Katharina, wydaje mi się, że evee sugeruje, że nie ma co na zapas kupować takich gadżetów, bo zazwyczaj bliskość wystarczy i są one zbędne. Mój przypadek chyba był trochę skrajny, ja w ogóle jeździłam na spacery z krzesełkiem turystycznym pod wózkiem bo nigdy nie wiadomo było, kiedy jednak mimo wszystko będzie potrzebna pierś

Ale sąsiadki z rówieśnikami robiły rundkę wózkiem dookoła bloku, potem wracały do domu, wstawiały wózek na balkon i dobre dwie godziny miały dla siebie.
Większość gadżetów jest zupełnie niepotrzebna. Ja kupiłam kołyskę małemu. Przez cały okres korzystania była w pozycji zablokowanej - nie znosił kołysania. Mam bujaczek z funkcją wibracji, syn tej funkcji nienawidził, szybko wyjęłam baterie i zapomnieliśmy, że ta funkcja w ogóle jest. Kupiłam sobie laktator, butelki, pojemniki do mrożenia mleka, wyparzacz, podgrzewacz do butelek. Wszystko się kurzy, moje piersi choć dały radę karmić przez dwa lata, z laktatorem były zupełnie niekompatybilne i spędziwszy pół wieczora na pompowaniu osiągałam wyniki rzędu 10-20 ml odciągniętego mleka. Kupiłam smoczki-uspokajacze, których mój syn używał niecały miesiąc a potem żadna siła go do tego nie była w stanie nakłonić (a ja nie naciskałam, nie to nie, choć może momentami na późniejszym etapie by mi to życie ułatwiło...). Mam chustę do noszenia. Sprawdzała się przez miesiąc, ledwo zawinęłam, dziecko spało wtulone. Po tym czasie cała procedura motania chusty doprowadzała moje dziecko do takiej rozpaczy i histerii, że nic go nie było w stanie uspokoić. Z chustowania musiałam zrezygnować. Przekonał się na nowo do chusty jak miał jakieś półtora roku i bunt wózkowy, a ja go mogłam motać na boku - wtedy znowu mieliśmy miesiąc czy dwa, kiedy była przydatna. Najlepiej kupić jak najmniej rzeczy i potem obserwować swoje dziecko i zastanowić się, co Wam się przyda. Wam obojgu. Co pomoże budować relację i usprawni funkcjonowanie. Nie ma co kombinować na zapas.