reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści porodowe

Z perspektywy czasu oczywiście to wygląda inaczej, ale tam było mega ciężko. Ja mam dużą wytrzymałość na ból i myślę, że gdybym nie miała oxy, to urodzilabym bez znieczulenia. Oxy to szatan! :-)

Ja tez oxy mialam... niby tez mam duza wytrzymałość na bol ale noe ma opcji zebym urodziła bez znieczulenia :)
Najważniejsze ze dalas rade i miałaś/miałyśmy możliwość znieczulenia. :)

Napisane na GT-I8260 w aplikacji Forum BabyBoom
 
reklama
Może i ja opiszę swój poród.
Na patologii ciąży wylądowałam 8.07 ze względu na cukrzycę ciążową. Leżałam sobie spokojnie i czekałam na jakiekolwiek symptomy porodu. 12.07 rano standardowo podłączono mnie pod ktg i nie wiedzieć czemu tętno małej przyspieszyło. Lekarz wziął mnie na badanie na którym stwierdził 2cm rozwarcia. Na luzie powiedział że jeśli chcę mogę iść rodzić. Ja lekko zestresowana ale też zdecydowana by już urodzić.
Na porodówce podali mi oksytocynę ale niestety skurcze były coraz słabsze. Przyszedł lekarz, zbadał i ... stwierdził 4cm rozwarcia i wtedy też (myślę że z jego pomocą) odeszły mi wody. Potem poskakałam pod prysznicem na piłce i zaczęły się coraz boleśniejsze skurcze. A potem poszło już szybciutko. Jedno parcie i już widziałam główkę, drugie i maleńka była na świecie. Mąż był przez cały czas ze mną, dostał dyplom wzorowego taty. :D I położną miałam genialną, każdej rodzącej takiej bym życzyła!
:)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
I mnie było tak: 26 przyjęli mnie do szpitala tydzien po terminie, pobadali i stwierdzili że to jeszcze długa droga bo wszystko wysoko i pozamykane ale lekarz zapytał czy chce wywolywac na co ja ze oczywiście bo już nie mam sily i tak na drugi dzień od 8.00kroplowka. Trafiłam na koszmarny dzień porodówki, poród za porodem, leżałam sobie w sali pośrodku i z jednej strony przywozili maluchy z cięć a z drugiej, kobiety rodziły co się nasluchalam to moje, ciągle z myślą że za parę godzin to będę ja:-) a tu cisza.... Na ktg skurcze regularne 60-100% których nie czułam, a lekarze się dziwili że nic nie czuje:-) ok 11 mnie odlaczyli bo następny nagły poród był, potem ok 12 znów na godzinę większą dawkę i znowu nic nie czułam. Lekarz mnie zbadał, dość boleśnie i mówi że nic a nic się nie ruszyło i że z tydzień nim urodze minimum, ja już łzy w oczach że aż tyle, a że mialam tam jako takie znajomości to zaproponował na koniec cesarke i od razu się zgodziłam z ulga i po pół godziny była już moja kruszynkaa na świecie. Co się okazało... . Pod wpływem skurczow dziecko oddało smolke i miałam już zielone wody, nawet nie chce myśleć co by było za dwa dni... . I wszystko było tak poukładane w brzuchu że lekarz powiedział że nie dałabym rady naturalnie jej przepchnac więc i tak skończyło by się cc. Jak tak leżałem pod tą kroplowka to podziwiając tylko te położne ile mają pracy, ciągle w biegu.. A trafiłam na bardzo uprzejmy i pomocny personel. Cieszę się że już to za mną. Nie bolało kompletnie nic, teraz czekam jak będzie goli się brzuch, :-)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Z perspektywy czasu oczywiście to wygląda inaczej, ale tam było mega ciężko. Ja mam dużą wytrzymałość na ból i myślę, że gdybym nie miała oxy, to urodzilabym bez znieczulenia. Oxy to szatan! :-)
POtwierdzam. Miałam już jedno doświadczenie z oxy i teraz jak mi ją zaproponowali to od razu tak zaczęły drżeć mi nogi ze stresu, że połozna je trzymała by lekarz mial jak mnie zbadać. Normalnie stresowa delirka. Oczywiście na znieczulenie u mnie zawsze jest za późno
 
Ja tez mialam oxy bo nie moglam urodzic ale tak mnie juz wszystko bolalo ze nawet mocniejsze skurcze nie zrobily wrazenia. Mogli mi juz wszystko robic bylebym urodzila.
 
Pora na moją relację z porodu póki Jasiu śpi :p

Do szpitala pojechałam w poniedziałek 18.07. tydzień po terminie tak jak kazał mi mój gin. Tam badania okazało się że wszystko pozamykane dziecko jeszcze wysoko i decyzja że czekamy. I tak do środy. kiedy to na obchodzie pojawił się inny lekarz i stwierdził że jak nie ma pomyłki z wyliczeniem daty porodu to nie ma na co czekać i decyzja że w czwartek mam być na czczo i będzie kroplówka z oksy. Na trakt wzięli mnie w czwartek o 14 i byłam tam do 20, efekt? Delikatne skurcze i rozwarcie na opuszek, więc wróciłam na oddział i dalej czekałam. Mój gin zdecydował że ostateczne rozwiązanie przeprowadzi w niedzielę jak on będzie miał dyżur, albo mały wyjdzie dołem albo górą. W sobotę dostałam lekkich skurczy które w nocy się nasiliły i tak o 2 nad ranem trafiłam na trakt. Oczywiście szybki telefon do M że chyba się zaczęło. Na trakcie podpięli mnie pod ktg i jakieś skurcze się zaczynały. Później położna dała mi piłkę i tak z M skakaliśmy do 5. W między czasie trwał inny poród i położna za bardzo się mną nie interesowała. Po 5 podczas badania położna przebiła mi pęcherz płodowy i wody były zielone. Do godziny 7 leżałam na łóżku z bolesnymi skurczami i dali mi tylko gaz do wdychania. O 7 zmieniły się położne i w końcu zaczęło się coś dziać. Pozwolili mi wejść do wany i wtedy miałam już rozwarcie ok 6 cm. Dziewczyny powiem Wam że taka godzina w wannie była dla mnie zbawieniem. Dużo pomógł mi też mąż, który mówił że nie chce być przy porodzie a skończyło się na tym że nawet pępowinę przecinał :D jak wróciłam z wanny do dali mi znowu kroplówkę z oksytocyną żeby już to przyspieszyć. Z położną próbowałyśmy różne pozycje na stojąco, na klęczkach jednak ja wybrałam standardową na łóżku bo już nie miałam sił. W końcu zaczęły się skurcze parte i trwały 45 minut. O godzinie 9.45 położna mówi do mnie "Pani Ilono umawiamy się na 10 bo my tu wszyscy nie jedliśmy jeszcze śniadania, niech się Pani nad nami zlituje :D" i tak też się stało o 10 przyszedł na świat mój Jasio :) od razu położyli mi go na piersi i nie mogłam przestać płakać ze szczęścia :D Położna Pani Kasia Żak była super pomocna i gdyby nie ona to pewnie sama bym nie urodziła i dzięki niej nie popękałam i też nie nacinała mi krocza :) Dobra położna to i poród do przeżycia :)

Ale się rozpisałam :)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
ilona2701 też miałaś zielone wody jak ja po tym całym wywoływaniu,podobno dziecko się stresuje pod wpływem skurczy i oddaje wtedy smolke. Dobrze że już to za nami:-)
 
Piękne opisy porodów :) :) :) Świetnie się Was czyta!

Madziolina - ja z Nikośkiem też miałam 8 cm i coś tam bolało, ale do zniesienia :D
 
reklama
8 lipca miałam wizyte u swojego lekarza, późno, bo na 20. To był piątek. U niego zawsze jest godzinne opóźnienie i nie inaczej było tym razem. Weszłam do gabinetu po 21. Doktorek mówi, że ponieważ tydzień wcześniej byłam i ważyliśmy dziecko, to teraz nie ma potrzeby a zrobimy za to KTG. No i tak leżę....a on spojrzał na mnie, raz, drugi i mówi....."eeeehhhhh - zważywmy go, bo duzy ma Pani ten brzuszek". (Wcale nie był aż tak duży! ;-) )
No i na usg wyszło, że dzieciątko ma 4000-4200g! No jak to, przecież dopiero było 3500! :O A on mi każe jutro zgłosić się do szpitala i tam niech decydują, czy pozwolą mi urodzić SN (bo ja już po jednej cesarce).
Już zapłaciłam i wychodzę ze skierowaniem z ręce, a on jeszcze pyta - "A jak cisnienie??" No.....2 dni temu było 150/90, więcej nie mierzę (bo sie tylko denerwuję) a czuje się dobrze. A on przerażony - co??? I nic Pani nie mówi? Mierzy mi to ciśnienie, a tam 160/100. Prawie wyrwał mi to skierowanie i mówi "O nie, do szpitala to pojedzie Pani JUŻ". Patrzy na mnie i mówi mega poważnym głosem - "Ja nie żartuję, na serio już musi Pani jechać". A ja mu mówię, że przyjechałam, sama (20km), nie mam rzeczy. A on swoje - natychmiast! Wszystko dowiozą.
No to pojechałam, rodzić, sama, swoim samochodem.
Nie mogłam się dodzwonić do M., do nie miał przy sobie telefonu. Musiałam dzwonić do mojej mamy, żeby jechała do mnie do domu i do Marcina. W szpitalu byłam o 22, on dojechał 30min później.
Tam, położna zmierzyła mi ciśnienie, tak samo wysokie, lekarz zrobił usg, waga tak samo duża, moje obrzeki, ból głowy i decyzja o natychmiastowym Cesarskim cięciu. W dokumentach mam zapisane - zagrożenie stanem przedrzucawkowym.
Poszłam na trakt porodowy, tam mnie przygotowała przemiła połozna, cały czas monitorowali cisnienie (mega wysokie - 170/110), podpieli ktg - piekne skurcze porodowe zaczęły się pisać - a ja nic nie czułam. Przyszedł sam ordynator i też nie pozwolił mi rodzić (ale tez wszystko wysoko było) i sam zrobił mi cc.
Przeszłam na salę operacyjną, akcja znieczulenie. Nie mogła bić się w kregosłup - próbowała chyba z 20minut i tylko słyszałam jak mówi do pielęgniarki - no nie mogę, nie da się, daj większa igłę, dłuższą. Pani Kasiu, ostatni raz i musze panią uspić! :O I to gmeranie w kręgosłupie, oj....bolało.... i jeszcze sie bałam, jak mój kręgosłup (po operacji) znosi to wbijanie.... No ale udało się! Uczucie dziwne, chciałam żeby się jak najszybciej skończyło...odpływałam, było mi słabo, za wszelką cenę nie chciałam słuchać tego co mówią lekarze (nie mam pojęcia dlaczego). Skupiałam się na anestezjolog i z nią rozmawiałam.
Po chwili wyciągnęłi Juniora, pokazali i kazali mówić co urodziłam, dali do przytulenia i patrzyłam z boku jak go ubierają..... Urodził się długi - 60cm, stópkę też ma sporą ;-) i waga też piękna - 3930g.
Zawieźli nas na salę wybudzeniową, Igorek był cały czas ze mną, ale nie mogłam się podnosić - była położna, która przychodziła na każde jego zawołanie, przystawiała mi go do piersi, dawała do przytulenia. Bez problemu dali mi też środki przeciwbólowe - co w poprzednim szpitalu tylko przez pierwszą dobę.
Jestem bardzo zadowolona z opieki, połozne dbały o nas i bardzo się starały, wszyscy byli mili i przyjaźni. Szybko wstałam, szybko doszłam do siebie, wiedziałam, ze muszę dużo chodzić. Mąż i siostra byli w szoku, że tak szybko dobrze się czuję. Pamiętali co było 5 lat temu.....
Wszystko to już za mną...nie było łatwo, zwłaszcza, że chciałam rodzić sn, ale 3 lekarzy mi tłumaczyło, że nie możemy ryzykować ani moim zdrowiem i życiem, ani dziecka.
Igorek jest ogromnym żarłoczkiem - to miła odmiana po niejadkach dziewczynkach ;-) Nie mogę się nadziwić, ile je. I jaki jest inny. Jak po nim widać, że to chłopiec, ma większe dłonie, inne rysy twarzy.....jest po prostu idealny....
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Do góry