Wspolczuje Ci. Nie rozumiem dlaczego zrobili Ci zabieg lyzeczkowania, skoro poronilas samoistnie. Bez scanu sprawdzajacego? Widzisz, to co ja sobie bardzo chwale - pozwolono mi wybrac nawet, kiedy okazalo sie ze cos zostalo w macicy. Nie od razu na stol, pozwolono sprobowac nieinwazyjnie. Zalezalo mi na tym, mowilam ze chcemy sie znow starac o dziecko, a ja nie mam czasu (wiek) odczekiwac az sie macica zregenerue po zabiegu.
Zdumiewajacy byl dla mnie stosunek do pacjenta - mili, sympatyczni, troskliwi... Bedac na oddziale, jak "dobijalismy resztki" tabletkami, spytalam pielegniarke dlaczego sa tacy. Przeciez pacjenci potrafia byc tacy upierdliwi... POwiedziala, ze ludzie ktorzy przychodza do szpitala, sa cierpiacy i przez to moga byc niemili, a zadaniem personelu nie jest dodatkowo poglebiac ich cierpienie.
Pytasz ja poradzilam sobie po stracie... Za pierwszym razem bylo ciezko - wiedzialam ze jest dziecko, z reszta widzialam scan, nie bralam pod uwage ze cos moze byc nie tak. Poronienie bylo szokiem, szpital koszmarem. W pierwszym momencie, zaraz po powrocie ze szpitala, wsiadlam na motor i wydarlam z domu - tak bylo latwiej niz siedziec w pustych scianach. Rajmund byl tu, w UK - tym trudniej bylo. Byl skype. Bylo BB i Ciaza Po Poronieniu - watek dzieki ktoremu udalo mi sie pozbierac jakos do kupy. Za drugim razem bylo latwiej. Bralam pod uwage porazke, wiec nie bylo zaskoczenia, nie bylo tez dziecka, wiec nie bylo smierci jako takiej i zaloby. Po prostu szlag trafil jakies plany i nadzieje. Nie, nie bylo fajnie, ale latwiej. Balam sie na scanie zobaczyc martwe, nieruchome dziecko - to by bylo najgorsze. Zobaczylam puste miejsce - w tym momencie powstala swiadomosc ze musze sie TEGO (pustego lozyska) pozbyc i znow zawalczyc od nowa. Bolalo, ale nie tak. Wpadnij na Ciaze Po Poronieniu - zapraszam.
Zdumiewajacy byl dla mnie stosunek do pacjenta - mili, sympatyczni, troskliwi... Bedac na oddziale, jak "dobijalismy resztki" tabletkami, spytalam pielegniarke dlaczego sa tacy. Przeciez pacjenci potrafia byc tacy upierdliwi... POwiedziala, ze ludzie ktorzy przychodza do szpitala, sa cierpiacy i przez to moga byc niemili, a zadaniem personelu nie jest dodatkowo poglebiac ich cierpienie.
Pytasz ja poradzilam sobie po stracie... Za pierwszym razem bylo ciezko - wiedzialam ze jest dziecko, z reszta widzialam scan, nie bralam pod uwage ze cos moze byc nie tak. Poronienie bylo szokiem, szpital koszmarem. W pierwszym momencie, zaraz po powrocie ze szpitala, wsiadlam na motor i wydarlam z domu - tak bylo latwiej niz siedziec w pustych scianach. Rajmund byl tu, w UK - tym trudniej bylo. Byl skype. Bylo BB i Ciaza Po Poronieniu - watek dzieki ktoremu udalo mi sie pozbierac jakos do kupy. Za drugim razem bylo latwiej. Bralam pod uwage porazke, wiec nie bylo zaskoczenia, nie bylo tez dziecka, wiec nie bylo smierci jako takiej i zaloby. Po prostu szlag trafil jakies plany i nadzieje. Nie, nie bylo fajnie, ale latwiej. Balam sie na scanie zobaczyc martwe, nieruchome dziecko - to by bylo najgorsze. Zobaczylam puste miejsce - w tym momencie powstala swiadomosc ze musze sie TEGO (pustego lozyska) pozbyc i znow zawalczyc od nowa. Bolalo, ale nie tak. Wpadnij na Ciaze Po Poronieniu - zapraszam.