cześć dziewczęta, witajcie nowe czerwcóweczki!
Dołączam do tych, których otoczenie z powodu ciąży jest co najmniej skonsternowane. Model rodziny 2+3 była zawsze naszym marzenie ale ze względu na pierwsze poronienie, jedną trudną ciąże i dwie cesarki moja mama i teściowa postanowiły zawiązać front przeciwko trzeciemu dziecku. Najpierw szły argumenty typu to dużo pracy, nie będziecie mieli życia prywatnego, jak zostały obśmiane to weszły w grę argumenty finansowe - że będzie ciężko, że będziemy odmawiać sobie i dzieciom - jak i to nie zadziałało to uderzyły z grubej rury - że umrę podczas trzeciej cesarki i osierocę rodzinę... Początkowo przyznam że było to dość zniechęcające i nawet chwilowo nas odwiodło od realizacji planu ale ostatecznie okazało że szczęśliwie wpadliśmy i jednak wszystko na to wskazuje, że będzie nas 2+3 :-)
Na tą wiadomość najpierw wszyscy zamilkli, moja siostra stwierdziła "o k...." (żartobliwie) - i był to jedyny dowcip tego wieczoru (nota bene mojego imieninowego). Moja własna rodzicielka wpadła w taki szał, że udałam się na długą kąpiel dzieci, słyszałam zza drzwi coś o tym, że jak umrę to zabije mojego męża a potem była histeria, płacz i ostatecznie dość zabawna wymiana zdań z lekko podchmielonym już teściem, który jedyny na wieść o trzecim wnuku zareagował szczęściem, z którego upił sie jeszcze szybciej i postanowił drażnić przez resztę wieczoru moją i tak już rozżarzoną do czerwoności ze złości matkę. Z psychologicznego punktu widzenia sytuacja była dość ciekawa, ja skupiłam się na szykowaniu posiłków imieninowych co dało mi komfort spędzenia większości czasu w kuchni a na pożarcie zostawiłam mojego męża, którego i tak tak bolał kręgosłup ze względu na wypadnięty dysk, że w sumie na tym najbardziej się skupiał.
Ostatecznie po jakimś czasie wszystko się uspokoiło ale ciągle coś wisi w powietrzu.. My to olewamy, mamy dość silne poczucie tego, że to jest NASZE życie, nasza rodzina i nasza przyszłość. Kiedyś będzie tak, że to naszych rodziców już nie będzie a zostaniemy my z naszymi dziećmi, a kiedyś będzie też tak, że i nas już nie będzie a zostaną nasze dzieci - z rodzeństwem i swoimi rodzinami... I w tym kontekście uleganie namowom i rezygnacja ze swoich planów, marzeń w myśl zadowolenia lub zaspokojenia lęków innych, nawet najbliższych, jest bez sensu. Wierzę w siłę rodziny i w to, że jak emocje opadną to ostatecznie i tak wszyscy będziemy się cieszyć z kolejnego członka rodziny :-)
Co do wieku - mój mąż skończy w kwietniu 38 a ja w maju 39 lat, "produkcję" zaczęliśmy w wieku 33 i 34 lat, więc dość późno, początkowo, po trudnej ciąży z córcią myślałam, że na tym się skończy - ale widocznie nasze marzenia o większej rodzinie były na tyle silne, że jeszcze przed czterdziestką się spełnią :-) także wszystko przed Wami :-)