Zjolu, IZW dziękuję! Już wyposażyłam się dzisiaj we wkładki laktacyjne... Rozmowa z moim ginem bardzo mnie uspokoiła i mogę teraz legalnie leżeć, nic nie robić i niczym się nie przejmować... Wybiorę się na kilka dni do mojej mamusi, gdzie porządnie sobie wypocznę Potrzebujemy z mężem chyba tej rozłąki, trochę od siebie odsapnąć... Może jakoś lepiej zacznie się układać między nami. Po 10 dniowej pielgrzymce w sierpniu, na którą pojechałam sama, przez kilka miesięcy było nam jak w niebie... 24 godziny na dobę z jedną osobą to dużo, czasem może za dużo...
Lilijanko, masz zupełną rację w tym co piszesz... Ja też na początku bałam się drugiej ciąży. Najpierw owszem, była radość z II kresek, ale potem ogromny niepokój. Nawet mój mąż ciągle chodził za mną i powtarzał, żebym się tak nie cieszyła, bo różnie może być... Ciężko mi było znieść jego słowa, bo wiedziałam,że trzeba wierzyć i mieć nadzieję, zawsze! Pozwoliłam mu odczuwać to na jego sposób i po kryjomu gadałam do brzucha, że maleństwo musi dać radę... Przestałam też tak często zaglądać na to forum, bo bałam się, że przeczytam o kolejnej stracie...I niestety mam trochę problemów w tej ciąży. Za każdym razem trzęsę się jak osika, czy będzie dobrze. I za każdym razem głaszczę brzuch i uspokajam maleńką i siebie... A kiedy ją widzę na monitorze USG to płaczę ze szczęścia i z miłości. I juz nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła maleńką przytulić... Zatem IZW też ma rację, że strachu i radości nie da się oddzielić. To niestety idzie w parze. Szczególnie myślę w naszych przypadkach, u kobietek, które zostały głęboko ranione w sam środek serca...W ciąży, którą straciłam wiara i radość nie wystarczyły, a strachu nie było, bo nie dopuszczałam do siebie możliwości, że coś może pójść źle.... I IZW, bardzo dobrze się Ciebie czyta...(troszkę wazelinki), ale serio, trafiasz w sedno!
Kucharzycie, a ja leniwie zamówie pizzę przez telefon. Mojemu małżowi aż się uszy trzęsą...
Kłaczku, &&&
Wszystkie Was gorąco pozdrawiam!
Lilijanko, masz zupełną rację w tym co piszesz... Ja też na początku bałam się drugiej ciąży. Najpierw owszem, była radość z II kresek, ale potem ogromny niepokój. Nawet mój mąż ciągle chodził za mną i powtarzał, żebym się tak nie cieszyła, bo różnie może być... Ciężko mi było znieść jego słowa, bo wiedziałam,że trzeba wierzyć i mieć nadzieję, zawsze! Pozwoliłam mu odczuwać to na jego sposób i po kryjomu gadałam do brzucha, że maleństwo musi dać radę... Przestałam też tak często zaglądać na to forum, bo bałam się, że przeczytam o kolejnej stracie...I niestety mam trochę problemów w tej ciąży. Za każdym razem trzęsę się jak osika, czy będzie dobrze. I za każdym razem głaszczę brzuch i uspokajam maleńką i siebie... A kiedy ją widzę na monitorze USG to płaczę ze szczęścia i z miłości. I juz nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła maleńką przytulić... Zatem IZW też ma rację, że strachu i radości nie da się oddzielić. To niestety idzie w parze. Szczególnie myślę w naszych przypadkach, u kobietek, które zostały głęboko ranione w sam środek serca...W ciąży, którą straciłam wiara i radość nie wystarczyły, a strachu nie było, bo nie dopuszczałam do siebie możliwości, że coś może pójść źle.... I IZW, bardzo dobrze się Ciebie czyta...(troszkę wazelinki), ale serio, trafiasz w sedno!
Kucharzycie, a ja leniwie zamówie pizzę przez telefon. Mojemu małżowi aż się uszy trzęsą...
Kłaczku, &&&
Wszystkie Was gorąco pozdrawiam!