reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Czy bić dzieci? Oczywiście że

Wlasnie przewertowalam wiadomosci dotyczace Szymona. Nie bede sie rozwodzic nad szczegolami ale w przypadku przyzwolenia na bicie dziecka znowu pojawia sie uniwersalne usprawiedliwienie- "bo mnie nerwy poniosly".

I teraz do wszystkich zwolennikow przyzwolenia na podnoszenie reki na dziecko: jesli slubnego "poniosa nerwy" i zamachnie sie reka na polowice, to zaraz wielka sprawa o maltretowanie. I nie pomaga tlumaczenie, ze go "nerwy poniosly, jest zestresowany" itp. Ale jak rodzic zamachnie sie na dziecko to ok, bo to jego dziecko i ma prawo! Wlasne dziecko mamy prawo doprowadzac do porzadku, bo to my je karmimy, ubieramy, oplacamy i dlatego mamy prawa ZADAC od niego bezwarunkowego posluszenstwa tu i teraz. Bo to my jestesmy zmeczeni, zdenerwowani, sfrustrowani wiec dziecko powinno zachowywac sie tak jak my chcemy, bo to my mamy za niego odpowiedzialnosc. Bo to my dorosli mamy prawo aby "pokazywac swoje nerwy", bo to my dorosli zmagamy sie z trudami codziennosci a nie dziecko. Bo to my dorosli mamy prawo do "humorow" a nie dziecko.
Bo dziecko powinno grzecznie siedziec, kiedy tego wymagamy, bo powinno sie grzecznie bawic, wtedy kiedy my wymagamy, bo powinno wyjsc na spacer, kiedy to nam najlepiej pasuje, bo powinno zjesc tyle ile nam pasuje, bo powinno isc spac, kiedy nam pasuje, bo nie powinno plakac ani marudzic kiedy nam nie pasuje.Bo moze sie z nami bawic kiedy nam pasuje i nie zawracac glowy zabawa kiedy nam nie pasuje. Bo my musimy posprzatac, ugotowac obiad, zrobic zakupy, pracowac, zaprowadzic do przedszkola itp a dziecko jak nie potrafi pomoc to niech no nie przeszkadza, bo my to przeciez robimy dla niego??????!

Wiec jesli ktos mysli w ten sposob o macierzynstwie jak o tresurze, to niech sobie lepiej kupi psa!
 
reklama
Witajcie.
Śledząc ten wątek natknąłem się na stwierdzenie, że "bicie dziecka jest porażką rodzica", czy cos w tym stylu. Uważam, że jest to święta prawda. Jako rodzic, popełniłem wiele bledów wychowawczych i bijąc się w pierś przyznam, że dopuściłem się do tego najgorszego. Tak, zdarzyło mi się podnieść rękę na dziecko i zapewniam, że była to wielka porażka. To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Wyrzuty sumienia i uczucie klęski towarzyszyły mi przez resztę dnia. I nigdy tej lekcji nie zapomnę.
Być może taki model wychowawczy odebraliśmy od naszych rodziców, a być może brakuje nam cierpliwości. Mogę jednak z pełnym przekonaniem zapewnić, że klaps nie jest dobrą metodą wychowawczą. Od kilku lat jestem zdecydowanym przeciwnikiem klapsa i uważam, że wychowywanie dziecka bez kar cielesnych jest skuteczniejsze i bardziej przyjazne dziecku.
Pozrawiam
Sławek
 
a może warto by tym, którzy uważają, że bez bicia nie da się dziecka wychować podsunąć pomysł na alternatywne metody? powiem szczerze że z własnego doświadczenia wiem, że nie ma kar uniwersalnych i długo szukałam czegoś, czym zastąpię to jak karzą dzieci znajomi - brak telewizji czy słodyczy jest przez moje dziecko traktowany co najmniej obojętnie:-D
 
Ostatnia edycja:
I jeszcze jedno: jeżeli my będziemy bić nasze dzieci, one dorosną z przekonaniem, że bicie jest normalne. I tym bardziej będą bić swoje dzieci (nasze wnuki)! Rzadko które dziecko nie powieli błędów dorosłych.
Przy okazji: krzyki, wrzaski i słowne obrażanie dziecka to też nie jest dobra metoda.
 
mikkka, pewnie, że nie są to metody skuteczne by wychować dobrego człowieka, ale pytanie - jakie u was skutkują? może coś podpowiecie? bo w naszym przypadku jedyne, co odnosi skutek to zakaz pójścia na trening, ewentualnie groźba nieprzeczytania wieczorem książki, ale tego i tak nie chcę tego stosować tak naprawdę, bo nie ukarzę tym syna, a skrzywdzę. z treningami w sumie podobnie.. cała reszta po młodym spływa - tv i tak niemal nie ogląda, brak zabawy przeboleje bo idzie rysować.. a nie mogę mu przecież i tego zabronić, skoro długo walczyłam o to, by w ogóle chciał rysować cokolwiek, nie da się samemu sobie zaprzeczyć. może wy inaczej to postrzegacie, ale dla mnie kara typu nie pójdziesz na spacer/nie przeczytasz książki to strzał do własnej bramki. w końcu zakazuję czegoś, co rozwija, lub jest niezbędne do prawidłowego rozwoju. coś jak 'nie zjesz kolacji'. no, śniadania, bo bez kolacji da się żyć;-)
 
Ja również próbowałem kar związanych z zakazem oglądania bajek itp. I od czasu do czasu nadal je stosuję. jednak podobnie jak naja dostrzegam, iż te kary nie dają pożądanego skutku. Dziecko dostaje karę, lub sam ja dla siebie wybiera. Godzi sie na nią, a za kilka dni powiela czynność za którą dostał karę. To po prostu nie działa.
kiedyś przeczytałem, że karanie dziecka (i to zarówno kary fizyczne, jak i wszelkie zakazy) nie przynoszą pozytywnych efektów. Autor poszedł w swoich tezach jeszcze dalej pisząc, że podobny skutek dają wszelkie nagrody. Dlaczego? Autor wyjaśnił to w ten sposób, że jeśli dziecko zatai swój nieodpowiedni czyn i uniknie kary, to uznaje taka sytuację, jakby była nagrodą i uczy się przy okazji, że kłamstwo popłaca. Natomiast, jeśli w swoim odczuciu uzna, że zasłużyło na nagrodę a jej nie otrzyma, to traktuje całą sytuację jak karę i traci motywacje do tego, aby starać się być dobrym. A wiec ani kary, ani nagrody nie są skutecznymi metodami. Coś w tym jest, choć osobiście mam co do tego mieszane uczucia.
Co Wy o tym sądzicie?
A wracając do tematu jaki poruszyła naja, osobiście uważam, że najlepiej odwoływać się do uczuć swoich i dziecka. Rozmawiać z dzieckiem, tłumaczyć, rozmawiać, tłumaczyć, rozmawiać.... Jest to praca mozolna i trudna, jednak przynosi efekty.
 
Ostatnia edycja:
to ja się zgadzam z dobrym tatą - rozmowa, rozmowa, rozmowa.. może się to wydawać mało skuteczne, ale na dłuższą metę jest chyba jedynym wyjściem. albo może ja innych nie widzę. nie wiem, po co mam stosować kary typu nie obejrzysz bajki, skoro dla niego to po prostu komunikat 'dziś idziesz wcześniej spać' i bez słowa skargi kładzie się do łóżka. młody nie jest dzieckiem histeryzującym, roszczeniowo podchodzącym do życia. nie ma to nie ma, jest to jest - i tyle. kara, by była skuteczna, musi być dotkliwa, a dotkliwe jak wspomniałam byłyby tylko te, jakie w moim pojęciu zaszkodzą jego rozwojowi. w tej sytuacji poza dyskusją z 6latkiem nie widzę innej drogi;-)

ta teoria nagród i kar jest interesująca. i nie jestem psychologiem, by ją fachowo ocenić, ale jako laik, opierając się na obserwacjach własnego dziecka, jestem skłonna autorowi przyznać rację.
 
Mój człowieczek jest jeszcze mały ale jedyne, co u niego skutkuje to rozmowa. Tłumaczenie, gadanie, zrzędzenie, ględzenie...
Skutek tej metody wychowawczej u syna: bardzo duży zasób słownictwa i dużo argumentów przekonywujących, że "moja racja jest mojsza".

Kary, zakazy u nas nie skutkują. Nagrody - czasem. Skłoniłam syna do szybszego jedzenia śniadania mówiąc mu, że jak zje szybko to do przedszkola pojedzie rowerem, a jak nie - będziemy musieli wziąć samochód.
 
reklama
Witam.
Podoba mi się stwierdzenie jakie użyła mikka: "moja racja jest mojsza".
Czasem, a nawet dość często dzieci upierają się przy swoim i mają w tym rację. Problem polega na tym, że may jako rodzice mamy swoje plany, swoje obowiązki i harmonogramy. I kiedy rano spieszę się do pracy, a mój syn zamiast się ubierać ma ochotę na zabawę klockami. W normalnych warunkach, to zajęcie byłoby odpowiednie i nawet cieszyłbym się, że ma inwencję twórczą, że rozwija wyobraźnię, że chce zrobić coś sam z siebie, bez jakiejkolwiek zachęty. Jednak w tej konkretnej sytuacji, nie mam wyjścia i jestem zmuszony do tego aby w jakiś sposób wymóc na dziecku, aby zrobiło to czego ja chcę. Staram się więc, przekonać go właśnie do tego aby to "moja racja była mojsza".
Nie jest to zadanie łatwe, ale da się to zrobić.
Pozdrawiam.
 
Do góry