rozumiem dziewczyny, które nie mogą się doczekać dzidziusia. ja za pierwszym razem od połowy czerwca każdego dnia 80% czasu myślałam o tym, że chce juz urodzić (termin na 7 lipca). z tego myślenia nic nie wyszło, zmarnowałam sobie tylko ostatnie wolne dni, w dodatku ciepłe, letnie. skończyło się cc ale dla mnie to było jak wybawienie a nie jak kara. teraz mam zupełnie inne nastawienie. w ogóle, w ogóle nic a nic nie myślę o porodzie. Czy mi się to podoba czy nie, wiem, że to nastąpi prędzej czy później. jestem w trochę innej sytuacji bo mam ustaloną datę graniczną (może się przesunąć np o 1 dzień) ale nikt mi nie zagwarantuje, że nie urodzę wcześniej. mam cc za 8 dni a mój mąż jest setki km ode mnie. jestem sama z dwulatkiem, którego muszę ogarnąć rano do przedszkola, ugotować mu jedzenie, zrobić zakupy, posprzątać w domu, odebrać z przedszkola ok 15 i do wieczora sie nim zajmować (sama). potem kąpiel (idę na łatwiznę, kąpiemy się razem przez godzinę
) kolacja i usypianie. i wieczorem mam czas dla siebie. i się z tego cieszę bo wiem, że to ostatnie chwile, że za moment wszystko się zmieni. doceniajcie ten czas kiedy jesteście same, możecie iść do łazienki kiedy chcecie, umyć się kiedy chcecie, zjeść kiedy chcecie a nie żyjecie pod dyktando noworodka
dzidziuś do was przyjdzie, to kwestia dni a szkoda zmarnować te ostatnie na narzekanie.