Witam
Ja dalej w szpitalu, nie chcą mnie wypuścić a liczyłam, że dziś bedziemy już w domu.
Poród owszem miałam bardzo ciężki, ale jak tylko patrzę na córkę to zapominam o bólu. Choć gdyby nie to, że mam męża cały czas przy sobie to nie wiem jak bym dała radę zająć się małą, bo musi mi nawet pomagać przy wstawaniu do łazienki.
Na razie twierdzę, że Laura nie będzie miała żadnego rodzeństwa
wczoraj miałam masakryczny dzień, ale dziś jest dużo lepiej.
Skurczy po kroplówce dostałam dwie godziny po podaniu mi jej. To nawet nie były skurcze, bo przez cały czas miałam tylko ból w podbrzuszu, nic więcej. Dopiero koło 2ej w nocy dostałam takich bóli w krzyżu, że nigdy nie sądziłam, że jest taki wysoki próg bólu. O 3.30 dostałam znieczulenie w kręgosłup i od tego momentu jakoś mogłam znieść wszystko. Z gazu mogłam korzystać ile chciałam, to prawda, że czuje się wtedy jak naćpana. Mnie on tak nie pomógl, jak sobie wyobrażałam jego działanie. Miałam dwa takie momenty, że nic nie pamiętam z tego, albo pamiętam przez mgłę. Właśnie wtedy jak dostałam bóli w krzyżu i miedzy 7 a 8 jak już mała szła na świat.
Przed 7 rano przyszły mi myśli takie, że mała coś za długo jest w tym kanale, a położne ciągle mówią że jeszcze raz i już będzie na swiecie. Ten tekst słyszałam chyba z 10razy, potem mąż podsłuchał rozmowę położnych, że dziecko jest za duże, gdzieś tam nie może sobie poradzić by przejść, ja juz jestem za bardzo osłabiona by sobie z tym poradzić a na cc jest za późno. Przyszedł cały blady, opowiedział mi wszystko.. I dziewczyny wierzcie mi, że dostałam takiego powera, że Laura urodziła się 15 min później, cała sina, bez oznak życia, w pierwszych minutach dostała tylko 3pkt apgar. Akcję serca pobudzali i coś jeszcze robili ale to tylko mąż był przy tym, taki zszokowany tym co się dzieję, że jak przyniósł mi córkę to płakał, bo myślał, ze mała nie przeżyła. Położne podobnież cały czas błagały, żeby małej zaczęło bić serce. Co prawda, dostała po dwóch godzinach 10pkt, ale tej traumy chyba nie zapomnimy z mężem do końca życia. Mam żal so położnych, że cały czas wmawiały mi, że wszystko jest w porządku, że córka będzie za chwilę na świecie. A co jak by mąż nie usłyszał tej rozmowy i rodziła bym tak ze dwie godziny? Wtedy mała by na pewno nie przeżyła
Ja straciłam za dużo krwi, o litr za dużo, ciśnienie teraz mam w miarę, chociaż mam skoki i tego się ciągle czepiaja, srednio mam 130/80, ale zdarza się 115/60 i to już im nie pasuję.
O kroczu to nawet nie wspominam, boli jak masakra, w Szwecji nie nacinają sami tylko czekają, aż samo pęknie. Oczywiście popękałam, bo jak przy 4kg dziecku nie miało by się pęknąć
Poród masakra, raczej wrażenia z niego, ale jak już ma się dziecko przy piersi to żaden ból się nie liczy.
Boli mnie każdy mięsień jak bym na siłowni spędziła dwa dni, wszędzie mam ślady ukłuć po kroplówkach, itd, tak że dziś nie mogli znaleźć miejsca żeby ponownie się wkłuć
Z cycowaniem teraz walczymy
słabo ze mnie leci, ale mam nadzieję, że się rozkręci.
Miłego weekendu dziewczyny.
Mnie mam nadzieję, że wypuszczą jutro, położna twierdzi, że jest szansa, chyba że moje wyniki się nic nie zmienią.