Kurcze, mega się dziś wkurzyłam...
Przychodzę do żłobka z Asią, wchodzimy do sali, a tam jeden maluch ryczy na kanapie, drugi maluch wyje na środku pokoju, reszta dzieciaków chodzi bez celu, a Pani Gwiazda siedzi na krześle podpierając głowę ręką
jest to nowa pani od miesiąca i trzeci raz przyłapałam ją na słodkim nicnierobieniu
Asia jak to zobaczyła to stanęła jak wryta przy bramce a Gwiazda tylko odpowiedziała mi "dzień dobry" i dalej siedzi
w końcu widząc że usilnie próbuję wepchnąć córkę do sali podeszła i pomogła. Wszystko trwało dość długo, a gdzie zasada o jak najszybszym zostawianiu dziecka, by nie zdążyło się zastanowić nad tym że zostaje bez mamy?
Żałuję że nie cofnęłam się do sali sprawdzić co robi, bo pewnie Asia wyła przy bramce a ona sobie usiadła
I żeby nie było - ja nie wymagam od pań żeby były non stop na nogach, ale jeszcze nie widziałam Pani Moniki ani Pani Agatki siedzących na krześle przy porannym przyprowadzaniu dzieci. Zawsze od razu przybiegają by odebrać dziecko i jeszcze nigdy nie widziałam by płaczące dziecko było pozostawione same sobie (no chyba ze naprawdę muszą coś zrobić, np. podetrzeć pupę innemu maluchowi). Ba! Nigdy nie widziałam płaczących rano dzieci oprócz jednego chłopczyka, który płacze od początku chodzenia do żłobka po kilka godzin
No i wczoraj Asia do Moniki poleciała jak na skrzydłach, a dziś już nawet wejść nie chciała.
I co ja mam zrobić :-( Najchętniej pogadałabym z Moniką bo to zresztą kuzynka mojej przyjaciółki z lat szkolnych, ale nie wiem czy wypada nadawać pracownikowi na pracownika. Jeszcze "Gwiazda" się dowie i odbije się to na Aśce.