reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Opowieści porodowe

reklama
To teraz ja :-)

Po długiej i bardzo stresującej ciąży, z mnóstwem leków, ogromnym stresem i lękiem aby tym razem wszystko było dobrze nadszedł upragniony dzień 29 czerwca w którym to miałam zostać przyjęta na oddział do szpitala.
Termin z ostatniej miesiączki wypadał na 11 czerwca ale z moim dr ustaliliśmy termin cięcia na 30 czerwca czyli 38 tyg. i 4 dni.

29 czerwca rano udaliśmy się do szpitala, nie było za dużo ludzi na IP, przyjęli mnie już jakoś ok. godz. 11. Ktg, badania krwi, usg (z badania wyszło, że Oliś będzie ważył 3780g) wypełnianie dokumentów. Leżałam na oddziale pierwszy raz taka spokojna, że jestem pod opieką, że będą do jutra sprawdzać czy wszystko z Małym jest dobrze. Wieczorem dowiedziałam się, że będę trzecia w kolejce do cesarskiego cięcia. Umówiłam się z moim M, żeby był w szpitalu ok. 8.30. Pozostało tylko przespać noc. O dziwo udało mi się zasnąć ok. 23, oczywiście wstawałam w nocy do toalety ze 3 razy z wielkim trudem, bo brzuszek naprawdę miałam ogromny. O 5 rano pobudka, kąpiel, lewatywa (ale ulga – chyba zrobiłam się ze 2 kg lżejsza), ubrałam jednorazową koszulę porodową, podłączyli mi ktg. Przyszedł M i czekaliśmy. O godz. 10.30 położna powiedziała, że idziemy na blok porodowy. Zeszliśmy piętro niżej, kazali nam usiąść na kanapie i czekać. Zachciało mi się siusiu, zaczepiłam jakąś pielęgniarkę i ona zaprowadziła mnie do sali na której było napisane „pokój wybudzeń” i tam była toaleta. M zaczął żartować, że jak on będzie siedział na tej sali operacyjnej ze mną, to pewnie jego będą musieli potem zawieźć do tego pokoju wybudzeń. Strasznie mnie to rozbawiło.
Ok. godz. 11.25 położna zaprowadziła mnie na salę operacyjną. M został na korytarzu, miał czekać aż przyniosą mu odpowiedni strój porodowy.
Był tam już bardzo sympatyczny anestezjolog, pielęgniarka anestezjologiczna i jeszcze ze dwie osoby. Anestezjolog wszystko dokładnie mi tłumaczył co będzie po kolei robił. Położyłam się na stole operacyjnym, za chwilę kazał mi usiąść po turecku, powiedział, że poczuję zimno, bo będą przemywać mi plecy, potem powiedział, że poczuję lekkie ukłucie, a następnie rozpieranie – to znieczulenie miejscowe, aby mógł wkłuć się do tej przestrzeni w kręgosłupie gdzie podaje się znieczulenie podpajęczynówkowe. Nie poczułam za bardzo bólu, kazali mi się położyć, stół operacyjny został przechylony lekko w lewą stronę. Powoli traciłam czucie od pasa w dół, choć w pewnym momencie poczułam jak mnie dotykają i powiedziałam, żeby jeszcze nie zaczynali, bo ja wszystko czuję. Zaczęłam się pytać kiedy wejdzie M, bo bałam się, że o nim zapomną ale anestezjolog powiedział, że jak przyjdę lekarki, które będą mi robić cięcie to on też wejdzie. W pewnym momencie zrobiło mi się strasznie słabo, niedobrze, gorąco, chciało mi się wymiotować, czułam się jakbym miała umrzeć. Powiedziałam, że mi jest źle, dostałam jakieś leki przez wenflon (o ile dobrze pamiętam to efedrynę i adrenalinę). M wszedł na salę, w czepku, maseczce, i całym uniformie. Nie dużo różnił się ubiorem od całej reszty osób przebywających na sali operacyjnej. Było mi dalej słabo (podobno byłam blada jak ściana) niedobrze więc dodali mi jeszcze leki. Wreszcie wszystko zaczęło wracać do normy. M dzielnie siedział przy mojej lewej ręce, pytałam czy coś widzi, czułam że coś się dzieje za parawanem, takie szarpnięcia, ciągnięcia. Anestezjolog powiedział, że zaraz wyjmą dziecko, bo szykują już „kanał” i że poczuję nieprzyjemny ucisk pod żebrami. Po chwili poczułam ten ucisk i usłyszałam płacz mojego Malutkiego chłopczyka. M trzy razy podnosił się z krzesła, chciał zajrzeć za parawan ale kazali mu siedzieć.

Za chwilę zauważyłam, że malutkiego przekładają na stół z mojej prawej strony, słyszałam jak płacze, widziałam jego raczki, nóżki. Widziałam że jest biały od mazi płodowej. Leciały mi łzy szczęścia.
Położna owinęła go w ręcznik, pokazała mi jego jajeczka i siusiorka a następnie przytuliła jego policzek do mojego, pocałowałam go kilka razy. Zawołali M i wyszedł z nimi i Małym z sali. Zapytałam gdzie idą, pielęgniarka powiedziała, że idą go ważyć i mierzyć ale już będzie cały czas z tatusiem i mam być spokojna. Czas zszywania mojego brzucha strasznie mi się dłużył. Nie wiem ile to trwało. Wreszcie przyjechały dwie panie z patologii ciąży i przełożyły mnie na łóżko. Dowiedziałam się też, że Oli waży 3710 g, ma 56 cm i dostał 9/9/10 pkt w skali Apgar (dziewiątki za zabarwienie skóry) Jak wyjechałam z Sali, zobaczyłam mojego M jak stoi z pielęgniarką i Olisiem . Położyli mi go na brzuch, przykryli kołdrą i tak wróciłam z nim w ramionach na salę patologii ciąży, bo na położniczym nie było miejsc. Nie mogłam się napatrzeć, tuliłam i całowałam mojego małego chłopczyka. Położna przystawiła go do piersi i tak sobie leżeliśmy razem.
Ok. godz. 18 przewieźli mnie na oddział położniczy do sali 3 osobowej. Było tam strasznie gorąco, jedna z pań nie pozwalała otwierać ani drzwi ani okna. Temperatura dochodziła chyba do 35 stopni. Byłam cała mokra. O godz. 20 przyszła położna i powiedziała, że będziemy po kolei wstawać, ja miałam wstać najpóźniej, bo miałam cc ostatnia. Powiedziałam, że nie dam rady, że musze iść się wykąpać już teraz, bo tak mi było gorąco i źle. Pomimo bólu i tego, że było mi bardzo słabo wstałam z łóżka ok. godz. 20.15 i z M dotarłam z trudem pod prysznic. Usiadłam na krzesełku i 10 minut lałam na siebie chłodną wodę. M pomógł mi się umyć i wróciliśmy do sali gdzie czekał na nas nasz Mały Synuś Oliś!!!
Doris jak pomyślę jak trudne były te ostatnie lata, ile walki, ile "chemii" w sobie, stresu, bolu, strachu i łez mamy za sobą i ile teraz jest szczęścia to łzy same cisną się do oczu. Ty wiesz doskonale.. ♡♡♡ UDAŁO NAM SIĘ! !!
 
To czas na mnie:)
Obudziłam się w czwartek 07.07 i miałam śluz z krwią na wkładce, ale myslałam, że to po przytulankach ....
Jako, że data fajna to stwierdziłam, że działamy :)
Zrobiłam pranie, posprzątałam cała kuchnię jak na święta, potem łazienkę. O 11 wstał młody i chciał te nieszczęsne pancakes, to się zawzięłam i zrobiłam..... Jak je już zrobiłam to poszłam na chwilę do pokoju i nagle ... leci coś po nogach, wrażenie niesamowite..... nie ma lipy, wody odeszły, była godzina 11:40. Mąż w szoku, bo chciał poleżeć ;))) Telefon do położnej, że jedziemy. Na wkładce kolor wód żołty, jak dojechaliśmy do szpitala to tam mi zaczęło znowu bardzo lecieć i zaczęły się mocniejsze skurcze, była mniej więcej 12:30. Podpięli mnie pod ktg na 15 min, był jeden skurcz. POtem czekałam na lekarza i już były co 4 minuty, podczas badania szyjka cm i 2cm rozwarcia, ale zielone wody ..... Na salę porodową trafiłam o 13.30, skurcze co 2 minutę, po 40 minutach było już 6 cm rozwarcia i info, ze zaraz rodzimy.Maz patrzył jak cierpię i tylko oczy zaciskał hehe. No i przyszły bóle parte , cztery skurcze, myk, krzyk i dzień dobry - mamy córcie.... Maz wzruszony, niunia na brzuszku - jest pięknie. Zero nacięcia .... nie popękałam. Pomoc położnej nieoceniona, na pewno bardzo mi pomógł prawidłowy oddech. Bolało jak cholera, ale nie tak jak przy pierwszym. Po 2 godzinach już siedziałam, chodziłam normalnie. Oczywiście nie było mowy o spaniu pierwszej nocy, adrenalina i wogóle. PIerwszy sen dopiero następnej nocy, jakieś 2 godzinki. I zmęczenie poczułam dopiero wczoraj w domu. Śmigam, jakbym nie urodziła trzy dni temu:)
Wszytskim życzę takich porodów :)
Acha, nie dostałam żadnego znieczulenia, tylko tlen i faktycznie było lżej. A mąz tekst: "myslałem, że będzie gorzej" .... pffff ;)))))
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
To czas na mnie:)
Obudziłam się w czwartek 07.07 i miałam śluz z krwią na wkładce, ale myslałam, że to po przytulankach ....
Jako, że data fajna to stwierdziłam, że działamy :)
Zrobiłam pranie, posprzątałam cała kuchnię jak na święta, potem łazienkę. O 11 wstał młody i chciał te nieszczęsne pancakes, to się zawzięłam i zrobiłam..... Jak je już zrobiłam to poszłam na chwilę do pokoju i nagle ... leci coś po nogach, wrażenie niesamowite..... nie ma lipy, wody odeszły, była godzina 11:40. Mąż w szoku, bo chciał poleżeć ;))) Telefon do położnej, że jedziemy. Na wkładce kolor wód żołty, jak dojechaliśmy do szpitala to tam mi zaczęło znowu bardzo lecieć i zaczęły się mocniejsze skurcze, była mniej więcej 12:30. Podpięli mnie pod ktg na 15 min, był jeden skurcz. POtem czekałam na lekarza i już były co 4 minuty, podczas badania szyjka cm i 2cm rozwarcia, ale zielone wody ..... Na salę porodową trafiłam o 13.30, skurcze co 2 minutę, po 40 minutach było już 6 cm rozwarcia i info, ze zaraz rodzimy.Maz patrzył jak cierpię i tylko oczy zaciskał hehe. No i przyszły bóle parte , cztery skurcze, myk, krzyk i dzień dobry - mamy córcie.... Maz wzruszony, niunia na brzuszku - jest pięknie. Zero nacięcia .... nie popękałam. Pomoc położnej nieoceniona, na pewno bardzo mi pomógł prawidłowy oddech. Bolało jak cholera, ale nie tak jak przy pierwszym. Po 2 godzinach już siedziałam, chodziłam normalnie. Oczywiście nie było mowy o spaniu pierwszej nocy, adrenalina i wogóle. PIerwszy sen dopiero następnej nocy, jakieś 2 godzinki. I zmęczenie poczułam dopiero wczoraj w domu. Śmigam, jakbym nie urodziła trzy dni temu:)
Wszytskim życzę takich porodów :)
Acha, nie dostałam żadnego znieczulenia, tylko tlen i faktycznie było lżej. A mąz tekst: "myslałem, że będzie gorzej" .... pffff ;)))))
Nieufna a zdecydowaliście się na te szczepienia w pierwszych dobach?
 
reklama
Nieufna a zdecydowaliście się na te szczepienia w pierwszych dobach?
Tylko na gruźlicę, bo nie ma rtęci i moja teściowa pediatra zaleciła jednak, ale nie zaleciła tej wzwb. Kupimy lepszą w aptece i za jakiś czas zaszczepimy, tak nam doradziła. Oczywiście były małe wąty w szpitalu, że czemu nie, więc powiedziałam czemu nie i luz.
 
Do góry