reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża Po Poronieniu

[FONT=trebuchet ms,geneva]W Nowym Roku życzę :
12 miesięcy zdrowia,
53 tygodni szczęścia,6
8760 godzin wytrwałości,
525600 minut pogody ducha
I 31536000 sekund miłości.
[/FONT]

Ponadto ciężaróweczką szczęśliwego bezbolesnego rozwiązania , a starającym się upragnionych II kreseczek
:-)


dawno mnie nie było :tak: u nas narazie oki :tak: z tego co pamiętam na wątku królują chłopcy , więc i my się nie wyłamaliśmy i natura obdarzyła wersją ekonomiczną czyli drugim synem :-)


misia - ja też walczę z choróbskiem już od wigili :tak: tyle,że mi po antybiotyku lepiej :tak: zdróweczka
 
reklama
Hejka dziewczyny :-D ło matko! Ile mnie tu nie było! Nie będę udawać, nie ma szans na nadrobienia zaległości :-( mam nadzieję, że u Was jak najlepiej. Może nie pisałam ani nie czytałam forum, ale pamiętam o Was, modlę się za Aniołki te w niebie i te w brzuchach. Nigdy nie zapomnę tego wsparcia, które dałyście mi, kiedy leżałam w szpitalu. Wasze i moje modlitwy zostały wysłuchane, mam wspaniałego synka, którego kocham nad życie :-D za każdym razem, kiedy na niego patrzę mam łzy, raz w oczach, raz skryte w sercu. Łzy szczęścia oczywiście :-) do końca nie mogę uwierzyć, że jestem MAMĄ! Spełniło się moje największe marzenie :-) co prawda już wcześniej zostałam mamą Pieprzyka, ale tamto macierzyństwo było bardzo bolesne. Mam nadzieję, że Olek zawsze będzie mógł liczyć na pomoc swojego starszego braciszka w Niebie.
 
Może napiszę trochę jak to u nas było z porodem :-) przeprowadzaliśmy się nieustannie do nowego domu. Mąż nie bardzo wierzył, że nam się uda, więc trochę się wycofał. Poza tym były żniwa, później zaczął jakiś interes z eko groszkiem i zwyczajnie nie miał czasu. Ja z tym brzuchem wielkim najpierw miałam zakaz robienia czegokolwiek a na końcówce jak dostałam pozwolenie na szaleństwa, to się okazało, że nie mam mięśni :-/ no i siły do sprzątania. Bardzo nam pomogła moja mama, przyjeżdżała w każdej wolnej chwili i myła okna. Wkopalismy się jeszcze w kuchnię robioną przez stolarza. Oczywiście miał obsuwe o 4 tygodnie. A bez kuchni nie da się mieszkać. Do tego szaleńcze zakupy, a to krany, a to piekarnik, a to listwy i tak w kółko coś do zrobienia, coś do załatwienia. 7 listopada zamontowali nam kuchnię. Udało mi się załatwić jakiegoś pana do podłączenia gazu i 8 listopada przywieźliśmy łóżko i większość naszych rzeczy. Tak się zajęłam rozpakowywaniem, przewożeniem, układaniem itd ze nie liczyłam ruchów dziecka, w ogóle na nie nie zwracalam uwagi. Wieczorem pod prysznicem (pierwszym w nowym domu) dopiero do mnie doszło, że nie wiem, czy dziecko żyje. Trochę pougniatałam brzuch, żeby je obudzić, ale tak coś niemrawo się ruszało. Położylismy się spać (pierwszy raz w nowym domu) i mały trochę pokopal, więc przestałam się stresować. Nie minęło pół godziny a zaczęły się skurcze. Nie były jakieś bolesne, ale powtarzały się co 4 min przez 2 godziny i stwierdziliśmy, że to chyba już czas. Żebyście nas widziały, jak się szykowaliśmy do tego szpitala... Ubralismy się, przez 5 min nie było skurczu to my myk! do łóżka ;-) żeby jak najbardziej odwlec ten wyjazd. W końcu mówię- nie no, jedziemy! Wychodzimy z domu a na dworze mgła taka, że nie widać czubka własnego nosa! Nasz samochód malutki, ze słabymi światłami... Na szczęście teściowie mieszkają niedaleko to pojechaliśmy do nich zamienić samochód. O północy przyjęli mnie na porodowke.
 
Położne które mnie przyjmowały nie chciały wierzyć, że mam skurcze (dopiero później dowiedziałam się, co to są prawdziwe skurcze). Ale było bardzo miło, takie żarciki leciały... ;-) Do tego okazało się, że dyżur ma moja daleka ciotka. Nie rodziła żadna kobieta, byłam sama, mogłam wybrać sobie salę :-) Chojraczyłam jak to mi zależy, żeby jak najszybciej urodzić. Pół nocy łaziłam po korytarzu, żeby rozchodzić te "pseudo skurcze", ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka. Dobrze, że położna mi poradziła, żebym się chociaż chwilę przespała. Udało mi się kimnąć dwa razy po 40 min. Strasznie chciało mi się jeść, ale mi nie pozwolili... Nawet pić mogłam tylko troszeczkę. O 7 rano obudziły mnie skurcze. I to już było coś, co bardziej przypominało skurcze porodowe. Łaziłam dalej po korytarzu, żeby je rozchodzić, ale było tylko coraz gorzej... Ból wydawał się nie do zniesienia, ale z kazda chwilą marzyłam, żeby bolało chociaz tak, jak 20 min temu. Poprosiłam o podtlenek azotu z nadzieją, że bedzie może trochę lepiej. Nie wiem, jak by było bez, ale mam wrażenie, że nic mi to nie pomogło. Jak przyszło już do parcia, to myślałam, że zemdleję z bólu. Nie mogłam urodzić tego wielkiego kloca. Pomagało mi dwóch lekarzy, dwie położne, mąż, a ja miałam ochotę powiedzieć - dziękuję, ja wychodzę. Bardzo bałam się nacięcia, ale to nacięcie było jak zbawienie. Głowę rodziłam na dwa skurcze, bo nie mogła wyjść. Najlepsze było jak wyjeli ze mnie Olka, pokazują, a on wygląda jak jakiś kosmita i absolutnie nie jest do nikogo podobny! Podłużna głowa, czarne oczy, prawie nie widać białka... Później dali mi go na brzuch i mnie osikał ;-) Po porodzie miałam taki wyrzut adrenaliny, że mogłabym góry przenosić. Dziecko zabrali na badania, położne gdzieś wyszły, mąż poszedł za Olkiem a ja juz zszyta siedziałam dalej na fotelu. Stwierdziłam, że chyba trzeba wstać ;-) jak to salowa zobaczyła, jak mnie zgarnęła... W końcu przełożyli mnie na łóżko i dali dziecko. Ale nie nacieszyłam się za bardzo. Ciężko oddychał i zabrali go do inkubatora na intensywną terapię. Okazało się, że ma wrodzone zapalenie płuc :-( neonatolog, która się nim wtedy zajmowała patrzyła na mnie jak na jakąś patologię, jak na margines społeczny... Jak sobie tak leżałam na tym łóżku jeszcze na sali porodowej to beztrosko zeżarłam pół tabliczki czekolady i bułkę z szynką ;-) znowu dostałam zjebki, ale było już po fakcie... ;-) Po dwóch godzinach przenieśli mnie na położnictwo. Akurat dyżur miała bardzo miła położna, po prostu do rany przyłóż. Zajęła się mną lepiej niż mogłabym sobie wymarzyć. Oczywiście przepełniona adrenaliną polazłam na intensywną do Olka i zemdlałam. Ale nie myślcie, że leżałam w łóżku i spałam... Byłam na sali z dziewczyną po cesarce. Ona miała swoją córkę ze sobą więc nie bardzo spała to urzadzalysmy sobie pogaduszki. Po porodzie, po 30 godzinach niespania, kimnęłam się przez 5 godzin i dalej urządzałam wycieczki na intensywną. Po dwóch dniach na szczęście zmienił się dyżurujący neonatolog na pana doktora, który od razu zaproponował przestawianie do piersi i po południu juz Olek był ze mną na sali.
 
Później to czekało nas tylko uczenie się siebie. Narzekałam, że tyle czasu musimy być w szpitalu, ale jedzenie dawali mi pod nos, jak chciałam się wykąpać, to miał się kto dzieckiem zająć. Mąż akurat ogarnął dom na nasz powrót. Olka leczyli tydzień i tyle trzymałam się w szpitalu pazurami. W domu było lepiej, bo nikt nas nie budził o 12 w nocy na kroplowke, plan dnia dopasowalismy do siebie. I tak nam płyną upojnie kolejne dni. Olek za tydzień skończy dwa miesiące, 10 stycznia będzie chrzczony. Jest bardzo wymagającym dzieckiem, potrzebuje ciągłej uwagi, mojej obecności, przytulania, gadania, wynajdywania coraz to nowych rozrywek. Zupełnie zrezygnowałam z siebie, ja i moje potrzeby jakby wyparowały. Teraz liczy się tylko on.
 
Aha! Jeżeli chodzi o gojenie rany, to spełzł mi szew i goiłam się przez ziarninowanie. Zrobiła mi się zgorzel w ranie, ale jakoś sama sobie z nią poradziłam. Gdyby nie ten szew to doszłabym do siebie po dwóch dniach po porodzie. Widziałam, jak się zdrowieje po cesarce i mimo niewyobrażalnego bólu wolę już poród naturalny.
Co do fiku miku na patyku to pierwszy udany raz mieliśmy 6-7 tygodni po porodzie. Wcześniej próbowaliśmy, ale mnie bolało.
Teraz tylko odkarmić Olka piersią i zabieramy się za dalszą prokreację :-) oby bez większych przygód.
 
Kifsi również życzę zdrówka :blink:
Mnie w końcu zaczyna po malutku przechodzić......Ale te moje usta z ogrożeniem :errr: Masakra


alza Witaj Kochana :*
Super ze w końcu się odezwałaś :tak: Olek już ma 2 miesiace? Szok po prostu....jak to zleciało :szok:
Mozesz Nam wrzucić zdjecie Brzdąca :-D

Fajnie że opisałaś cały poród :blink:Jak to wygladało u Ciebie....Na szczęście masz juz to dawno za soba ;-)
Kurcze ja panicznie się boje porodu :zawstydzona/y: Nie wiem czemu ale przeraza mnie ten "ból"....Czy dam sobie rade? :baffled:

No ale chyba nie jest aż tak źle skoro kobiety decydują sie na kolejne dzieciaczki :-p Tak się pocieszam...
 
alza super że się odezwałaś w końcu :tak: no i dawaj nam tu fotki Twojego Szczęścia!! :-D

Misia mnie już zimny pot oblewa jak myślę o porodzie :-D to już tak blisko!!
Ja póki co boję się tylko tego że Męża nie będę mieć "pod ręką" jak się zacznie...

jak myślę o reszcie to raczej czuję adrenalinę, nie rozmyślam nad tym że nie dam rady, tylko wizualizuję każdy etap porodu, jak będę skakać na piłce, spacerować, kucać, przeć i w końcu dostanę moje Fiku Miku na ręce :tak: wiem, że będzie cholernie ciężko - przecież znam ten ból doskonale...ale cóż, dla Jaśka - wszystko! ;-)
pewnie że dasz radę!! Tak naprawdę to Kobieta nawet nie wie, jaki ból jest w stanie znieść dopóki go nie przeżyje :tak: myślę że nastawienie też jest ważne. Żeby z góry nie zakładać że ja to na pewno nie dam rady i że ból wygra ze mną...bo wtedy to na nic.


My wróciliśmy do domu cali i zdrowi, ciągle w dwupaku ;-)
ale powiem Wam że wczoraj chyba pojawiły się jakieś pierwsze skurcze - nieco inne niż tylko twardnienie brzucha...
delikatnie jakby chciały mnie boleć - dołem brzucha i pleców. Spinały mi brzuch i po jakichś 30 sekundach odpuszczały. Tak ze 4-5 razy. Łyknęłam magnez, położyłam się i przeszło ;-)
czuję że Ten Wielki Dzień zbliża się:-)
dziś organizujemy kącik dla Jasia, skręcamy łóżeczko i takie tam ;-) wrzucę fotki jak już nam się uda ogarnąć wszystko :sorry:
 
co za miłe zaskoczenie:)Witaj Alza!:)
Jeszcze raz wielkie gratulacje :) Jak milo sie czyta takie wieści:) no i proszę nawet następnego Brzdąca się "zachciało":cool2::-) super, super , super....!!!!!!

Angelstw
No widzę, że faktycznie ta Chwila zbliża się wielkimi krokami:)

Angelstw, Misia

Dbajcie tam o Siebie Kochane!!!!

Dla Wszystkich i każdej z osobna: Wspaniałego 2015 roku!!!!Oby był lepszy od poprzedniego...!Niech się darzy!
 
reklama
To już chyba miesiące mnie tu nie bylo.... nawet nie myślalam, ze jeszcze tu zajrze, ale zawsze sie wzruszam, jak widze nowe suwaczki ciazowe - dziewczyny duzo zdrowka dla waszych maluszków niech rosna zdrowe i silne! :D
Ciesze się bardzo waszym szczęsciem bo widze że udalo sie kilku staraczkom z zeszłego roku :) Nie ma co tracic nadziei....

WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU!
 
Do góry