Ja o ciazy powiedziałam rodzicom, w pracy, bo na l4 poszłam i bratu męża. Swojej siostrze tez bym powiedziała, ale chce osobiście, a dawno sie nie widziałyśmy, bo mieszka w innym mieście. Mojej mamie najchętniej od razu bym powiedziała, ale ostatecznie powiedziałam w 8 tygodniu po 2 „serduszkowych” usg. Uznałam, ze chce jej powiedzieć jak juz sama bede sie bardziej cieszyć, a nie tylko martwić plamieniem. A zmartwień ostatnio miała dużo, bo babcia na raka choruje i ciagle po lekarzach latają, wiec chciałam żeby ta ciąża naprawdę była pozytywnym aspektem. Nie mowie na razie np.babci, bo zaraz wypepla przez telefon rodzinie z daleka itd. Teściom tez niechętnie mówiłam, bo oni zaraz tez by wszystkim wygadali - znajomym, sąsiadom itd. Juz 2 dni po tym jak im powiedzieliśmy i milion razy prosiliśmy, żeby nikomu nie mówili to teściowa:”powiedzcie dziadkowi, bo ja często sie z nim widzę i boje sie, ze sie wygadam” mąż sie wkurzył i jej dosadnie powiedział, ze przecież jasno sie wyraziliśmy i ze dziadek wygada znajomym, których córka jest meeega plotkara i zaraz wszyscy bedą wiedzieli... w środę mam wizytę, to będzie końcówka 10 tygodnia i jak będzie wszystko ok to juz pewnie znajomym powiemy jak sie spotkamy. Tez uważam, ze najblizsi powinni wiedzieć, bo taka wiedza tylko dla siebie nie jest dobra, np.w przypadku poronienia. Raz, ze człowiek dusi to w sobie i cieżko mu pogodzić sie ze strata, a 2, ze pewnie wtedy odpuszcza sobie spotkania z ludzmi, zamyka sie na świat, a ten świat nieświadomy niczego może sie czuć urażony i mieć wręcz pretensje o nasze zachowanie, nie mając pojęcia przez co przechodzimy. Natomiast sama dlatego niewielu osobom mówiłam, bo nie czuje potrzeby, żeby np.wiedziala ciotka, która widzę raz na kilka lat... przyjaciele zawsze mnie wesprą, rodzina najbliższa, ale juz np.”pani Ela z banku” nie jest mi potrzebna do wspierania i odgadywania za plecami