apricot
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 3 Październik 2016
- Postów
- 136
A propos transportu na porodówkę, to kiedyś napotkałam się z takim wywiadem:
Link do: Droga do porodu. Czy i kiedy możemy łamać przepisy? Wywiad z Inspektorem Markiem Konkolewskim -
Niestety nie umiem znaleźć strony, ale gdzieś wyczytałam, że oczywiście można wezwać karetkę w momencie rozpoczęcia akcji porodowej, ale niekoniecznie trafi się do wybranego szpitala, ale tego, który jest najbliżej (jak jest jeden, to pewnie nie będzie problemu, chyba, że zdarzy się jakieś przepełnienie na porodówce, ale jest to raczej mało prawdopodobne).
U nas z transportem do porodu było bardzo śmiesznie. Przez całą ciążę prosiłam męża, żeby się zastanowił nad porodem rodzinnym. Oczywiście odpowiedź negatywna była do zaakceptowania, ponieważ nie miałam zamiaru stresować się równocześnie samym porodem, jak i mężem, który panikuje już w momencie pobierania krwi z palca. Z kolei mąż już od końca grudnia marudził kto mnie zawiezie do szpitala, jak już się zacznie poród, a on będzie w pracy (pracuje wyłącznie na drugą zmianę). A jak wyszło? Wody odeszły w niedzielę, gdy akurat miał wolne, więc problem transportu sam się rozwiązał. A w poniedziałek rano, jak przywiózł mi jeszcze parę rzeczy o których zapomniałam, i tak sobie siedzieliśmy na sali przedporodowej, podłączono mi kroplówkę z oksy. Pierwotnie miał zostać tylko godzinę, a ostatecznie został praktycznie do samego końca porodu. Przy ostatnich skurczach partych wyszedł, bo już ledwo trzymał się na nogach z przejęcia Ale jak tylko dostałam maluszka, to pierwsze spojrzenie syna (otworzył obydwa oczka!) było właśnie na niego. Dla mnie to był bezcenny widok
Link do: Droga do porodu. Czy i kiedy możemy łamać przepisy? Wywiad z Inspektorem Markiem Konkolewskim -
Niestety nie umiem znaleźć strony, ale gdzieś wyczytałam, że oczywiście można wezwać karetkę w momencie rozpoczęcia akcji porodowej, ale niekoniecznie trafi się do wybranego szpitala, ale tego, który jest najbliżej (jak jest jeden, to pewnie nie będzie problemu, chyba, że zdarzy się jakieś przepełnienie na porodówce, ale jest to raczej mało prawdopodobne).
U nas z transportem do porodu było bardzo śmiesznie. Przez całą ciążę prosiłam męża, żeby się zastanowił nad porodem rodzinnym. Oczywiście odpowiedź negatywna była do zaakceptowania, ponieważ nie miałam zamiaru stresować się równocześnie samym porodem, jak i mężem, który panikuje już w momencie pobierania krwi z palca. Z kolei mąż już od końca grudnia marudził kto mnie zawiezie do szpitala, jak już się zacznie poród, a on będzie w pracy (pracuje wyłącznie na drugą zmianę). A jak wyszło? Wody odeszły w niedzielę, gdy akurat miał wolne, więc problem transportu sam się rozwiązał. A w poniedziałek rano, jak przywiózł mi jeszcze parę rzeczy o których zapomniałam, i tak sobie siedzieliśmy na sali przedporodowej, podłączono mi kroplówkę z oksy. Pierwotnie miał zostać tylko godzinę, a ostatecznie został praktycznie do samego końca porodu. Przy ostatnich skurczach partych wyszedł, bo już ledwo trzymał się na nogach z przejęcia Ale jak tylko dostałam maluszka, to pierwsze spojrzenie syna (otworzył obydwa oczka!) było właśnie na niego. Dla mnie to był bezcenny widok