Pora na mnie....
Oglądaliśmy z mężem tv i zaczęły się skurcze, ale takie średnie. Były co 20min od godz. 20:00-22:00. Zaczęły być co 10min i mocne od 22:00-23:00 i pojechaliśmy do szpitala, bo nasilały się.
W szpitalu zrobili badanie (1,5cm rozwarcia) skurcze jakieś się zapisywały i miałam jechać do domu wziąć nospę!! Zaznaczam, że z takimi bólami a bolało mocno. Postanowili zostawić mnie na patologii. Całą noc skurcze tak nasilały się, ze stałam pod prysznicem non stop, bo przeciwbólowa przy takim rozwarciu nie nalezała mi się
połozna się zlitowała po 2 godz dała mi nospę, która NIC nie pomogła.
Rano badanie....o 9! ja już taka wymęczona, ze podpięli mi paracetamol to chociaż poleżeć mogłam.
Badanie przez lekarzy i 3cm rozwarcia tylko po całej nocy!!! Podłączyli ktg.
Ktg leciało z 3godz i lekarze biegali nic mi nie mówiąc. Piszczało przy skurczach. Tętno dziecka spadało i dlatego.
Po tych 3 godz. decyzja (miałam nadzieję, że cc i koniec męki) jedziemy na porodówkę!
Tam się dopiero zaczęło.
Prosto na fotel. Non stop ktg. Nikt o niczym nie informował mnie. Jak pytałam to było jedno wielkie kłamstwo! Nie zgodziłam się na oxytocynę a w wypisie mam podane 2 kroplówki!!! Mówiąc mi, że to nospa.
od 14:00-19:00 w wielkich męczarniach dusiłam skurcze...i mdlałam, nie było ze mną kontaktu. Tętno małej spadało cały dzień a oni mnie maltretowali i nie wiedzieli dlaczego poród nie postępuje.
Poprosiłam, żeby ktoś zadzwonił po mojego męża (jak na porodówkę mnie przenieśli to prosiłam o tel, bo miał być). Lekarz powiedział, że to on decyduje co robimy i nie dostałam żadnego znieczulenia i po męza NIKT nie zadzwonił.
Lekarz był skur....położna w ostatniej chwili jak zemdlałam zareagowała i w 10min był blok operacyjny i cc...
Powód cc : krótka pępowina, która trzymała małą i nie schodziła w dół tylko cofała się. Całą ciążę wyniki WSZYSTKIE miałam wzorowe i do końca śmigałam wszędzie.
Dziewczyny! NIKOMU nie życzę takiego porodu...