Hej.
Ja jestem z rejonu krzyk, okolice między parkiem poludniowym a grabiszynskim. Za 2-3 tyg moge sie spotykac
Undomiel, w moim szpitalu dziecko jest caly czas z mama. Zabrali go do mycia i obserwacji na kilka godzin, no i ja moglam sie troche zdrzemnac i zregenerować. Chociaż sredni to byl odpoczynek. Z braku miejsc leze na porodowce, pomiedzy blokiem porodowym a sala poloznych. W nocy jakas dziewczyna strasznie krzyczala, wiec zasnelam dopiero kolo 4... ale odespalam w dzien, a zaraz przenosza mnie na ginekologie wiec troche spokoju bedzie.
Co do ruchu na porodowkach to ponoc kazdy wroclawski szpital oblezony mocno. Z akcja przyjmuja jesli jest miejsce na porodowce. Ale jak bylam na IP to dziewczyne 12dni po terminie z dzieckiem z wada serca odeslali. Zrobili jej tylko ktg i usg i do domu...
A ze mna bylo tak:
Rano bylam z synkiem na spacerze i krzyz mnie od rana pobolewal. Po powrocie do domu i polozeniu malego spac zobaczylam ze moj malz znowu kuwete zapomnial posprzatac, wkurzylam sie strasznie na niego, zrobilam awanture przez tel, zalozylam rekawiczki i ogarnelam ten syf.
Usiadłam, odpalilam bb, poczytalam napisalam pare postow i jakos brzuch mi sie zaczal mocno stawiać, ale bezbolesnie, tylko jakby mi ktos balonik w srodku pompowal. Wzielam nospe i mg, ale twardnienia nie zmalały, zaczelo troche bolec jak przy okresie w dole brzucha i krzyżu. No to zaczelam zerkac na zegarek, robiło sie coraz bardziej regularnie. Najpierw co 10, potem8-7 minut.
No to do męża jeszcze raz, zeby moze wychodzil juz z pracy i przy okazji po mame swoja pojechal.
To wszystko trwalo od ok 13 do 15. Mały na szczęście spal. Ja szybko zaaplikowalam sobie czopka, zrobilam nr2, wskoczyłam pod prysznic i dogolilam wiadome miejsca i dopakowalam klapki i kilka drobiazgów do torby.
Maz sie z tesciowa pojawili i pojechalismy ok 16, skurcze juz co 6min, ale jeszcze musialam po drodze do przychodni podjechac odebrac GBS wynik, bo jakos wczesniej czasu nie bylo... ujemny na szczescie.
Do szpitala zajechalismy na 16:40, maz to sie caly trzasl i myślałam ze jeszcze jakas stluczke zaliczymy, bo jechal wariacko, a korki byly niezłe.
Na IP badanie, rozwarcie wyszlo wewnetrzne na 2cm, wywiad, usg i o 17:15 bylam na sali ze skurczami co 3min. Ktg, po ok pol godz skurcze juz sie zaczely robic bolesne, wiec prysznic, potem pilka itp. Ok 19:30 juz mialam 8cm i parte sie zaczely.
Niestety nie udalo sie zachowac klasy i po pierwszym partym poszla znowu dwojka... ale juz to mialam gdzies, położna byla wyluzowana, wiec tez postanowilam sie nie przejmować. Zdążyłam tylko krzyknac do meza krzysiek wyjdź! Mam nadzieje ze ominal go ten zrzut błota...
Chyba "pomogly" mi 2 czopki ze scopolanem ktore mi polozna zalozyla na zmiekczenie szyjki oraz nacisk dziecka. No trudno. Postaram sie szybko o tym zapomniec
W kazdym razie jeszcze kilka skurczy i maly o 20:10 byl juz na swiecie. Obylo sie bez nacięcia, pekla mi lekko skóra, mam zalozone tylko 2szwy. Ale to pewnie dlatego ze synek taki malutki- 2870, a na usg na IP wyszlo 3200. Rodzilam w pozycji kolankowo-lokciowej, calkiem fajnie, nie czuje sie takiego parcia na odbyt. Chociaż pod koniec myslalam ze pekne z przodu.
Jak czekalam na lozysko i zalozenie szwow to maly caly czas byl kangurowany, potem z mezem na mierzenie i ważenie, potem podczas 2h obserwacji lezal ze mna i zasysal sobie mleczko. Potem ok 23 go wzieli na noworodki umyc a ja pod prysznic i sprobowac sie zregenerować. O 5rano poszlam po niego i juz jestesmy razem.
Z karmieniem jakos idzie zalapal ssanie, ale brodawki bola masakrycznie. Chyba jutro sprobuje zalozyc nakladki bo juz czuje ze cos sie chyba nadrywa...
Jakby ktoras chciala wiecej szzegolow to piszcie prw.
Pa!