reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści porodowe

Paula_dobro i się poryczalam :* :*
Dzielna kobieta z Ciebie Kochana [emoji813]

Jodelka dalas rade!! Suuprr!! :)


Doris jesteś wielka :) :*


Nieufna super opis :)


Asiak gratuluję tak szybkiego porodu :) nic tylko dzieci rodzic :)

AniaFania fajny opis :) ach co za emocje.. ;)
Napisane na GT-I8260 w aplikacji Forum BabyBoom
 
reklama
To teraz ja opowiem.
Dnia 07.07 stawiłam się razem z mężem o 8:00 rano na planowane cc. Byłam dość spokojna, stres umiarkowany, ale za to super podekscytowana, że to już. Przyszła położna i zaprowadziła mnie do mojej sali. Kazała wziąć prysznić od razu, bo w sumie mogą po mnie przyjść w każdej chwili. Po prysznicu miałam się przebrać w szpitalną pidżamkę, położyć się do łóżka i nie wstawać już. Tak też zrobiłam. Niedługo potem przyszła położna przygotować mnie do operacji. Ogoliła, założyła wenflon i cewnik Foleya. Zakładanie cewnika i chwile po były okropne... Jak już mnie oporządziła czekałam znowu. Przyszedł pierwszy lekarz, ordynator: "Dzień dobry, nazywam się tak i tak. To ja będę Panią ciąć. Proszę się nie martwić, nigdy wcześniej tego nie robiłem.". Ja wybałuszyłam oczy, bo nie byłam pewna czy dorbrze rozumiem. Położna się roześmiała, a on od razu poklepał po ramieniu mówiąc, że żartował tylko. Wyjaśnił co i jak, zapytał jakie chcę cięcie: pionowo po starej bliźnie czy poziomo. Wybrałam nowe cięcie na lini bikini. Zbadał brzuch czy się da zrobić, powiedział, że spróbują, ale nie mógł obiecać. Potem przyszedł kolejny lekarz, który miał mnie operować. Znałam go dobrze i też mnie pamiętał, bo już miał przyjemność mi grzebać w brzuchu podczas poprzedniej operacji. Na początku nie specjalnie go lubiłam, bo miał dziwny sposób mówienia, taki surowy i poważny ton, który zawsze mnie stresował. Zwłaszcza słowa, że musimy porozmawiać.. brr. Obejrzał mój brzuch i powiedział, że robienie literki T w chirurgi jest zakazane, ale jest dość miejsca na cięcie bikini tuż pod poprzednim cięciem. Odetchnęłam z ulgą. Lekarz poszedł i znowu czekałam chwilę. W końcu przyszły dwie położne i zawiozły mnie razem z łóżkiem na sale operacyjną. Mąż dreptał za nami z takim małym przeźroczystym wózkiem dla dziecka. Rozczulił mnie ten widok. Im bliżej byłam sali operacyjnej tym stres przybierał na silę. W końcu zaczęłam się trząść jak galareta. Na sali operacyjnej było sporo ludzi, każdy się przedstawiał coś zagadywał, ale ja byłam już w lekkim szoku. Do tego pielęgniarka, która się miała mną zająć podczas operacji była dunką, a ich za chiny nie mogę zrozumieć. Bardzo miły anestezjolog starał się mi wkłuć w kręgosłup, ale dopiero za 4 razem mu wyszło. To wkłówanie też nie było najmilszym doświadczeniem, ale samo znieczulenie to bajka.
W końcu zaczęło działać, a ja wpadła w lekką panikę, że zaczną operować zanim będę w pełni znieczulona. Widzę, że lekarze się już szykują, a ja nadal mogę palcami u nóg ruszać. Więc mówię do anestezjologa, że czuję palce u stóp, a on żebym się nie martwiła lekarze nic z moimi palcami robić nie będą :) Potem szybko poprosiłam męża by powiedział lekarzom by się upewnili, że nic nie czuję. W końcu czuję, że lekarz coś robi przy moim brzuchu i pyta czy czuję. Mówię, że nie i pytam czy stara się robić coś co bym czuła :) To się roześmiał tylko.
No i zaczęło się. Ja ciągle w szoku, ciągle jak galareta się trzęsę. Mąż siedzi obok w liljowym czepku a ja do niego coś gadam, co mi przychodziło do głowy by odwrócić uwagę. Czułam tylko różnie szarpanie i uciskanie. Dość ciekawe doświadczenie. W końcu zaczęli uciskać na brzuch a my nagle usłyszeliśmy nieziemski wrzask małego. Zaczęły się gratulację. Anestezjolog mnie gładził po głowie. Ktoś przyniósł zawiniątko, widziałam tylko nóżkę na poczatku, która wystawała. Przystawili mi małego do policzka. Zryczałam się okrótnie. Potem mąż, mały i pielęgniarki opóścili salę. Ja szok jeszcze większy, ale teraz już tylko leżałam i trzymałam kciuki, by nie było ze mną komplikacji. Szyli i szyli, co chwila ktoś pytał, czy wszystko ok. Było ok.
Jak skończyli ten stresujący mnie lekarz pochylił się nademną, pogratulował. Powiedział, że nie było komplikacji, ale... nie mogłam go zrozumieć... musimy później porozmawiać. Normalnie myślałam, że tam zawału dostanę jak to powiedział!
Potem przerzucili mnie na moje łóżko znowu i przenieśli na pooperacyjną salę. I tak sobie leżałam trzesąć się dalej jak galareta i myślać, czy z maleństwem jest dobrze i co ze mną, skoro ON musi ze mną porozmawiać... No i przyszedł jeszcze raz ten lekarz i uspokaja, że wszystko poszło dobrze, że mam się nie martwić, ale znowu, że musimy porozmawiać o przyszłości, bo coś tam... (ten lekarz jest włochem i też ciężko go zrozumieć). No to ja dalej w stresie.
W końcu przyszedł mąż z błogim wyrazem na twarzy i maleństwiem w tym wózku. Dostałam małego do piersi a potem na pierś. Byłam zfrustrowana, że nie mogę jego buźki zobaczyć dobrze, więc mąż zrobił zdjęcie i mi pokazał.
Po paru godzinach znieczulenie przestało działać i przewieźli mnie z tym łóżkiem na moją salę z powrotem. Tym razem mąż dreptał z tym wózkiem, gdzie było już nasze maleństwo zawinięte w niebieski kocyk.
Co było potem mniej więcej opisywałam na bierząco.. :)
Lekarz przyszedł porozmawiać następnego dnia. Wyściskał mnie i ucałował w policzek gratulując dziecka. Ja w szoku, że taki miły :p No i wyjaśniło się o czym chciał rozmawiać - chodziło tylko o to, ze następna ciąża to nie wcześniej niż za rok, albo najlepiej 2-3 lata.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Mam teraz chwilke to opisze swoj. W srode bylam na wizycie u swojego gina, zrobil usg malemu i dal mi skierowanie na cc, ale mowil żeby w razie w jechac a ja z usniechem ze to tylko 12 h to dam rade. Przygotowalam sobie w domu wszystko na poranny wyjazd do szpitala i leze w lozku przegladajac na tel jakies strony internetowe. Nagle poczulam a raczej uslyszalam w srodku stuk jakby uderzenie o kosc i mocny skurcz, no ale lezalam minute i przeszlo, za chwile poczulam ze cos sie ze mnie leje i nie moge tego powstrzymac, budze meza ze wody mi odeszly, ten zaspany i nie wiedzial o co chodzi. Doszedl do siebie i oczywiscie panika. Ja bylam jakos spokojna. Mialam skierowanie, po prostu zrobia wczesniej cesarke i dobrze. Dojechalismy na miejsce i caly czas sie ze mnie lało ale nie mialan skurczy, podpieli mnie pod ktg, z tetnen malego wszystko ok, pozniej przysZedł lekarz okropny, ze zwisajacym po kolana brzuchem i zadecydowal po badaniu ze nie ma rozwarcia i czekamy do 8 chyba ze sie zacznie akcja porodowa. Odeslali mnie do pokoju, na szczescie pozwolili mezowi zostac (dzieki Bogu bo urodzilabym w pokoju) polozylan sie na lozku i za chwile przyszedl mocny skurcz, za 15 minut następny, wolam polozna (okropna baba) ze zaczynam miec skurcze a ona ze to niemozliwe i ze mam niski prog boku, lezalam dalej, skurcze byly coraz mocniejsze i coraz czestsze,wzywalam polozna pare razy i za kazdym razem twierdzila ze nic sie nie dzieje, z laska przywiozła ktg ktore nie zarejestrowalo skurczy, przyszla i kazala isc spac. Kolo 3 plakalam juz z bolu i zaczelam sie oczyszczac. Kolo 4:20 mialam pierwszy party skurcz, osunelan sie na podloge, dobrze ze maz mnie zlapal i szybko pobiegł do tej.baby twierdzac ze rodze, przyszla i sprawdzila rozwarcie, okazalo sie ze mam pelne i zaczynam rodzic, wzięła mnie szybko pod reke z mezem i zaprowadzila ns porodowke, tam juz czekaly dwie polozne, zapytalam tyljo czy tu bede rodzic a ona ze tak. Przez godzine mialam parte skurcze, pod koniec trzymal mnie juz lekarz dwie polozne i maz i po ciezkich probach i krzykach ze juz nie dam rady urodziłam synka o 5:30. Dali mi go doslownje na chwilke i zaraz lekarz go zabral. Myslalam ze tak tu jest i nawet nie protestowalam, bylam szczesliwa ze mialam go choc chwile i ze udalo sie urodzic pomimo tej pepowiny wokol szyi. Pozniej okazało sie ze dostal mniej punktow w 1szej minucie ale jest wszystko dobrze i mam swojego skarba.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
No i znow sie poryczalam [emoji813][emoji813][emoji813][emoji813] Flammie super opis [emoji813][emoji813][emoji813]


Julka89.89 nameczylas sie ale wiesz... za jakis czas bedziesz dziekowac losowi ze jednak udalo Ci się sn urodzić ;) (ja tak mialam przy pierwszym porodzie, mialam miec cc a urodzilam sn) :) dzielna kobieta jesteś!!!! [emoji813][emoji813]




Napisane na GT-I8260 w aplikacji Forum BabyBoom
 
Julka jejku co za lekarze. Podczas porodu jednak ważne na kogo się trafi. I nie rozumiem po co chcieli czekać na większe rozwarcie skoro i tak miałaś mieć cc rano a już Ci wody odeszły!
Jesteś dzielna babka, dałaś radę tak z zaskoczenia :)
 
Kamejka bo im sie nie chcialo robic cc w nocy wiec stwierdzili ze mam czekac na swojego lekarza. A twierdzili ze rozwarcie musi sie zrobic zeby pozniej mi odchody poporodowe odeszly (nienormalni) jakbym sie uparla to mogłabym im syfu narobic bo miałam skierowanie, przyhechalan odpowiednio wcześniej a przy porodzie maly byl przysuszony bo pepowina..a to bylo glownym wskazaniem
 
Pora na mnie.... :)

Oglądaliśmy z mężem tv i zaczęły się skurcze, ale takie średnie. Były co 20min od godz. 20:00-22:00. Zaczęły być co 10min i mocne od 22:00-23:00 i pojechaliśmy do szpitala, bo nasilały się.

W szpitalu zrobili badanie (1,5cm rozwarcia) skurcze jakieś się zapisywały i miałam jechać do domu wziąć nospę!! Zaznaczam, że z takimi bólami a bolało mocno. Postanowili zostawić mnie na patologii. Całą noc skurcze tak nasilały się, ze stałam pod prysznicem non stop, bo przeciwbólowa przy takim rozwarciu nie nalezała mi się :) połozna się zlitowała po 2 godz dała mi nospę, która NIC nie pomogła.

Rano badanie....o 9! ja już taka wymęczona, ze podpięli mi paracetamol to chociaż poleżeć mogłam.
Badanie przez lekarzy i 3cm rozwarcia tylko po całej nocy!!! Podłączyli ktg.


Ktg leciało z 3godz i lekarze biegali nic mi nie mówiąc. Piszczało przy skurczach. Tętno dziecka spadało i dlatego.

Po tych 3 godz. decyzja (miałam nadzieję, że cc i koniec męki) jedziemy na porodówkę!

Tam się dopiero zaczęło.

Prosto na fotel. Non stop ktg. Nikt o niczym nie informował mnie. Jak pytałam to było jedno wielkie kłamstwo! Nie zgodziłam się na oxytocynę a w wypisie mam podane 2 kroplówki!!! Mówiąc mi, że to nospa.

od 14:00-19:00 w wielkich męczarniach dusiłam skurcze...i mdlałam, nie było ze mną kontaktu. Tętno małej spadało cały dzień a oni mnie maltretowali i nie wiedzieli dlaczego poród nie postępuje.

Poprosiłam, żeby ktoś zadzwonił po mojego męża (jak na porodówkę mnie przenieśli to prosiłam o tel, bo miał być). Lekarz powiedział, że to on decyduje co robimy i nie dostałam żadnego znieczulenia i po męza NIKT nie zadzwonił.

Lekarz był skur....położna w ostatniej chwili jak zemdlałam zareagowała i w 10min był blok operacyjny i cc...

Powód cc : krótka pępowina, która trzymała małą i nie schodziła w dół tylko cofała się. Całą ciążę wyniki WSZYSTKIE miałam wzorowe i do końca śmigałam wszędzie.


Dziewczyny! NIKOMU nie życzę takiego porodu...
 
reklama
Pora na mnie.... :)

Oglądaliśmy z mężem tv i zaczęły się skurcze, ale takie średnie. Były co 20min od godz. 20:00-22:00. Zaczęły być co 10min i mocne od 22:00-23:00 i pojechaliśmy do szpitala, bo nasilały się.

W szpitalu zrobili badanie (1,5cm rozwarcia) skurcze jakieś się zapisywały i miałam jechać do domu wziąć nospę!! Zaznaczam, że z takimi bólami a bolało mocno. Postanowili zostawić mnie na patologii. Całą noc skurcze tak nasilały się, ze stałam pod prysznicem non stop, bo przeciwbólowa przy takim rozwarciu nie nalezała mi się :) połozna się zlitowała po 2 godz dała mi nospę, która NIC nie pomogła.

Rano badanie....o 9! ja już taka wymęczona, ze podpięli mi paracetamol to chociaż poleżeć mogłam.
Badanie przez lekarzy i 3cm rozwarcia tylko po całej nocy!!! Podłączyli ktg.

Ktg leciało z 3godz i lekarze biegali nic mi nie mówiąc. Piszczało przy skurczach. Tętno dziecka spadało i dlatego.

Po tych 3 godz. decyzja (miałam nadzieję, że cc i koniec męki) jedziemy na porodówkę!

Tam się dopiero zaczęło.

Prosto na fotel. Non stop ktg. Nikt o niczym nie informował mnie. Jak pytałam to było jedno wielkie kłamstwo! Nie zgodziłam się na oxytocynę a w wypisie mam podane 2 kroplówki!!! Mówiąc mi, że to nospa.

od 14:00-19:00 w wielkich męczarniach dusiłam skurcze...i mdlałam, nie było ze mną kontaktu. Tętno małej spadało cały dzień a oni mnie maltretowali i nie wiedzieli dlaczego poród nie postępuje.

Poprosiłam, żeby ktoś zadzwonił po mojego męża (jak na porodówkę mnie przenieśli to prosiłam o tel, bo miał być). Lekarz powiedział, że to on decyduje co robimy i nie dostałam żadnego znieczulenia i po męza NIKT nie zadzwonił.

Lekarz był skur....położna w ostatniej chwili jak zemdlałam zareagowała i w 10min był blok operacyjny i cc...

Powód cc : krótka pępowina, która trzymała małą i nie schodziła w dół tylko cofała się. Całą ciążę wyniki WSZYSTKIE miałam wzorowe i do końca śmigałam wszędzie.


Dziewczyny! NIKOMU nie życzę takiego porodu...
Wspolczuje takiego traktowania :(
 
Do góry