Korzystając z wolnej chwilki spróbuję opisać swój poród.
W zeszłą sobotę miałam planowane ktg, a potem wizytę u lekarza. Niestety w szpitalu na ktg okzało isę, ze malutkiej 3 razy spadło tętno, położna kazała mi isc do lekarza dyżurującego i pokazać, ten chciał mnie zostawic w szpitalu, ale powiedziałąm, ze właśnie wybieram sie do ordynatora na wizytę więc mnie puścił. Mój gin zbadał mnie powiedział, że od ostatniego badania główka sie obniżyła, ale że te ktg takie a nie inne to do domku po torbe i do szpitala. Pytam go czy torna do porodu czy do leżenia, poweidział ze nie wie, więc wróciłam spakowałam inną torbę (na poród była naszykowana) i maz mnie zawiózł. Od razu kolejne ktg i to wyszło już dobre, zapisywały ise jakieś skurcze nawet na 50-80 %, ale nie bolesne, z tętnem było już ok.
Kazałam mezowi wracac do domu i szykowac impreze, bo na wieczór byli zaproszeni goście, bo mieliśmy robić andrzejki.
O 22 zadzwoniłam jak goście sobie radzą bez gospodyni i poinformować ze idę spać, bo rano bedzie mój lekarz i mnie wypisze i skoczymy sobie jeszcze do kina:-)
Około 1 w nocy obudził mnie ból w dole brzucha, ale nic leże sobie, tylko ze to coś za często i za mocno zaczeło mnie boleć, około 2 poszłam do położnej i mówie że mnie boli, no to ona mnie na ktg, zapisują sie jakieś skurcze ale na 20-30 %, a ja myślę że sie wścieknę, poleżałam tam prawie godzinę ale skoro nie rodze to spowrotem na salę, męczę się do rana. O 7 rano nowa zmiana i znów ktg, na którym znów nic nie widać, jak o 9 rano przyszedł mój lekarz na dyżur to mówie do niego że chcę do domu, bo mnie boli, a skoro to jeszcze nie poród to idę do domu i polezę chociaz w wannie:-)
Wziął mnie na badanie o 9:30, a tu 5 cm rozwarcia, (wiec z kina nici:-)), od razu na porodówkę, zadzwoniła do swojej położnej czy zdązy przyjść, ona mówi że spokojnie to nie tak szybko, przyszła o 10, zawołała mojego lekarza czy podać coś na przyspieszenie czy jak, a tu niespodzianka już jest rozwarcie 8 cm, więc nici z prysznica, z lewatywki i z kibelka, cały czas ktg. Skurcze dziwne bo cały czas takie małe i bardzo długie odstępy między nimi. Jak się pojawiły bóle parte, to nie chciałąm przec, bo mówilam, zeby mi podały nocnik, bo będę robić kupę, więc położna do mnie to rób, ale powstzrymywałam, w końcu z aktórymś razem, stwierdziłą, ze trudno najwyzej sie zrą... i zaczęłam przeć, za 5 parciem położna mnie leciutko nacięła i Mała wyskoczyła, zaraz za nią poszło łożysko, nawet nie wiem kiedy, potem jeszcze tylko kilka szwów i gotowe.
Mała urodziła sie w andrzejki i zrobiłą swojemu tacie najpiękniejszy prezent na świecie.
W sumie poród nie był dla mnie traumatycznym przeżyciem, myśle ze jednak lepszy poród naturalny niz cesarka.
Na drugi dzień pod prysznicem wypadły mi ogromne skrzepy, gdybym tego nie widziała to bym nie uwierzyła, myslałam że to jeszcze jedno dziecko sie rodzi. myśle ze to przez te skrzepy tak bardzo spadła mi hemoglobina (7), ze musiałam dostać 2 jednostki krwi. Najgorzej ze krwi nie było w szpitalu i musieli ściagać az ze szczecina, ale udało się ściągnąc i podali mi około 17, a na drugi dzień rano przy badaniu wyszło mi już hemoglobiny 11 i poszłyśmy do domku.