Cześć Dziewczyny
Niestety i tym razem się u mnie nie udało. Jeśli któraś z Was będzie mieć problemy, zdecydowanie odradzam szpital nr 2 w Bytomiu!! Potraktowano mnie tam jak przedmiot, który przeszkadza, musiałam się upominać o leki, które są mi potrzebne by nie doszło do konfliktu serologicznego, co zmiana personelu to inne, sprzeczne informacje, nie mówiąc już jak potraktowała mnie pani doktor na IP.... "Ale po co pani przyszła? A skąd u pani w ogóle pewność, że jest pani w ciąży?" - dzień wcześniej, kiedy zaczęłam plamić również byłam na IP i lekarz zrobił usg, endometrium było pogrubione jak należy, ale nie było widać pęcherzyka... zrobili mi betę na cito i wzrosła w porównaniu z ostatnią sprzed kilku dni. Lekarz powiedział, że pęcherzyk pojawia się przy becie 800-1000 UI/l, a ja miałam 534, więc dostałam leki na potrzymanie i do domu, z zastrzeżeniem, że gdyby krwawienie się wzmogło, to wrócić na IP. Wieczorem zaczęłam krwawić i wróciłam na IP rano, a tam to babsko... Dalej nie było widać pęcherzyka, mogła to byc ciąża pozamaciczna, a ona do mnie "no cóż, to się poroni". Do tego ordynator sobie właził kiedy chciał i ciągle ktoś się przetwierał w trakcie badania, zero intymności, zero empatii, poszanowania mojego prawa czy godności... Ta pani doktor wysłała mnie na oddział ginekologiczny z notatką, że przyjęta jestem do zabiegu łyżeczkowania. Kolejna beta, 610 UI/l, czyli wzrost, ciąża walczy... wreszcie pojawił się jeden lekarz, który miał ze mną omówić zabieg, ale widział wyniki i powiedział "czekamy". Że lepiej poczekać, może się uda, krwawienie nie oznacza od razu poronienia... Niestety późnym popołudniem się zaczęło poronienie a rano beta wynosiła już zaledwie 210 jednostek... Po zabiegu znowu sprzeczne info co 4 h ktoś coś innego mówił... dopiero po solidnej awanturze dostałam leki... a najgorszą ignorantką okazała się być przełożona pielęgniarek, straszna jędza, której się wydaje że zjadła wszystkie rozumy i wie więcej, niż lekarze... Ogólnie - omijajcie ten szpital!! Leżała ze mną dziewczyna, która była dwa tygodnie po porodzie, przez niedbałość szpitala w czasie porodu doszło u niej do zakażenia wód płodowych i miała cesarkę na cito, niestety i tak maleńka była już zakażona, ona też, małą wyleczyli i jest w domu z dziadkami, a dziewczyna leży w szpitalu i czeka na wyleczenie... A całą ciążę miała zdrową, bez problemów. Czy to jest normalne?