BasiaJulia
Fanka BB :)
To i moja historia w skrócie, choć ciężko to wspominać... Chyba muszę jeszcze raz sobie to w duszy przeżyć, bo się omęczyłam i sama nie wiem, co o tym myśleć.
Koło 21.30 dostałam skurcz bolesny jak na okres, powtarzał się tak co pół godziny, później już co 20 min. i w końcu co 15 min. Dlatego powiedziałam mężowi, że pochodzę trochę (bo już dawno leżałam) i zobaczymy czy się skończą. W końcu po 1.00 decyzja, że jedziemy.
Na IP informacja, że rozwarcie malutkie, więc działamy powoli. Podpięta do KTG i czekam, skurcze jak na okres, jak bolało potem bardziej to chodziłam i oddychałam.
W końcu koło 5 zaczęły odchodzić wody, niestety zielone i skurcze coraz częstsze - ktg pokazywało 99. I częstotliwość co kilka min. I tak mniej więcej do koło 11, skurcze co 5-3 min., a rozwarcie nadal 2 cm - dodatkowe wspomaganie oksytocyną. W końcu poprosiłam o znieczulenie i ulga. Już byłam szczęśliwa![Wink ;) ;)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
Koło 12.00 oświadczyłam, że jakby co to nie mam oporów przed cc, bo się zaczynam martwić o dziecko - decyzja lekarzy w 10 min., przygotowanie i operacja - moja mała krzyknęła sobie, a ja już byłam taka wymęczona, że odpływałam na tym stole, jeszcze cała ścierpnięta po 2 znieczuleniach, nawet tam, gdzie powinnam była odczuwać normalnie
Sara urodzona 21 lipca, godz. 12.56. Malutką mi tylko przytulili do policzka i ją zabrali, a mnie "kończyli".
Później jak leżałam na sali pooperacyjnej to pisałam z mężem, żeby mi choć zdjęcie przesłał, bo ja ją widziałam w przelocie tylko.
Wyszłyśmy wczoraj i już 2 noc razem, ja się czuję ok, bardziej boli mnie kręgosłup niż brzuch, zrobiłam już pranie i rozpakowałam torbę
Muszę chyba sobie naklejać kartki, żeby się nie przemęczać.
Trochę jak opisałam to mi stres minął![Smile :) :)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
Koło 21.30 dostałam skurcz bolesny jak na okres, powtarzał się tak co pół godziny, później już co 20 min. i w końcu co 15 min. Dlatego powiedziałam mężowi, że pochodzę trochę (bo już dawno leżałam) i zobaczymy czy się skończą. W końcu po 1.00 decyzja, że jedziemy.
Na IP informacja, że rozwarcie malutkie, więc działamy powoli. Podpięta do KTG i czekam, skurcze jak na okres, jak bolało potem bardziej to chodziłam i oddychałam.
W końcu koło 5 zaczęły odchodzić wody, niestety zielone i skurcze coraz częstsze - ktg pokazywało 99. I częstotliwość co kilka min. I tak mniej więcej do koło 11, skurcze co 5-3 min., a rozwarcie nadal 2 cm - dodatkowe wspomaganie oksytocyną. W końcu poprosiłam o znieczulenie i ulga. Już byłam szczęśliwa
Koło 12.00 oświadczyłam, że jakby co to nie mam oporów przed cc, bo się zaczynam martwić o dziecko - decyzja lekarzy w 10 min., przygotowanie i operacja - moja mała krzyknęła sobie, a ja już byłam taka wymęczona, że odpływałam na tym stole, jeszcze cała ścierpnięta po 2 znieczuleniach, nawet tam, gdzie powinnam była odczuwać normalnie
Później jak leżałam na sali pooperacyjnej to pisałam z mężem, żeby mi choć zdjęcie przesłał, bo ja ją widziałam w przelocie tylko.
Wyszłyśmy wczoraj i już 2 noc razem, ja się czuję ok, bardziej boli mnie kręgosłup niż brzuch, zrobiłam już pranie i rozpakowałam torbę
Trochę jak opisałam to mi stres minął