Nerwowo

prawdę powiedziawszy to wizyta w szpitalu w poprzednia środę totalnie mnie podłamała, mam za soba wiele wylanych lez. Żeby nie było - usg I ktg prawidłowe. Natomiast waga...wyszła ponad 4150g. I to na sprzęcie, który w poprzednich dwóch moich ciążach znacząco zanizal wagę dzieci. Masakra. Liczyłam trochę na to, że mój lekarz się mylił (choc wlk brzucha i moje odczucia wskazują na to, że tak nie jest), a tu coś takiego... powiedzieli, że mam pojawić się w pt 13ego (oby okazał się szczęśliwy!) z nadzieją, że mnie przyjmą na oddzial patologii ciazy (gwarancji brak!) - będzie indukcja porodu. Marzyłaby mi się cesarka - choc im więcej rozmawiam z ludźmi mądrzejszymi od siebie, tym mam większe watpliwosci czy jest to najlepsze rozwiazanie. Natomiast scenariusz ciecia jest w Gdańsku mało prawdopodobny - skierowania od lekarzy prowadzacych ciaze/psychiatrow są podważane i szpital sam ocenia czy cesarka jest faktycznie potrzebna, ciecie robione jest jak jest absolutna koniecznosc. Moglabym jechac do innych, pobliskich miejscowości (tam skierowania podwazane nie sa), ale tego nie chce... Także sytuacja jest taka, że wracaja do mnie wspomnienia bólu i wszystkich przeżyć na porodówce, dociera do mnie, że będę musiała to znowu przeżyć... I strach mnie paraliżuje, próbuje się pocieszyć się myślą, że szybko to przebiegnie i będę szybko 'na chodzie'. Dziewczyny, trzymajcie kciuki! Po pierwsze, żebym dostała się do mojego wybranego szpitala, a po drugie żeby indukcja przebiegła sprawnie - wowczas moja rodzinka w nocy z pt na sb ma szansę zostać zasilona przez kolejna kobietę

Kaja, a jak tam u Was????