a właśnie, jeszcze mi się przypomniało. Ja w dobie kryzysu psychicznego nałożyłam sobie maseczkę na twarz i ogoliłam nogi, chociaż nie musiałam. Najgorsze było to, że nic się nie zmieniło
Ja nie wiem co oczekiwałam
Zmyłam maseczkę, spojrzałam w lustro, poczułam się głupio i smutno. Plus jest taki, że mąż na te wszystkie zamiany we mnie dobrze reaguje. Nie daje mi najmniejszego powodu, by użyć jego słów przeciwko samej sobie. A nazywanie mnie czmielem, albo smoczycą to akurat uważam za słodkie, bo to taki nasz wewnętrzno-małżeński kod
Jego postawa pomaga mi przetrwać. W pierwszym trymestrze jak było bardzo źle, rozśmieszał mnie, opowiadał śmieszne historie, interesował się mną, był blisko. A teraz nauczył się robić najlepszą jajecznicę na świecie dla mnie (bo kocham jajka), wiąże mi buty, turla mnie jeśli nie mogę wstać z łóżka, bo się źle ułożę, daje mi uwagę jeśli jej potrzebuję i nawet opowiada bajki dzieciom w brzuchu.
Bałam się przed ciążą, że zostanę ze wszystkim sama. Z moją psychiką, ciałem, dolegliwościami, ciążą. Niepotrzebnie się bałam. Mam jego.
A jak chodzę to muszę sobie brzuch trzymać, bo ciąży mega (ile te bambaryłki ważą?!!!! Jak mi jutro lekarka powie, że dobiły do 3kg każde to padnę
). Jak jeszcze chodziłam na spacery, to najbardziej bolały mnie ręce
Gracja? Insta poza? Matko z córką! Siedzę jak facet z piwnym brzuchem! To moja poza!