział się, że pod aparatem lezy. Przewieźli mnie na oddzial. Nie mogłam wstać bo mdlałam. Wszędzie krew. Położne ogarnely. W końcu przynieśli córkę na karmienie. To była cudowna chwila. Jak ją przynieśli cała i zdrowa.
Dalej było też ciekawie, ale nie chce tu nudzić. To tak w skrócie.
Nigdy tego nie zapomnę. Wyraź oczu położnej, która patrzy na ktg przy bólach partych. Tego gdy nie idzie jej urodzić. Tych ostatnich sił, gdy myślę, oddam życie za ostatnie parcie, ważne by ona żyła.I wtedy się urodziła.
Przepraszam. Polplakalsm się. Musiałam się wyzalic. Możecie usunąć post.
Ja miałam normalny poród, nie mam żadnych złych wspomnień. Oczywiście bolało jak cholera, ale nie jakoś strasznie długo (od odejścia wód do narodzin 12h, w tym bóli porodowych miałam ok.5h, które oczywiście zaczęły się od takich okresowych i zwiększały się wraz z rozwarciem) Urodziłam całkiem naturalnie (nawet nie miałam welfonu założonego), sam poród bardzo szybki (młody bardzo pchał się na świat) gdyby nie to, że mój syn postanowił urodzić się z ręką przy buzi to bym nawet nie musiała być szyta (a tak to mnie przeorał tą ręką) ale już po 2h od porodu byłam na nogach (zjadłam kolację, wzięłam prysznic i w sumie mógłbym iść do domu) Jeśli chodzi o położne i lekarzy to wszyscy byli super (położne cały czas były ze mną, lekarze (w sumie 3) też co chwilę zaglądali)... Ogólnie to był mały, kameralny szpital, więc było wszystko na spokojnie, bez pośpiechu i miłą atmosferą.A ma ktoś w miarę dobre wspomnienia związane z porodem czy nie występują takie przypadki? Bo zaczynam się serio bać jak tak czytam [emoji85][emoji28]
Ja rozumiem, że to jest stres ogromny ale strasznie sobie szkodzisz. Musisz sie postarać myśleć choc troche optymistyczniej. Musisz jakos wytrzymac do końca, juz bliżej niz dalej. Moj lekarz jest taki, ze cesarki na żądanie w życiu nie zrobi ale kolezanka u innego sobie tak od reki zalatwila mimo braku zaleceń,dlatego zapytalam jak u Ciebie. Na pewno jesli będzie taka potrzeba to zrobią cesarke. Kolezanka rodzila w lutym, piekne rozwarcie, wszystko niby ok ale koniec koncow zrobili cesarke bo lekarz stwierdził ze dziecko sobie nie poradzi, dziewczyna bardzo malutka. Staraj sie myśleć pozytywnie. Wiem, ze łatwo sie mowi ale teraz tylko spokoj Cię uratuje. Życzę żebyś urodzila bez problemu i zeby malenstwo bylo zdrowe! Trzymam mocno kciukiNie wiem juz sie o wsystko martwie, dzidzius ma ta niedomykalnosc zastawki, ktora soe widocznie powieksza, bo teraz jest holosystoliczna i boje sie ze jeszcze bardziej go uszkodze. Wczoraj mialam pomiary usg to glowa jest na 37+4 a ja bylam w 35+2. W sumie kosci tylko na 35tc, brzuszek tez wiekszy bo na 36tc, boje sie ze tej glowki nie wypchne, ja mam tylko 158cm, i jestem bardzo mala. Chcialam wczesniej rodzic naturalnie ale jak mysle sobie ze moge uszkodzic dziecko a mnie i tak beda musieli mocno porozrywac i ponacinac jesli maly bedzie spory, a i tak sie moze cc skonczyc to troche zaczynam panikowac i juz bym wolala zaplanowaną cesarke. Załatwic ją nie jest tak łatwo. Moj lekarz ciagnie ode mnie tyle ze nie mam juz kasy chodzic i placic lekarzom :/ juz urodze jak mi beda kazali, zreszta i tak jest szansa ze sie nie ulozy glowka w dol bo sie ciagle obraca, nie wiadomo jaka bedzie koncowa pozycja. Zobacze za te 2 tygodnie. Juz po prostu swiruje bo jestem zalamana triche tym serduszkiem.
No to faktycznie dałaś z siebie wszystko! Szanuję ogromnie, nie ma co. Uważam ze trzeba wiedzieć jakie są scenariusze, no ale zakładam optymistyczniejsze żeby nie zwariować. Oby tym razem poszło u Ciebie gładko!Poszłam na wywołanie do szpitala i czekali parę dni. Założyli cewnik foleya i zaczęły się straszne bóle. Zero rozwarcia. Bóle trwały pół dnia. Wyciągali cewnik. Dziebko ulżyło, ale potem znowu się zaczęły i to już zrobił się następny dzień. Miałam już aparat Tens bo nie dawałam rady. Czasami była lekka ulga. Wieczorem zaczęły się na maksa. Położna widząc mnie już kolejny dzień jęcząca wzięła na fotel, zbadała szyjkę, 3 centymetry, to musza już przyjąć na poród i coś zrobić. Lekarz z dyżuru nawet się nie pokazał. Na porodówce całą noc. Po lewatywie ulżyło trochę. Skurcze były znośne, a potem znowu się zaczęły. Rano przyszła inna zmiana. Podali oxy. Po paru godzinach urodziłam. To był już kolejny dzień, podawali już obiad. Dziecko chwilę widziałam. Zabrali do jakiejś maszyny pod tlen. Leżałam, mdlałam, kroplówką, bo nic nie jadłam i nie piłam od baaardzo dawna. Nie spałam od wielu dni, bo co noc któraś z pokoju jęczała i rodziła. I tak leżąc na tym fotelu porodowym, to już miałam stracha, że nic nie przychodzą i nie mówią. Mąż dowiedział się, że pod aparatem lezy. Przewieźli mnie na oddzial. Nie mogłam wstać bo mdlałam. Wszędzie krew. Położne ogarnely. W końcu przynieśli córkę na karmienie. To była cudowna chwila. Jak ją przynieśli cała i zdrowa.
Dalej było też ciekawie, ale nie chce tu nudzić. To tak w skrócie.
Nigdy tego nie zapomnę. Wyraź oczu położnej, która patrzy na ktg przy bólach partych. Tego gdy nie idzie jej urodzić. Tych ostatnich sił, gdy myślę, oddam życie za ostatnie parcie, ważne by ona żyła.I wtedy się urodziła.
Przepraszam. Polplakalsm się. Musiałam się wyzalic. Możecie usunąć post.