Co do komentarzy to bardzo mi przykro. Każdy ma swój czas na dzieci, każdy w innym wieku czuje potrzebę o ile wogole i tym bardziej w rodzinie nie powinno to być komentowane. Dodatkowo ta decyzja w dzisiejszych czasach jest odkładana na pozniej i jest to logiczne. Ja osobiście szybciej nie chciałam bo kwestia domu, zawodu, samorealizacji. Też z drugiej strony nie chciałam zwlekać bo dużo jest osób wsrod znajomych, które przez długi czas musiały się starać. Macierzyństwo jest ciężkie bo to praca 24 h na dobe, ok dziecko idzie spać ale nie wiesz o której się obudzi, nie wiesz ile pobudek. Czasem są gorsze dni kiedy już aż cię w środku roznosi bo masz dość z drugiej kochasz tak, że byś wciskała i nie puszczała. Ja też sama ogarniam, obie babcie pracujące więc trzeba, czasem latam całymi dniami w piżamie bo brak czasu na ogarniecie się bo w domu też sprzątać trzeba.Dzięki za info o tych blogach. Blogojciec to głównie podkasty? (Na szybko zerknęłam i zapisałam). Na mataja przeczytałam kilka artykułów. Zazdraszczam autorce spokoju ducha przy pierwszym dziecku
Ja nie tęsknię za moim dotychczasowym życiem. Chciałam zmian jakie nadeszły. I cieszę się na kolejne. Brakuje mi jedynie tej sprawności fizycznej jaką miałam wcześniej i możliwości spędzenia na treningu dłuższego czasu. Ubolewam nad bolącymi plecami. Ale za kilka lat wrócę do poprzedniej sprawności. Z wolności dotychczasowej zrezygnowałam świadomie. Spoko. Nie przeszkadza mi to. Chcieliśmy, planowaliśmy, dokładnie wiedzieliśmy co się wydarzy. Te wszystkie rzeczy, które chciałam zrobić w życiu już zrobiłam. Jestem późną mamą☺ Ale.... Ciężko jest. Jest ich dwoje. Jesteśmy sami. Jest tak ciężko, że myślimy aby mąż przeszedł na pół roku na bezpłatny urlop. Albo na pół etatu. Teraz ma 2 tyg wolnego i o ileż łatwiej jest. On idzie z nimi na spacery, ja ogarniam mieszkanie, albo idę spać. Jutro wreszcie pójdę biegać. Jak on jest, każde z nas może zająć się jednym, gdy potrzebują oboje . A teraz te zęby... Córce tez wyszedł ząbek. Synkowi wyszedł drugi, a smarując żelem wyczułam, że idzie trzeci.
Córka ćwicząc swoje wysokie tony, używa ich obecnie do wyrażenia.... No właśnie, nie do końca wiem czego. Nie rozumiem. To jest nowe, a ja nie potrafię znaleźć rozwiązania. To jest taki jazgot połączony ze złością i boleścią. Jak ona zacznie, syn też placze. Niby to zęby, ale niby nie, bo przechodzi jak wezmę na ręce. Absolutnie nie chcą leżeć. Ale czasem okazuje się, że to jednak ząb, bo żel pomógł.
Jak nic je nie boli jest zajebiscie! Uwielbiam z nimi wariować, wygłupiać się, śpiewać im piosenki, albo robić wygibasy. Pod warunkiem, że nic je nie boli...
Jestem zmęczona psychicznie. Potrzebuję iść pobiegać. Wolałabym rower, bo mniej obciąża kręgosłup, ale on dłużej schodzi.
Chodzi mi o to, że w głowie nie daję rady.
Różne rzeczy się piętrzą a ja nie mam kiedy pobiegać, aby uwolnić się od tych myśli.
Z jednej strony mam wyrypane na to co pomyślą inni, a z drugiej z rodziny zaprosiłam tylko siostrę i jej dzieci. Reszta się też pcha, ale nie chcę. Wstydzę się. Stara mama, która nie ogarnia. Nie mam czyściutko i idealnie. Nawet przestałam gotować. Przeszliśmy na catering. Mamy małe mieszkanie. To co tyczy się dzieci jest ogarnięte, ale reszta... Wiem, że ta presja ogarniania jest w mojej głowie. Wyssana z mlekiem mamy. Tylko..., u mnie rodzina zawsze razem. Każdy każdemu pomagał. Każde nowe dziecko w domu to pomoc nowej mamie z każdej strony. Ale po śmierci filarów tej rodziny wszystko się rozpadło. I zostaliśmy sami. Wisi mi w głowie: nie dajesz rady. Trzeba było wcześniej o dzieciach pomyśleć (to byłoby bardzo złe gdyby dzieciaczki pojawiły się wcześniej).
Wiecie, że dzieci to gaduły, nie? Zawsze wszystko wygadają. Córka znajomych (8lat) niechcący wyglądała co znajomi myślą o naszym późnym rodzicielstwie. Że to późno, bo oni teraz dopiero żyją, a myśmy się w pieluchy wpakowali i to świadomie!. A ja żyłam jak oni przebierali pieluchy. Każdy ma swój czas. Ale i tak to przykre. Tu słowo, tam słowo i to wierci dziurę w głowie. Zostaje i dowala w chwilach słabości.
Patrząc na mnie teraz - nie daję rady. Jestem zmęczona. Niewyspana. Kręgosłup mnie boli. Muszę zrobić badania, bo od 3 miesięcy mam cały czas stan podgorączkowy. Średnio 37.4. I nie robię tych badań, bo blablabla. Nawet nie chce mi się pisać (zrobię. Naprawdę. Po nowym roku). Chcę spać. Tego mi brakuje. Świeżej pościeli i snu, z którego nikt mnie nie obudzi. Mąż kochany i tak stara się jak może. Wziął nocki i budzi mnie dopiero o 4:00 , a czasem o 5:00. 6-7 godzin snu to dużo. Choć przy chorej tarczycy powinnam spać 8-9 godzin. Jak pisałyście, że budzicie się tyle razy w nocy.... Masakra! A ja jeszcze marudzę....
Przepraszam. Ulało się.
Jak dają radę wasze szkraby przy tych wystrzałach? Myśmy uśpili dzieci przy muzyce z radia i liczymy na to, że to wystarczająco zagłuszy.
Spokojenego nowego roku dziewczyny, kobiety, mamy! Byśmy się wysypiały, by dzieci zdrowe były, byśmy szczęśliwe i spełnione żyły!
Co do sylwestra- absolutny beton, przespał przed 22 zasnal, mieliśmy gości i ani rozmowy ani wystrzały go nie obudziły na szczęście
Co do spania-u mnie zawsze było minimum 8h snu więc teraz to tortura rano kawa w ilości 2 kubków duuuzych a później melisa i się tak kręci
Ja osobiście tęsknię za praca, za mysleniem, za rozmowami