Przyznam, że podchodząc do IVF w wieku 39 lat w ogóle nie śmiałam myśleć o "klęsce urodzaju" (mimo dobrego AMH). "Zbyt dużo" zarodków chyba nie istniało w moim wyobrażeniu, bo przede wszystkim myślałam, że mogę wcale ich nie mieć, że mogę w ogóle mieć niewiele komórek, a później - że przecież to nie jest tak, że każdy zarodek oznacza dziecko lub decyzję do podjęcia. Może się przecież zdarzyć, że i 10 transferów nie zakończy się ciążą...
Po prostu myślę, że nie warto zaczynać całego procesu z takim bagażem rozterek, bo to na pewno nie pomoże...