poczytałam o waszych historiach i az mi się sentymentalnie zrobiło.. skrobnęłabym coś o sobie, ale to historia na nocne pogaduchy, bo zakręcone te moje losy
a było tak: wychowałam się w klimatach oazowo-harcerskich.. niepoprawna romantyczka.. jakies tam "miłosci" się pojawiały, ale kończyły się obopólnym zapewnieniem o dozgonnej przyjaźni (jak na razie- obietnice dotrzymane
).. aż w końcu stwierdziłam, ze idę do zakonu.. i klapki na oczy- cel obrany.. ojjj a jak już się uprę..byłam w tzw. aspiracie, ale musiałam najpierw zdać maturę
w tym samym czasie obok moich rodziców wprowadziło się trzech chłopaków z Mazur.. moja babcia rozpoznała materiał i baaardzo mi zachwalała (na studniówkę mi partnera szukała), ale nie podjęłam tematu.. w końcu zona jednego z chłopaków (po 3 latach ich zamieszkiwania) przyszła mi złożyć życzenia urodzinowe.. zaprosiła na kawę itd... tym spoosbem poznałam J, który zacięcie układał puzzle.. znaliśmy sie 3 tyg. i J miał wypadek - wybuchł zbiornik z ropą... cudem go uratowano i wylądował na OIOMIE na Oparzeniówce w Siemianowicach.. we mnie natychmiast obudziała się Matka Teresa.. bo dojazdu od nas do szpitala nie było i trzeba było na stopa.. więc pojechałyśmy z jego bratową.. poszłyśmy do lekarza zapytać o stan zdrowia.. pani doktor stwierdziła, że bratowa to nie rodzina i informacji nie udzieli.. wpadłyśmy na pomysł,. żeby powiedzieć, że jestem jego żoną.. rokowania były kiepskie... a ja już zostałam żoną.. jak zaczełam studia w Krakowie to tam był łatwiejszy dojazd, więc jeździłam do niego przez 2 miechy jednocześnie błagając niebiosa, żeby mi zszedł z drogi, bo do zakonu nie dotrę.. no i po prawie 3 mis. J wyjechał na Mazury, bo tu nie miał warunków do leczenia.. myślałam, ze to koniec znajomości.. ale mój Romeo przydzierał do mnie 2 mies. później 20letnim maluchem bez rozrusznika w zakrwawionych bandażach
jak przyszedł tak juz został! wspólnie przechodziliśmy leczenie, rehabilitację i psychiczne dochodzenie do siebie i moje studia.. faaajnie było;-)zaręczyliśmy sie szybko, ale ze slubem czekaliśmy, bo z renty rehabilitacyjnej ciężko rodzinę utrzymać, a ja byłma na studiach.. ale udało się!
uff.. ale się napisałam;-)