Melduję sie po samotnym tygodniu :-)
Przeżyłam, ale przyznam, że łatwo nie było. Cięzka robota, a przede wszystkim duże obciążenie psychiczne, że wszystko na mojej głowie. Wczoraj wieczorem przyjechał Marcin i moi rodzice, więc mam luz.
Chłopcy łobuzują, kłóca się i dokuczają sobie. Czyżby kryzys trzeciego tygodnia na Mazurach? ;-) Nie wiem, ale czasem mam już szczerze dość. Trochę problemów organizacyjnych, typu w kótrym momencie wybrać się nad jezioro, żeby Marysia spała, kiedy popływac, żeby było bezpiecznie itd. Wczoraj było kiepsko, bo lało, a... w czasie deszczu dzieci się nudzą.... :-) Najtrudniejsze jest to, że zawsze trzeba cała trójke brac ze sobą. Na przykład kiedy leje deszcz, a trzeba pójśc do sklepu.
Marysia rośnie i zmienia się: rozgląda się ciekawie, patrzy na wszystko uważnie. Bawi się zawieszkami w łózeczku, no i pięknie sama zasypia wieczorem. Odkładam ja do łóżeczka, jak nie śpi, a ona sama sobie zasypia. :-) No i rosnie w masę. Fałdek coraz więcej :-)
Niestety kolejny tydzień będę sama, więc chyba tu oszaleję, no ale do Warszawy nie chcę wracać. Może w drugiej połowie tygodnia przyjedzie tu moja mama. Potem powinno byc łatwiej, bo raczej ktoś tu stale będzie. I raczej pojedyncze dni samotne.
Kasiu, trzymam kciuki :-)
Cicha, jak by Cię jednak tu gdzieś "zawiało", to przyjeżdzaj :-) Ech, żeby tu był duży dom, to bym Was wszystkie zaprosiła. :-)