No to ja też się dopiszę do pierwszorazowych mam ;-)
Pisałam już trochę w wątku o usg, ale napiszę też kilka zdań o sobie tutaj.
Małżeństwem jesteśmy od prawie 7 lat, o dzieciach marzyliśmy od zawsze, ale zaczęliśmy się starać w kwietniu 2009 r. Nie udawalo się, więc po niecałym roku zaczęliśmy diagnostykę, o ludzie jakich myśmy badań nie przeszli od tego czasu - wciąż okazywało się, że są jakieś drobne przeszkody, zawsze jakiś wynik był lekko obniżony, ale żaden nie zapowiadał takich późniejszych problemów... Przeszłam też oczywiście monitoringi owulacji (były ok/),badanie drożności, laparoskopię diagnostyczną w znieczuleniu ogólnym. W końcu po 2,5 roku pierwszy raz się udało - od początku monitorowaliśmy przyrosty bety i od razu było wiadomo, że coś będzie nie tak
poroniłam w 6 tygodniu. Na wypisie z bad. hist-pat można wyczytać, że były jakieś zakrzepy, niestety żaden lekarz nie pokierował mnie na specjalistyczne badania, a może udałoby się uniknąć kolejnej straty (bo te zakrzepy świadczyły o mojej chorobie, o której wtedy jeszcze nie wiedziałam).
Po krótkim czasie znowu starania i po pół roku znowu ciąża - tym razem dotrwałam do przełomu 7/8 tyg - teraz to dla mnie oczywiste, że to dziecko nie miało szans, bo nie miałam diagnozy i nie brałam żadnych leków oprócz duphastonu...
Po drugiej stracie powiedziałam dość, nie będziemy się starać bo coś jest ewidentnie nie tak
nie chciałam ryzykować - i dobrze. Zrobilismy badania genetyczne i inne, pojechaliśmy ponad 300 km do Łodzi prywatnie do profesora od poronień, który zlecił badania za 1300 zł i wyszło szydło z worka - wysokie przeciwciała świadczące o zespole antyfosfolipidowym plus jeszcze przeciwciała antyłożyskowe. Profesor dał receptę na leki i kazał się starać. Od tamtego czasu do teraz minęło 1,5 roku - więc skoro się nie udawało znowu to zgłosiliśmy się do kliniki leczenia niepłodności, gdzie miałam stymulację Clo - ale nadal się nie udawało. Teraz w kwietniu postanowiłam, że więcej tam nie wrócimy, musimy spróbować czegoś innego (naprotechnologii) bo ten lekarz z kliniki w ogóle nie chciał mnie słuchać, zapominał o tej diagnozie mojej i traktował jak kolejną pacjentkę do wystymulowania. Idiota.
No i udało się tak z głupia frant bez leków w cyklu
Od pozytywnego testu biorę zastrzyki z heparyny, sterydy, luteinę, acard kilka dni później o konsultacji z lekarką doszły leki na tarczycę i kilkanaście innych preparatów, witamin. Jest tego ogrom, ale na razie działa :-)
Nie będę pisać o przeżyciach psychicznych z tych 5 lat bo nie da się chyba tego opisać, albo powstałaby książka. Ogólnie 5 lat większego lub stłumionego cierpienia.
Dodam tylko, że w marcu byliśmy już w ośrodku adopcyjnym na rozmowie a tu niespodzianka.