31.12 tak mi się mąż rozjechał psychicznie, że byłam pewna przepłakanego sylwestra.... Domu nie zbudujemy, przerośnie nas to, za chwilę....dobra...postawie ten dom choćbym miał zdechnąć....samochód kolejny się psuje, już nie wie co robić i co kupić...bez względu na to, czy samochód jest za 5, czy 50 tys. Zawsze coś
no takie mamy szczęście
. Z ciążą miało być inaczej....wszystko do dupy .... Może sprzedać konie i zacząć budowę...odstresu w stajni już nie ma, bo klimat z właścicielami mocno do dupy... Mamy umówioną stajnie do przeniesienia na wiosnę ale jak już wyrzucał to hurtem. No mocno, mocno ciężki dzień... Ale przegadaliśmy wszystko, ustaliliśmy, że jeszcze damy sobie czas z budową bo trudno, żebym ja była na bezpłatnym wychowawczym a on utrzymywał rodzinę, 2 konie i jeszcze budował
no głupek by tyle oczekiwał od jednego człowieka. Za chwilę młody pójdzie do przedszkola, jak zacznę zarabiać to będzie inny układ sił
... I tak małymi kroczkami weszliśmy z optymizmem w nowy rok