reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Początek przedszkola

Niestety, szkolnictwo w dalszym ciągu dość mocno odczłowieczenie. To moje zdanie.

Ja płaczących dzieci nie zostawiam. Zawsze staram się je uspokoić i zachęcić do wejścia. Czekam, aż będą gotowe. Raz Pani na siłę zerwała że mnie synka. To był pierwszy i ostatni raz. Nigdy więcej na coś takiego nie pozwoliłam. Po prostu czekałam, aż synek się uspokoi. Nie było można wchodzić do sali, więc mówiłam, że posiedzę chwilę i poczekam. I siedziałam. Najczęściej po wejściu dzieci wchodziły w zabawę. Długo szły na 3 h zaledwie. Aż któregoś dnia, moje najbardziej bojące się dziecko oznajmiło mi, że za szybko po nich przychodzę, że nie zdążyło się pobawić. Od tego czasu zostają dłużej. Poza tym dzieci stałe chorowały i więcej były w domu niż w przedszkolu. To też trzeba wliczyć.
A jak jechałaś później do pracy...? W sensie zawsze byłaś spóźniona czy jak?
 
reklama
I jeszcze trochę inny punkt widzenia. Małe dzieci (tak, bo 3latek to wciąż małe dziecko) radzą sobie ze stresem inaczej niż dorośli - więc płaczą. Ja jako stara baba zmieniając prace, też się stresuje, boli mnie brzuch, jestem zła i nerwowa - ale nie płacze, bo już umiem radzić sobie ze stresem, maluch nie.
Ja tam ryczę w kiblu 🤣 i faja za fają jak wyjdę z nowej pracy. Czy w ogóle jak jest stresik. Ale bardzo ważną rzecz poruszyłaś, która też mnie zastanawia w szerszym kontekście.

Dzieci płaczą. Płaczą, bo nie umieją inaczej, bo nie umieją powiedzieć, bo nie wiedzą jak "to" powiedzieć, bo zanim by powiedziały, to łatwiej popłakać. Kiedyś dawano dzieciom płakać zbyt dużo, mówiono, że musi się wypłakać - i to było złe. Dzisiaj niektórzy rodzice idą w drugą stronę - nie dają się dziecku wypłakać wcale. Czy to dobre?
 
A jak jechałaś później do pracy...? W sensie zawsze byłaś spóźniona czy jak?
Pierwszy rok przedszkola nie pracowałam zawodowo, bo moja praca była rehabilitacja dzieci. Jednak w przedszkolu spędzałam góra 30 min, z czego max 10 z dziećmi. Moje dzieci od urodzenia chodziły na rehabilitację i były nauczone zostawać z panią sam na sam. Dlatego uważam, że przedszkole nie musi dla dziecka oznaczać płakania.
 
Pierwszy rok przedszkola nie pracowałam zawodowo, bo moja praca była rehabilitacja dzieci. Jednak w przedszkolu spędzałam góra 30 min, z czego max 10 z dziećmi. Moje dzieci od urodzenia chodziły na rehabilitację i były nauczone zostawać z panią sam na sam. Dlatego uważam, że przedszkole nie musi dla dziecka oznaczać płakania.
Rozumiem ok. Moje dzieci dużo nie płakały ale gdy płakały i je zostawiałam to dosłownie po 2 minutach jak zerkałam przez okno to już było ok. Wierzę w opiekunki one też ogarniają nie tylko rodzice;) Jak dziecko płacze cały dzień (co myślę jest zupełna rzadkością) to myślę że jest problem z placówką. No i jak ktoś nie pracuje i nie musi lecieć na łeb na szyję to jest w ogóle inna perspektywa
 
Ja tam ryczę w kiblu 🤣 i faja za fają jak wyjdę z nowej pracy. Czy w ogóle jak jest stresik. Ale bardzo ważną rzecz poruszyłaś, która też mnie zastanawia w szerszym kontekście.

Dzieci płaczą. Płaczą, bo nie umieją inaczej, bo nie umieją powiedzieć, bo nie wiedzą jak "to" powiedzieć, bo zanim by powiedziały, to łatwiej popłakać. Kiedyś dawano dzieciom płakać zbyt dużo, mówiono, że musi się wypłakać - i to było złe. Dzisiaj niektórzy rodzice idą w drugą stronę - nie dają się dziecku wypłakać wcale. Czy to dobre?
Ja reaguję na potrzeby. Nigdy nie powiedziałam "nie płacz". Chce, niech płacze. Ja przytulę, dam buziaka, pomogę. Jak w przedszkolu panie nie dały rady go uspokoić przez godzinę, to przyszłam. Zdarzyło się to dwukrotnie przez rok : w obu sytuacjach był to początek choroby. Ale jak płacze rano, to też mu na to pozwalam. Wypłacze się, zrobi scenę przed wyjściem, a w przedszkolu super się bawi. Tak jakby zostawił złe emocje w domu. Jak spokojnie chodzi do przedszkola, to jest tam bardziej skryty. Tak, jakby emocje tłumił. Nie poradził sobie z nimi rano, więc prześladują go cały dzień.

Z drugiej strony potrafię zostawić dziecko płaczące o czekoladę. Zdarzyło mi się wynieść z biblioteki wrzeszczące i wierzgające, gdy za bardzo rozrabiało. To już nie są potrzeby, to zachcianki. Nie spełniam każdej. Jedyne, czego nie odmawiam dzieciom, to bliskość.
 
Ja reaguję na potrzeby. Nigdy nie powiedziałam "nie płacz". Chce, niech płacze. Ja przytulę, dam buziaka, pomogę. Jak w przedszkolu panie nie dały rady go uspokoić przez godzinę, to przyszłam. Zdarzyło się to dwukrotnie przez rok : w obu sytuacjach był to początek choroby. Ale jak płacze rano, to też mu na to pozwalam. Wypłacze się, zrobi scenę przed wyjściem, a w przedszkolu super się bawi. Tak jakby zostawił złe emocje w domu. Jak spokojnie chodzi do przedszkola, to jest tam bardziej skryty. Tak, jakby emocje tłumił. Nie poradził sobie z nimi rano, więc prześladują go cały dzień.

Z drugiej strony potrafię zostawić dziecko płaczące o czekoladę. Zdarzyło mi się wynieść z biblioteki wrzeszczące i wierzgające, gdy za bardzo rozrabiało. To już nie są potrzeby, to zachcianki. Nie spełniam każdej. Jedyne, czego nie odmawiam dzieciom, to bliskość.
Ja daję się czasem wypłakać swojej młodszej. Nie wiadomo skąd ryk, nie chce się tulić, piciu, jeść, wrzeszczy jak oparzona, nie da się dotknąć, a to nara. Co jakiś czas pytam czy już i jak już to biorę i przytulam. Starszą wyniosłam (chyba, bo w nerwach nie pamiętam) z żabki dosłownie tydzień temu, bo miałam odliczone pieniądze, ani karty ani telefonu, a złapała kinderjajko i rzuciła się na podłogę jak odmówiłam. No bez jaj.

Jest coś takiego jak odmawianie tulasów? 🤣 Ja nie wiedziałam 🤣
 
Jest coś takiego jak odmawianie tulasów? 🤣 Ja nie wiedziałam 🤣
To jest ostatnio jakieś popularne wśród znajomych. Dziecko rozrabia, ma "się uspokoić", więc na chwilę się je wyrzuci do drugiego pokoju. Ono jest wtedy samo, płacze, chce się przytulić. A rodzic odmawia - bo dziecko ma się uspokoić samo. Ponieść konsekwencje swojego niegrzecznego zachowania.

Ja tak nie umiem. Nawet jak synek nabroi (córce się nie zdarza) i jestem na niego wściekła, to przytulam go, gdy tego chce. Najszybciej wtedy nas opuszczają emocje.
 
Rozumiem ok. Moje dzieci dużo nie płakały ale gdy płakały i je zostawiałam to dosłownie po 2 minutach jak zerkałam przez okno to już było ok. Wierzę w opiekunki one też ogarniają nie tylko rodzice;) Jak dziecko płacze cały dzień (co myślę jest zupełna rzadkością) to myślę że jest problem z placówką. No i jak ktoś nie pracuje i nie musi lecieć na łeb na szyję to jest w ogóle inna perspektywa
moje dzieci rzadko płaczą, zwłaszcza syn. Ale jak już zacznie, to nie tak łatwo go uspokoić.
Natomiast jak zerwali go ze mnie, to nie byłam w stanie skupić się na niczym. Nawet jak poszłabym do pracy, to byłoby ciężko. Po tym dniu synek wyszedł zapłakany. Więc moim zdaniem tak się nie robi.

Zgadzam się z tym, że to właśnie dużo zalet od opiekunek. To one stanowią ważny czynnik kształtujący emocje. Niestety nie są cudotwórca mi. Mieliśmy w grupie chłopca, który płakał całymi dniami. Długo. I nie była to wina placówki. Jest coś takiego jak brak gotowości szkolnej i trzeba się z tym liczyć. Moja córeczka miała. Wręcz wskazanie od lekarza, by odroczyć niemal o rok przedszkole. Czasem po prostu się zdarza, że dziecko nie współgra z naszymi planami i podejściem. Zdaje sobie z tego sprawę.
 
Ja reaguję na potrzeby. Nigdy nie powiedziałam "nie płacz". Chce, niech płacze. Ja przytulę, dam buziaka, pomogę. Jak w przedszkolu panie nie dały rady go uspokoić przez godzinę, to przyszłam. Zdarzyło się to dwukrotnie przez rok : w obu sytuacjach był to początek choroby. Ale jak płacze rano, to też mu na to pozwalam. Wypłacze się, zrobi scenę przed wyjściem, a w przedszkolu super się bawi. Tak jakby zostawił złe emocje w domu. Jak spokojnie chodzi do przedszkola, to jest tam bardziej skryty. Tak, jakby emocje tłumił. Nie poradził sobie z nimi rano, więc prześladują go cały dzień.

Z drugiej strony potrafię zostawić dziecko płaczące o czekoladę. Zdarzyło mi się wynieść z biblioteki wrzeszczące i wierzgające, gdy za bardzo rozrabiało. To już nie są potrzeby, to zachcianki. Nie spełniam każdej. Jedyne, czego nie odmawiam dzieciom, to bliskość.
Ja zawsze wyprowadzam moje wrzeszczące dzieci z miejsc publicznych głównie z restauracji bo uważam że to nie fair żeby inni musieli słuchać ich krzyku;)
 
reklama
moje dzieci rzadko płaczą, zwłaszcza syn. Ale jak już zacznie, to nie tak łatwo go uspokoić.
Natomiast jak zerwali go ze mnie, to nie byłam w stanie skupić się na niczym. Nawet jak poszłabym do pracy, to byłoby ciężko. Po tym dniu synek wyszedł zapłakany. Więc moim zdaniem tak się nie robi.

Zgadzam się z tym, że to właśnie dużo zalet od opiekunek. To one stanowią ważny czynnik kształtujący emocje. Niestety nie są cudotwórca mi. Mieliśmy w grupie chłopca, który płakał całymi dniami. Długo. I nie była to wina placówki. Jest coś takiego jak brak gotowości szkolnej i trzeba się z tym liczyć. Moja córeczka miała. Wręcz wskazanie od lekarza, by odroczyć niemal o rok przedszkole. Czasem po prostu się zdarza, że dziecko nie współgra z naszymi planami i podejściem. Zdaje sobie z tego sprawę.
Nie miałam tak żeby zachowanie moich dzieci po przedszkolu czy szkole czy żłobku było jakieś super dziwne żebym się martwiła bardzo🤔Nie miały wydaje mi się też braku gotowości. Są w ogóle takie powiedziałabym ,,standardowe" tak więc u nas zdrowy rozsądek, takie powiedziałabym normalne podejście (ani klosz ani lincz;) działa. Na szczęście;)
 
Do góry