już po wizycie na patologii.
na usta cisną mi się jedynie słowa zawiedzenia a buuuuu....
o 7 byłam już w szpitalu, 10minut później przyjechała położna, podpięła mnie pod ktg. na początku napędziła mi stracha, mały był taki niemrawy, az i ja się dziwiłam że po tej podróży w autobusach i tramwajach nie wariuje jak zawsze. zaczęło mu słabnąć tętno, więc kazała go budzić, nic nie działało, w końcu zatrzęsła mi brzuchem (nie było to miłe dla żadnego z nas) i małemu tak tętno skoczyło że od razu 160. przez 40minut badania miałam 4 skurcze, dwa o sile 40% i dwa w okolicach 60%, oczywiście położna stwierdziła że pieknie i że dziwne że nie jęczę, no i w końcu się upewniłam, że to co odczuwałam jako skurcze to były skurcze ;-) potem mnie odpięła i kazała poczekać na gina. pogadałyśmy trochę "ja nie wiem dziewczyny co się z wami dzieje, same przeterminowane, pozamykane, wypuśćcie te maluchy w końcu" ja jej na to że bardzo chętnie, że nie mam nic przeciwko. W między czasie ja wyszłam z gabinetu do poczekalni, jakaś inna babka weszła na ktg - miała brzuch chyba z 3 razy taki jak ja a ciąża pojedyncza nadszedł gin, spytał czy na zapis, ja że już po, więc wlazł do gabinetu, wylazł, po czym stwierdził, że wszystko pięknie, poród już blisko, bo skurcze porządne, PIĘKNIE, blabla, jakby co to ktg w piątek i we wtorek, do zobaczenia w weekend majowy na porodówce. i polazł do toalety. Tyle z mojego macanka. dooopa jedna wielka. wyszła do mnie położna, kazała się nie martwić i zaczęła nawijać że patologia pęka w szwach, że jakiś zabieg mają za pół godziny. to się nawet nie pytałam czy pan doktor raczy mnie zbadać. zabrałam dupke i poszłam.
na usta cisną mi się jedynie słowa zawiedzenia a buuuuu....
o 7 byłam już w szpitalu, 10minut później przyjechała położna, podpięła mnie pod ktg. na początku napędziła mi stracha, mały był taki niemrawy, az i ja się dziwiłam że po tej podróży w autobusach i tramwajach nie wariuje jak zawsze. zaczęło mu słabnąć tętno, więc kazała go budzić, nic nie działało, w końcu zatrzęsła mi brzuchem (nie było to miłe dla żadnego z nas) i małemu tak tętno skoczyło że od razu 160. przez 40minut badania miałam 4 skurcze, dwa o sile 40% i dwa w okolicach 60%, oczywiście położna stwierdziła że pieknie i że dziwne że nie jęczę, no i w końcu się upewniłam, że to co odczuwałam jako skurcze to były skurcze ;-) potem mnie odpięła i kazała poczekać na gina. pogadałyśmy trochę "ja nie wiem dziewczyny co się z wami dzieje, same przeterminowane, pozamykane, wypuśćcie te maluchy w końcu" ja jej na to że bardzo chętnie, że nie mam nic przeciwko. W między czasie ja wyszłam z gabinetu do poczekalni, jakaś inna babka weszła na ktg - miała brzuch chyba z 3 razy taki jak ja a ciąża pojedyncza nadszedł gin, spytał czy na zapis, ja że już po, więc wlazł do gabinetu, wylazł, po czym stwierdził, że wszystko pięknie, poród już blisko, bo skurcze porządne, PIĘKNIE, blabla, jakby co to ktg w piątek i we wtorek, do zobaczenia w weekend majowy na porodówce. i polazł do toalety. Tyle z mojego macanka. dooopa jedna wielka. wyszła do mnie położna, kazała się nie martwić i zaczęła nawijać że patologia pęka w szwach, że jakiś zabieg mają za pół godziny. to się nawet nie pytałam czy pan doktor raczy mnie zbadać. zabrałam dupke i poszłam.