Dziewczyny oto moja historia wielkiego dnia. Jakiś czas temu pisałam wam o moim ciśnieniu, gbs. ogólnie żaliłam się na służbę zdrowia. 1.07 po całym dniu pomiaru ciśnienia i brania leków nadal było wysokie. zawsze powyżej 150/90. Myślałam, że pewnie wyniki są nie dokładne w końcu to laicki sprzęt. ok 23 pojechaliśmy z mężem do szpitala tylko zmierzyć ciśnienie. Bez żadnego przygotowania, bez ciuchów, wyników tylko z karta ciąży. Położna zmierzyła mi ciśnienie i nic nie mówiąc od razu dzwoniła po lekarza. lekarz przychodzi standardowy wywiad... i usłyszałam 200/140 :O i komentarz lekarki. "w moczu jest białko. pani lekarz nic z tym nie robił?... a wynik gbs ma pani?" dziwna zrobiła minę gdy usłyszała odp. ze lekarz stwierdził, że antybiotyk daje się zapobiegawczo już przy porodzie. No nic. Pobrała wymaz, zbadała i dali biała szpitalna koszule. Trafiłam na patologie ciąży. Leki, zastrzyki. Nic nie zbijało ciśnienia. Następnego dnia próbowali poszerzyć mi szyjkę. Efektem był jeszcze większy stres i ból. Po jakiś 2 h stwierdzili, że nie można dłużej czekać. W ciągu 5 minut już leżałam na stole operacyjnym. Mały urodził się po 20 minutach. Zostały mi pokazane jajka
i policzek do policzka. Mały dostał 10pkt. Na sali pooperacyjnej długo dochodziłam do siebie a miałam tylko znieczulenie zewnątrz-oponowe. Tego samego dnia widziałam go tylko chwile, ale jak mi go dali następnego to już nie oddalam. Teraz tydzień po całej akcji ciśnienie nadal bywa wysokie. STWIERDZAM ZE GINEKOLODZY W JEDNEJ Z GDANSKICH PRZYCHODNI SA WINNI MOJEMU STANOWI. CO BY SIE MOGLO STAC GBYBYM NIE BYLA NADGORLIWA Z CISNIENIEM.(osobom zainteresowanym napisze co to za wspaniała przychodnia).