Gagatka88
Zaciekawiona BB
- Dołączył(a)
- 4 Grudzień 2016
- Postów
- 59
Hej @Oleniuszka,
Fajnie, że napisałaś. To co opisujesz jest mi bardzo znane.
Ja również cieszyłam się, gdy ktoś inny zajmował się synem. Też przeszłam przez nieplanowaną cesarkę, nie byłam do końca przygotowana na wszystko co było "potem". Nie wiedziałam, że tak wygląda zajmowanie się noworodkiem, potem niemowlakiem. Wyrzucałam sobie, że nie czuję miłości i dokładnie tak samo jak Ty - pomyślałam, że jeśli to się nie zmieni, to chcę umrzeć.
Brak miłości do własnego dziecka było dla mnie koszmarem, ciemną studnią bez dna.
Wszyscy byli dla niego lepsi niż ja. Ja ani nie rozumiałam dlaczego wrzeszczy, ani nie rozumiałam czego chce. Bałam się go. Ogarniała mnie panika na myśl zostania z nim sama. Chciałam cofnąć czas, żałowałam wszystkiego, nie umiałam spojrzeć mojego partnerowi w oczy.
Hormony, brak snu, nowe okropne ciało.
Nie martw się. To minie.
U mnie minęło ponad pół roku... aż tyle zajęło mi szaleńcze zakochanie się w moim synku.
Oczywiście już po około 3 miesiącach było lepiej z naszą relacją, ale u mnie nie skończyło się na Baby Blues. U mnie była to regularna depresja poporodowa i wcale jeszcze nie jestem za nią. Byłam na dnie, nie wierząc już w nic, nie ciesząc się niczym, skręcając się w przekonaniu, że to już koniec wszystkiego, że tak nie umiem, codziennie chciałam umrzeć we śnie. Było ze mną kiepsko... Teraz jest już duuuużo lepiej. Ale bywają wzloty i upadki, szczególnie, gdy dziecko wrzeszczy kolejną godzinę kompletnie bez powodu i żeby nie spłonąć w środku muszę nosić stoppery w uszach... Z wieloma rzeczami jeszcze walczę. Głównie z odnalezieniem się w nowym życiu, bez wolności, wygody, bez snu wtedy gdy chcę, bez seksu, wyjść, podróży, znajomych. Zamknęłam się, mam jakąś fobię społeczną i nie umiem uczestniczyć w społeczeństwie z dzieckiem, w nowej roli. To po prostu chyba troszkę też to kim jestem.
Ale jest coraz lepiej.
Myślę, że u Ciebie nie będzie tak źle, ja jestem ekstremalnym przypadkiem
Sama piszesz, że już po kilku dniach jest lepiej, że opiekujesz się czule dzieckiem. To pozwala mieć nadzieję, że to tylko Baby Blues. Ciężko uwierzyć co potrafi zrobić z nami brak snu + burza hormonalna. Może wywołać absolutną psychozę.
Więc jeśli za miesiąc, dwa nadal będzie źle, to warto udać się do specjalisty.
Jednak czytając Ciebie, widzę że wszystko będzie dobrze. Na pewno!
Głowa do góry!
Wiele kobiet przez to przechodzi. Po prostu milczą ze wstydu.
Niepotrzebnie.
3mam kciuki i wszystkiego dobrego!
Ps. Karmienie? U mnie zajęło 2 MIESIĄCE (tak, aż) zanim przestałam umierać z bólu. Bolało tak, że czasami kończyłam zlana potem. Też szarpałam się laktatorem, miałam naderwany sutek, sikałam krwią, bolało nawet gdy był już zdrowy, więc latałam po lekarzach... już myślałam nawet o odstawieniu ... ale po 2 miesiącach nagle ... przeszło... Ale w tej kwestii też jestem trudnym przypadkiem, zwykle nie trwa to tak długo. Wytrzymasz!!!
Fajnie, że napisałaś. To co opisujesz jest mi bardzo znane.
Ja również cieszyłam się, gdy ktoś inny zajmował się synem. Też przeszłam przez nieplanowaną cesarkę, nie byłam do końca przygotowana na wszystko co było "potem". Nie wiedziałam, że tak wygląda zajmowanie się noworodkiem, potem niemowlakiem. Wyrzucałam sobie, że nie czuję miłości i dokładnie tak samo jak Ty - pomyślałam, że jeśli to się nie zmieni, to chcę umrzeć.
Brak miłości do własnego dziecka było dla mnie koszmarem, ciemną studnią bez dna.
Wszyscy byli dla niego lepsi niż ja. Ja ani nie rozumiałam dlaczego wrzeszczy, ani nie rozumiałam czego chce. Bałam się go. Ogarniała mnie panika na myśl zostania z nim sama. Chciałam cofnąć czas, żałowałam wszystkiego, nie umiałam spojrzeć mojego partnerowi w oczy.
Hormony, brak snu, nowe okropne ciało.
Nie martw się. To minie.
U mnie minęło ponad pół roku... aż tyle zajęło mi szaleńcze zakochanie się w moim synku.
Oczywiście już po około 3 miesiącach było lepiej z naszą relacją, ale u mnie nie skończyło się na Baby Blues. U mnie była to regularna depresja poporodowa i wcale jeszcze nie jestem za nią. Byłam na dnie, nie wierząc już w nic, nie ciesząc się niczym, skręcając się w przekonaniu, że to już koniec wszystkiego, że tak nie umiem, codziennie chciałam umrzeć we śnie. Było ze mną kiepsko... Teraz jest już duuuużo lepiej. Ale bywają wzloty i upadki, szczególnie, gdy dziecko wrzeszczy kolejną godzinę kompletnie bez powodu i żeby nie spłonąć w środku muszę nosić stoppery w uszach... Z wieloma rzeczami jeszcze walczę. Głównie z odnalezieniem się w nowym życiu, bez wolności, wygody, bez snu wtedy gdy chcę, bez seksu, wyjść, podróży, znajomych. Zamknęłam się, mam jakąś fobię społeczną i nie umiem uczestniczyć w społeczeństwie z dzieckiem, w nowej roli. To po prostu chyba troszkę też to kim jestem.
Ale jest coraz lepiej.
Myślę, że u Ciebie nie będzie tak źle, ja jestem ekstremalnym przypadkiem
Sama piszesz, że już po kilku dniach jest lepiej, że opiekujesz się czule dzieckiem. To pozwala mieć nadzieję, że to tylko Baby Blues. Ciężko uwierzyć co potrafi zrobić z nami brak snu + burza hormonalna. Może wywołać absolutną psychozę.
Więc jeśli za miesiąc, dwa nadal będzie źle, to warto udać się do specjalisty.
Jednak czytając Ciebie, widzę że wszystko będzie dobrze. Na pewno!
Głowa do góry!
Wiele kobiet przez to przechodzi. Po prostu milczą ze wstydu.
Niepotrzebnie.
3mam kciuki i wszystkiego dobrego!
Ps. Karmienie? U mnie zajęło 2 MIESIĄCE (tak, aż) zanim przestałam umierać z bólu. Bolało tak, że czasami kończyłam zlana potem. Też szarpałam się laktatorem, miałam naderwany sutek, sikałam krwią, bolało nawet gdy był już zdrowy, więc latałam po lekarzach... już myślałam nawet o odstawieniu ... ale po 2 miesiącach nagle ... przeszło... Ale w tej kwestii też jestem trudnym przypadkiem, zwykle nie trwa to tak długo. Wytrzymasz!!!