@aga6, coś tam jest! Koniecznie powtórz.
Jeśli ktoś twierdzi, że małżeństwo musi być idealne, lub je idealizuje sztucznie, łudzi się, że nic się nie zmieni w związku po x-latach to faktycznie. Szkoda się w to pakować, szczególnie, jeśli jest założenie, że jak się "znów zakocham" to sobie pójdę lub jak mi się znudzi, jak będzie kryzys...
W kwietniu będzie szedł 13 rok naszego małżeństwa a 17 rok wspólnej drogi. Z perspektywy i doświadczenia jako małżonka wiem jedno. Małżeństwo to nie instytucja czy maszynka do spełniania marzeń czy kreowania się na kogoś innego. To twór żywy, który się zmienia, rośnie, maleje, czasem coś się w nim popsuje, czasami rozedrze na szwie, czasami coś trzeba doszyć, załatać lub rozpruć, ewentualnie nakleić łatkę i zaprasować. Na pewno trzeba naprawiać, starać się, dbać, inaczej się zużyje i do wyrzucenia. Każdy dzień z 4380 wspólnych dni z moim mężem był inny, niepowtarzalny. Były i są kryzysy mniejsze, większe, kłócimy się, wkurzamy. Rodziły się dzieci, pojawiały inne obowiązki. My trwaliśmy. Dnia jednego nie było, żeśmy nie szli spać pogodzeni, pojednani, na palcach jednej ręki zliczę dni kiedy oboje na kolanach jedno za drugiego się nie modliliśmy pod Krzyżem, nawet wtedy kiedy chciało się uciec bo wcale dobrze nie było. Wtedy właśnie znikała miłość własna, i rośnie miłość do nieidealnego współmałżonka, kiedy wybaczam mu a on mnie, wstajemy i idziemy dalej tą drogą codzienną. Drobne gesty czasem wystarczą, żeby wiedzieć, że się jest ważnym. Powołanie do małżeństwa nie jest łatwe, bo wychodzimy z różnych domów, wychowania, często z rodzin rozbitych i pokaleczonych. To jest życie, prawdziwe, kiedy mąż służy żonie a żona mężowi w chorobach, sytuacjach po ludzku nie do przejścia. W radościach, młodości uczuć, zakochaniu, uniesieniu, motylkach w brzuchu, naprawdę to nic szczególnego iść przez życie. Każdy to potrafi.
Małżeństwo a potem macierzyństwo jest to jedna z tych wyzwań i radości w moim życiu kiedy niczego nie żałowałam i pragnę wciąż na nowo.