saro - u mnie twoja metoda nie zda egzaminu.. Wyobraź sobie, ze M przyniósł mi Małą na wyniki obrony, bo - "nie chce herbatki, ona chce chyba cyca".. Normalnie rece mi opadly.. Co On myslal, ze co, rozbiorę się na korytarzu do polowy (bylam dosc zabudowana) i zacznę karmic Jagode..
Podobnie bylo jak miala 3 tygodnie i pojechalam na ostatni zjazd na studiach (zaliczenia itp. sprawy) - dr X rozrysowuje mi schemat do policzenia, a ja mam bombardowanie w tel... - moj M nie moze sobie poradzic z przebraniem Malej w aucie (niestety moja uczelnia, pomimo, ze panstwowa i z wieloletnia tradycja - nie posiada pokoju dla matki z dzieckiem, a przeciez posiadanie dziecka na studiach to nie sa indywidualne przypadki), i co - lece (w starym budynku uczelni istnieje tylko winda towarowa) na zlamanie karku z 4 pietra na parking aby przebrac Mala, i z powrotem aby zdazyc rozwiazac zadanie i zaliczyc przedmiot... normalnie PORACHA..
Wiem, ze na ogol nie narzekalam na niego - ale jak juz dzisiaj zaczelam, to:
1. Kupki należa tylko do mnie - bo M ma slaby zoladek, i grozi, ze bede musiala sprzatac dodatkowo po nim
2. M nie posiada cyckow (tak jakby mleka modyfikowanego i butelek nie bylo w kuchni)
3. 18-20st. ok. godz. 17:00 to już ZIMA (no nie zawsze, ale jak mu sie nie chce wyjsc z Mala na spacer, to tlumaczy, ze zimno jest i Mala się przeziebi)
4. No przecież M PRACUJE (grrrr - a ja leze do gory brzuchem i pogwizduje sobie pod nosem przez caly dzien)
5. coś by się jeszcze znalazlo...ale jestem tak na niego zla..ze tylko to mi sie narzuca od razu na mysl...