Ja jak raz byłam na NFZ na zwykła wizytę (nie w ciąży) to czekałam chyba miesiąc na wizytę a badanie było „palpacyjne” trwające 5 sekund. Nic się nie dowiedziałam i ogólnie nie wiedziałam co się wydarzyło bo nawet 5 minut nie bylam w gabinecie. Po prostu „ jest ok do widzenia.”A ja jestem rozdygotana, wkurwiona i najadłam się stresu. Nigdy już nie pójdę na nfz do ginekologa. Poszłam po skierowanie na badania, zostałam zjebana na wejściu, że jak już byłam u jednego lekarza to powinnam do niego chodzić, bo tak jest przyjęte w Polsce. Mówiłam, że poszłam w obawie, że coś się stało z ciążą, bo dostałam plamienia, że próbowałam się umówić do przychodni, ale w rejestracji kazali jechać na IP, nie chciałam siedzieć na sorze, więc poszłam prywatnie.
Usg zrobił mi przez BRZUCH, 3 razy prosiłam, żeby zrobił dopochwowe, bo słyszałam że tak wcześnie przez brzuch źle widać. Powiedział, że dopochwowe nic nie zmieni, on się lepiej zna na robieniu przez brzuch i tyle. Nastraszył mnie, że to puste jajo płodowe, on tam zarodka nie widzi i dostałam tylko skierowanie do szpitala... Zaryczana wróciłam do domu. Napisałam do mojej ginekolog i odpisała tylko, że tak wczesnej ciąży nie da się ocenić przez brzuch.
Chciałam się uspokoić a tylko najadłam się nerwów. Mąż wystawił mu 6 jedynek w internecie.
Dalej trzymam się zdania, że na nfz nie ma dobrych lekarzy, są tylko buce bez empatii.
Od tamtej pory do każdego lekarza specjalistycznego chodzę prywatnie. NFZ to dno.