reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Watek Porodowy

reklama
Agaciu zazdroszczę ci takiej szybkiej akcji, moim zdaniem do porodu na wesoło mogłabyś to wrzucić:-). Też bym chciała tak szybko.
 
Ania dobrze że sprawdziłaś czy to dziewczynka bo jakby tak sie pomylili ha ha ha to było dobre a tak apropo jeszcze raz gratuluję nieźle wam poszło
 
Wiecie co, na mnie to nawet nie te opisy wyciskają łzy, co zdjęcia Waszych maleństw! jeszcze niedawno brzuch, a teraz prawdziwy człowieczek!:tak:Niesamowite! az się nie mogę doczekac, choc nam się jak na razie szykuje cesarka (główka chyba wciąż w górze), wiec na razie czuję się dziwnie z tym, ze wszystko moze byc takie przewidywalne, ciach i już:eek:
 
no to teraz może ja opowiem o mojej "szybkiej akcji porodowej". Jak już wiecie w piątek 21-11 byłam na wizycie kontrolnej u ginekologa, lekarz powiedział mi że ze względu na moja cukrzyce ciążową będę miała wywoływany poród i kazał w poniedziałek zgłosić się do szpitala na ktg i usg. Pojechałam więc w poniedziałek 24-11 z teściową i moją mamą na ktg, spakowałam oczywiście torbę bo lekarz kazał mi w razie czego wziąć ją ze sobą, ale zostawiłam ją w samochodzie żeby nie zapeszać i nie musieć zostawać jeszcze w szpitalu. Mój gin podłączył mnie do ktg i kazał naciskać jak poczuje ruchy dziecka, leżałam tak więc około pół godziny aż przyszedł kontrolnie sprawdzić jak tam wygląda to moje ktg i kiedy spojrzał to od razu powiedział że zostaje w szpitalu i wybiegł z pokoju badań, za minute zjawia się z dwoma lekarzami a jeden do mnie (jak sie później okazało pan ordynator) że będzie cięcie cesarskie bo jest bardzo zły obraz dziecka, tzn. zagrożenie wewnątrzmacicznym niedotlenieniem płodu. Przestraszyłam sie ogromnie, zadzwoniłam do męża i powiedziałam mu co jest grane. Zabrali mnie od razu na sale żeby przygotować mnie do cesarki. Po godzinie czyli 24-11-2008 o 11:40 Lena była już ze mną na świecie. A mnie wyczyścili, pozszywali i zawieźli na oddział położniczy. Musiałam leżeć 10 godz. i nie podnosić głowy do góry, a wieczorem kazali zejść z łózka - to było najgorsze!!! ale na szczęście byłam pod bardzo dobra opieką pielęgniarek i położnych. Położna pomogła zejść z łóżka i sie wykąpać. Super opieka. Najgorsza była dla mnie druga doba bo trzeba było chodzić a rana ciągła . ale teraz jak o tym pomyślę i popatrzę na moją Kruszynkę to niepamiętam o bólu wogóle :tak::tak::tak:
to tyle...
 
Sawka to widze ze nasze Lenki miały gdzieś przeciskanie sie i wolały poczekać aż brzuchy nam rozprują i księżniczki wyciągną :-D

to teraz moze ja sie zwierze :-)
mój skarbek ważył 3050g i 55cm długa !!! a tak mnie nastraszyli że mała i wogóle do bani to usg bo na 3 wyszło to samo ze będzie malutka i bali sie ze łożysko źle funkcjonuje a tu masz !!!
chociaz boje sie o nią dalej bo chudzinka długa taka no i jakby nie było w 37tc sie urodziłą i dzieki Bogu w porządku z oddychaniem bo naoglądałam i nasłuchałam sie w tym szpitalu przypadków !!!

cesarke miałam bo pośladkowo ułożona poza tym bali sie ze łożysko źle funkcjonuje ale na szczęscie wyszło ok i liczyłam sie z tym ze najszybciej wezmą mnie na cc w poniedziałek tym bardziej ze mojego lekarza miało nie byc cały wekend no i kazał mi brać do piątku wieczora fenoterol i potem juz odstawic zeby nie zaszkodzic dziecku Rano w sobote poszłam na ktg i nie czułam jakis specjalnych skurczy wiec połozyłam sie i czekałam na wizyte a na wizycie lekarz do połoznej tu trzeba szybko cc na 10 ma byc pani gotowa :szok: nie ma co czekac az wody odejdą na zapisie wyszedł juz niezły skurcz ! Byłam w takim szoku ze zdołałam tylko wyjąkać i zapytać o mojego lekarza czy będzie ! Na szczęscie przyjechał ! I zaczeło sie biegiem antybiotyk tu lece do wc a połozna mnie woła na blok porodowy bo cos tam trzeba, ledwo z tamtąd wyszłam juz mnie następna woła bo musi mi podpiąc kroplówe nawet do wc za mną wlecieli ze szybko szybko ! na szczęscie dla mnie okazało sie ze czekają na jakies wyniki z krwi a poza tym moje 0 rh- nigdzie nie mogli znaleźć wiec mogłam chociaz iść pod prysznic !
Jak mnie położyli i zaczeło sie to zastanawiałam sie co ja tu robie i nie mogłam sobie wyobrazić ze ktos z własnej woli decyduje sie na ciecie ! moje cisnienie spadało bo ja ogólnie niskie strasznie a przy cesarce tak mi jeszcze spadło ze nawet nie wiedziełam co do mnie mówią ! Potem gichło ze mnie jak z fontanny bo pękły naczynia i troche nerwowo sie zrobiło ! Paweł na korytarzu prawie zawału dostał bo małą juz mu pokazali a mnie nie ma i nie ma i było widac ze cos nerwowo sie zrobiło ! Potem jeszcze te straszne telepnie jak znieczulenie schodziło ale dałam rade i rano juz chodziłam i zaraz kazałam sobie mała przywieźć ku zdziwieniu wszytkich !!! Takze ja limit porodów mam wyczerpany !
i na dzień dzisiejszy nie umiem sie określić jaki poród lepszy :eek:
 
W takim razie kolej na mnie.....:-)

26 listopada o godzinie 12 pojechałam na kontrolne ktg które miałam robić co tydzień....Pani na izbie mnie elegancko podłączyła no i tak sobie leżę i czekam po 10 min. Pani wraca i mówi "Pani ma skurcze...czy pani tego nie czuje???:confused:" a ja na to że nie....(do takich skurczy to ja byłam przyzwyczajona od połowy ciąży)...a ona zdziwko i mówi proszę przejść do zabiegowego zbadam panią......no to ja gatki na tyłek i kładę się w tym zabiegowym ona mnie bada i mówi...."kochana...Pani ma rozwarcie na dwa palce i już u Na szostaje bo właściwie to zaczyna się poród..." No to ja generalnie zadowolona...bo przecież na to czekałam...dzwonię do mojego i mówię mu że dziś urodzę i że ma rwać z pracy po torbę do domu i przyjeżdzac....a ja na lewatywkę :-) myślałamże to jakiś koszmar ale w sumie nie było tak źle:-D. Po lewatywce dostałam szpitalną koszulkę i w skarpetkach na bosaka położna zabrała mnie na porodówkę...oczywiście na rodzinną :-) Przyszła inna położna,którą poznałam wcześniej leżąc na patologii...(kobieta ANIOŁ !) podłączyła do ktg i wypełniała tą całą dokumentację.....za jakąś godzinke przyjechał mój Z i zaczęły się już bardzo bolesne skurcze(ok16) przychodzi lekarz i mówi że niestety ale to chyba były skurcze przepowiadające bo ktg już nic nie wykazuje i zaraz położą mnie na patologię.....a ja na to...." jak to były??????" przecież boli jak cholera a on no że nie ma nic w zapisie ale jeszcze mnie zbada....i jakie zdziwienie na ich twarzach że u mnie rozwarcie juz na 4 paluchy :happy2: No więc decyzja o podłączeniu oxytocyny.....i się zaczeło.....dostałam 3ml na h ale po chwili położna stwierdziła że za wolno to idzie i że trzeba przyspieszyć wiec dowaliła mi dawkę 12ml/h:szok: i się zaczeło skurcze stały się bardzo częste i okropny ból....W końcu poczułam bóle parte ...położna kazała mi przeć....robiłam co mogłam ale okazało się że córa nie może wyjść...przybiegło dwóch lekarzy i jeszcze kedna położna i po chwili podczas parcia poczułam jakby któś wyrywał mi wnętrzności:angry:!!! Ból nie do opisania i wtedy własnie pękła mi szyjka macicy....zaczełam strasznie krwawić....nerwowa atmosfera...lekarze biegają...a ja się drę jak opętana na cały szpital.....Mijały kolejne kwadranse a Oli wciąż w środku....i wtedy mnie nacięli...w zdłuż i w szerz...bóle parte ...ja od środka popękana a do tego lekarze na siłe rozciągają mi krocze!!! Powoli traciłam siły i nie docierało do mnie co do mnie mówią lekarze....i przy jednym z parć zapomniałam zamknąc oczy i efektem tego do tej pory mam jedno oko całowicie zakrwione :-( w końcu przy pomocy czterech osób urodziłam główkę.....potem jeszcze kilka parć i Oliwka była na moim brzuchu o 21 ....zaczęłam płakać....mój Z też miał łzy w oczach....przeciął pępowinkę..ale nadal bardzo bolało....zabrali mała na badanie....a ja rodziłam łożysko co też bardzo bolało..no i szycie...szyli mnie prawie półtorej godziny...nie mogli zatamowac krwotoku....a ja jęczałam z bólu.....w końcu udało sie mnie pozszywać.....leżałam na sali jeszcze prawie 3 godziny dostałam Oliwkę do cycunia....i czekałam na przewiezienie na położnictwo.....przez dwie doby nie wstawałam....pobrali mi krew i okazało się że mam tak złe wyniki że własciwie powinnam być nieprzytomna....zaraz zlecono transfuzję....i po niej poczułam się jakbym dostała drugie życie....a potem było już tylko lepiej....;-)
 
Ostatnia edycja:
Wykorzystuję chwilkę, w której mój synek śpi i teraz ja opiszę Wam mój poród:
Po wizycie u lekarza w poniedziałek bardzo bolało mnie podbrzusze, ale wieczorkiem zdecydowaliśmy się z moim G na "małe co nie co" :-) Kilka minut później usłyszałam pyknięcie (o 23:45) i mówię, że mi wody odeszły.. Poszłam do kibelka i rzeczywiście poczułam, żę wylatują ze mnie cieplutkie wody. Zaczęliśmy się zbierać do szpitala i wtedy dostałm takich dreszczy, żę nie mogłam się uspokoić. Trzy razy przebierała się-tak się ze nie lało :-)
O pólnocy zaczęły się skurcze co 3 minuty, a na porodówe byłam o 00:30 (oczywiście spodnie mokre do kolan...). Po zbadaniu przez bardzo miłą Panią na izbie przyjęć, musieli mnie przewieźć na 7 piętro-w windzie okazało się, żę dzrwi nie chcą się otworzyć-akutar mnie to nie bardzo obchodził, bo miałam skurcze, ale widziałam strach w oczach mojego G i Pani, która mnie wiozła. Całe szczęście, że jechał ze mną silny mężczyzna :-) i otworzył na siłę te przeklęte drzwi.
Na porodówce okazało sie, że nie ma osobnej sali do porodów rodzinnych tylko jedna podzielona na dwa boksy. Trafiłam na przekochana położną :-) Najpierw podłączyła mnie do ktg-leżąc na łóżku zaczęłam wymiotować z bólu. Położna powiedziała mi, ze to dlatego, że poród postępuje bardzo szybko, co akurat mnie ucieszyło. Niestety w trakcie porodu chodziłam kilka razy do kibelka i wymiotowałam... Chciałam, żeby mi zrobili lewatywkę, ale okazało się, że nie będzie potrzebna, bo w kibelku czyściło mnie "na dwie strony". Prawie cały poród siedziałam na piłce, bo na łózku nie mogłam wytrzymać z bólu. O godzinie 4 okazało się jednak, zę rozwarcie nie postępuje, a do tego szyjka całkowicie mi się nie zgładziła-położna zabroniła mi przeć, bo istaniało ryzyko, że popękam. Ok. 5 poczułam skurcze parte, ale w dalszym ciągu nie mogłam przeć-postanowili podłaczyć mi oxy, żeby wzmocnić skurcze, które były bardzo krótkie (jak to usłyszałam, to myślałam, zę już nie dam rady). Wezwali Panią ordynator, która stwierdziła, zę główka nie chce wejść do kanału rodnego i chyba potrzebne będzie cięcie (tak naprawdę było już mi wszytsko jedno). Po kilku minutach poprosiłam, żeby pozwolili mi przeć i po kilku chwilach Mały zaczął pchać się na świat. Trwało to bardzo krótko, bo tylko 10minut, ale te momenty, gdy nie mogłam przeć, gdy wychodziła główka, były naprawdę bolesne. Nie nacinali mnie, mimo że Olek urodził się trzymająć lewą rączką za prawy bark, czym tylko zwiększył swój obwód. Moment, w którym poczułam, że wyleciło ze mnie wszystko, był niesamowity-nigdy w życiu nie czułam takiej ulgi. Niestety nie dostałam go od razu na brzuch, tylko po kilku minutach i to też tylko na chwilkę. Łożysko urodziło się po paru minutkach, ale było bardzo maleńkie a pępowin krótka.
O bólu zapomniałam natychmiast-powiedziałm nawet że jestem w stanie urodzić od razu następne dziecko, tak za jednym zamachem :-)
Olka zobaczyłam już na oddziale poporodowym po trzech godzinach i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Od razu byłam w stanie chodzić i czułam się rewelacyjnie.
I tak właśnie wyglądał mój poród, który w sumie trwał tylko 6 godzin :-) Sorki za szczegóły, ale naprawdę trudno jest opisać takie przezycie.
 
reklama
Do góry