korzystajac z wolnej chwili moze napisze jak przebiegł mój poród.Termin miałam na 11 maja(poniedzialek).Tego własnie dnia miałam rano wizyte ktg.oczywiscie wykres pokazywał jakies skurcze, ale takie nijakie, których wogóle nie czułam, takze o porodzie nie było wogóle mowy.Po powrocie do domu zjaedlismy obiad i troszke sie zdrzemnełam.Od godz.18 musiałam wymieniac sobie wkładki co 15, 20 minut.Maz od razu chciał jechac do szpitala, ale dla mnie to nie byl zaden powód szczególnie po wyniku ostatniego ktg.Jednak ok 22 na mojej wkladce pojawilo sie plamka lekko rózowa wtedy juz pojechalismy do szpitala.Lekarz papierkiem lakmusowym lakmusowym sprawdzil co to i stwierdzil, ze sacza mi sie wody płodowe.Zostałam przyjeta na obserwacje.Połozyli mnie na porodówce niby do rana.Podłaczyli ktg , z niego wynikalo ze skurcze sa co 15 minut, ale ja ich nie czulam wogóle.Ta noc byla okropna, bo wcale nie moglam zasnac gdyz obok w salach rodzily kobiety.Ale ok 5 rano lekarz podałmi cos dozylnie zebym sobie zasneła bo mial czekac mnie b. ciezki dzien.Oznaczało to tylko jedno-PORÓD.A ja nadal nie czulam skurczy.Obudziłam sie ok godz.8 rano i czulam sie wspaniale.Poszlam wziac prysznic i z powrotem na łózko i ktg-Skurcze co 8-10 minut,ja nadal nic nie czuje.Leze sobie i leze i nagle o 12.15 jajby ktos przebił mi balon miedzy nogami, chlusneły mi wody, wtedy wiedziałam , ze naprawde sie zaczeło.Napisałam do meza zeby przyjechał i ze dzis bedzie trzymał synka w ramionach.Skurcze zaczeły byc naprawde silne, ze az oddechu czasami nie mogłam złapac.Obecnosc meza bardzo pomogła.Masował mi plecy, ocierał czolo i caly czas trzymal za reke.Połozna przyniosla mi pilke zebym sobie poskakala i takie tam.Ale jak tylko na nia usiadlam poczulam okropne parcie(to bylo okropne)z powrotem na łózko i zaczeło sie parcieDlugo nie moglam wyprzec główki , ale w koncu sie udało.Nacinania krocza wogóle nie czułam(a tego bałam sie najbardziej).Gdy mały był juz w moich ramionach plakalam jak bóbr i te jego oczka które na mnie patrza nic piekniejszego nie ma na swiecie.O bólu tez sie nie pamieta.Maz takze plakał.Synek przyszedł na swiat o 18.45 ,12 maja 2009.Ale jakby nie patrzec wody zaczely sie saczyc 11 maja w wyznaczonym terminie.Filipek wazył 3700 i 57 cm długosci.Myslalam ze wyjdziemy ze szpitala w piatek, ale okazało sie ze malutki ma zółtaczke i byl naswietlany w inkubatorze.Płakałam jak szalona widzac go takiego goluskiego oswietlonego tymi lampami.Mały byl naswietlany ok 8h z przerwami na karmienie.Lampy pomogły, od wczoraj jestesmy w domku.Jestem szczesliwa.Kocham byc mamą.