Ło matko, ale noc za mną. Obecnie jesteśmy bez materaca na łóżko, bo poprzedni, Polka nam w środę zarzygała. Więc śpimy na dmuchanym, do tego wszyscy w salonie, bo tu chłodniej. A ja się w nocy miotam, bo na dmuchanym mi niewygodnie, w połowie nocy idę do Młodej do łóżka, ale tam tylko 1,30m, jeszcze na dechach na ramie mi mąż śpiwór i kołdrę rozłożył, ale czuję każda dechę. No od łóżka do łóża dzisiaj wędrowałam. Na szczęście łóżko Młodej jest regulowane, więc dzisiaj mi rozłożył na 2 m i dopóki nowy materac nie przyjdzie zamówiony, to będę spać tam, a oni pewnie w salonie. Ale jakie sny mi się śniły, przez to?
1. Śniło mi się, że mieszkamy nadal na działkach, w środku pola i mi się Młoda zgubiła. No wyszła z domu i nie wróciła. Szukamy tam, szukamy w mieście i nie ma już dwa dni. Teściowa ze stoickim spokojem mówi, że żywa to już chyba nie wróci, ja czarna rozpacz, a tu nagle okazuje się, że Młoda zamotana w jakieś pranie, za płotem stoi i ona się schowała przed wilkiem. Masakra.
2. Śniło mi się, ze urodziłam. Znowu cc, ale od razu chodziłam i śmigałam. Położyli mnie na sali z 10 łóżkami, ale matek może ze dwie leżały. Była taka sala z jednym wielkim inkubatorem a tam dzieci, moje nie. W mojej sali dzieci podpisane były położone na łóżkach, moje podpisane niby imieniem Rafał, ale to tak na odczepne, bo dziecku imienia nie nadałam. Mały był kudłaty jak Młoda jak się urodziła, śliczny i miał ciemne oczy (to nie wiem po kim
). Śniło mi się też, ze w gazecie napisali, ze dziecko nie ma imienia od urodzenia, no na pierwszej stronie to było, a ja sie w tym śnie zastanawiałam czy Emil czy Marcel. Przyszli też do szpitala mój mąż, siostra i mama i naznosili mi tortów, czekoladek i bombonierek z gratulacjami, a ja im mówię, ze przecież jestem po cesarce i nie mgoę jeść! Kazałam zabrac tort do domu i się obudziłam
Nie wiem czy to z przejedzenia czy z niewygody, ale takie głupoty mi się śnią. I w cholerę realnie.