slonkoonline
Mama Juleczki
Wczoraj zadzwonilam do lekrza. Mowie mu, ze dzis jest termin porodu i nic sie nie dzieje. Mowie tez, ze skonczylo mi sie zwolnienie. On caly czas tylko "Tak, tak rozumiem!" No i nagle cisza, bo ja skonczylam gadac. On sie nie odzywa. No, wiec ja sie juz wkur... i mowie, ze czy moglabym przyjsc do niego. On na to, ze nie ma potrzeby i znow cisza. Wiec ja mowie "To co mam teraz siedziec w domu i czekac?" On, ze tak i ze powinnam zrobic KTG kontrolne. No to ja sie jeszcze go zapytalam co ze zwolnieniem... On, ze juz nie moze wypisac i znow cisza. Wiec ja sie go pytam, jak w takim razie mam funkcjonowac w pracy? On na to, ze teraz juz poprostu jade na macierzynskim. No i znow byla cisza, wiec juz prawie przez lzy podziekowalam i rozlaczylam sie.
O i taka byla rozmowa.
Zastanawiam sie coraz bardziej nad wizyta prywatna. Poszlabym do ordynatora oddzialu. Chodzilam do niego na poczatku, ale doslownie ze 3 wizyty. No co mam zrobic? Panstwowo nie dostane sie juz, bo jest na zapisy juz i caly tydzien jest zajety.....
Wiem, ze on ma tez USG, wiec moze namowie meza i pojde do niego.
O i taka byla rozmowa.
Zastanawiam sie coraz bardziej nad wizyta prywatna. Poszlabym do ordynatora oddzialu. Chodzilam do niego na poczatku, ale doslownie ze 3 wizyty. No co mam zrobic? Panstwowo nie dostane sie juz, bo jest na zapisy juz i caly tydzien jest zajety.....
Wiem, ze on ma tez USG, wiec moze namowie meza i pojde do niego.