Witam poniedziałkowo....
Wczoraj miałam bardzo ciężki dzień....tak się ścięłam z bratową, że o mało się nie pobilismy wszyscy....bo MÓJ ukochany pies zawarczał na jej 6 letnie dziecko....tylko zawarczał! A ta jak z ryjkiem wyskoczyła na nas, na psa, że mamy go sobie pilnować bo ona przysięga, że go ZABIJE! Że to dlatego nie mamy dzieci bo tak tego psa kochamy...i tak dalej...nawet moją teściową zwyzywała od najgorszych, że niby ona tylko mnie lubi, i że ma w dupie wnuka. No po prostu koszmar...do tej pory mam wewnętrzną trzęsawkę.
Nasz pies ma 12 lat...i jeszcze nigdy nikogo tam nie ugryzł...fakt jest wredny bo to pekińczyk, ale jest grzeczny.
Nienawidzę tej dziewuchy...i wiele teraz stracili w naszych oczach i oczach rodziców Z., a najbiedniejsze to to dziecko, które nie wiedziało o co awantura....bo sam zaczął się na nią drzeć, że piesek mu nic nie zrobił. To jest furiatka jakaś.
A prawda jest taka, że dla na ten pies jest jak " dziecko", mówimy o nim syneczek - wiem, że to może śmieszne, ale chyba przelewamy na niego te nasze instynkty macierzyńskie i tacierzyńskie.
No to sie wygadałam.
Doczytam Was to poodpisuje....
buziaki.