Niestety w weekend miałam trochę stresu, byliśmy na obiedzie u teściów, poszłam do łazienki i prawie nie zemdlałam jak na wkładce zobaczyłam krew. Byłam w szoku, bo nic mnie nie bolało i nic nie czułam, nie było to duże krwawienie, tylko plamienie. Szybko zostawiliśmy małego i powiedzieliśmy że skoczymy sobie na zakupy i polecieliśmy do szpitala, który na szczęście jest b. blisko. Na IP mnie zbadali, trochę na mnie dziwnie patrzyli, bo nawet karty ciąży nie miałam, bo wizyta dopiero 20.11. Pani doktor mnie zbadała, na szczęście wszystko jest w porządku, powiedziała że nie widzi żadnej nieprawidłowości, zrobiła mi usg, zarodek pojedynczy z widocznym echem serca, cieszę się że mogłam zobaczyć mojego bobka, ale okoliczności średnio przyjemne.
Powiedziała mi, że być może jestem trochę osłabiona, może się trochę za bardzo intensywnie poruszałam i to mogło być jakieś naczynko pęknięte czy coś. W każdym razie w poniedziałek rano dalej miałam trochę plamienia, może po badaniu, nie wiem, ale stres jest. Mąż mnie opr że mam na razie siedzieć na dupie i nic w domu nie robić, ale łatwo mówić przy małym dziecku...
Staram się jak mogę i czekam na wizytę już jutro, poproszę o jakąś luteinę na to plamienie.
W każdym razie jestem dobrej myśli, ale jak mnie coś zakłuje to aż mnie ciarki przechodzą...