Paella
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 22 Grudzień 2020
- Postów
- 249
Masz rację, źle to ujęłam. Chodzi mi o to, że raczej nie zmieniają się sami z siebie, a pod wpływem sytuacji. Czy to presji otoczenia, partnera, zauroczenia, uzależnienia itp itd. W sensie jeśli okoliczności są niezmienne to raczej rzadko kto się nagle zmienia pod wpływem rozmowy. Takie są moje doświadczenia i obserwacje.Ja akurat nie mówię w żadną stronę, bo czasem faktycznie "mąż nie jest wcale zły" to prawda. Są kobiety, które wyolbrzymiają są i faceci, którzy nie robią nic w domu ani przy dziecku. Chodziło mi o to, że takie rady po prostu nic nie dają z reguły. Dla autorki ważniejszy jest związek i jego naprawienie niż rozejście. Dlatego ja bym wałkowała, mi się w moim życiu udało rozmową wiele wypracować i to nie tylko z partnerem.
Z tym, że ludzie się nie zmieniają się nie zgodzę. Za duzo widzialam przykladnych mężow i żon, którym odbiła palma, za dużo rozmemłanych facetów, którzy ogarneli się przy właściwej kobiecie. Za duzo beznadziejnych małżeństw, które później znalazły drugą połówkę i było wszystko ok. Ciężko mi wymieniać przykłady, tyle ich jest. Ja na pewno nie jestem taka jak 5 lat temu. Po prostu trzeba chcieć. Czy akurat tu jest nadzieja? Nie wiadomo. Za mało danych, za dużo zmiennych.
I też w sumie nie bardzo chciałabym być z kimś komu trzeba wbijać do głowy, że ja i dzieci jesteśmy dla niego ważne i ma z nami spędzać czas.
Związki są różne, ludzie różnie się dogadują i dzielą obowiązkami. Nic nam do tego. Jeśli ktoś uznał, że kobieta robi w domu wszystko, a on ma tylko pracować i obojgu z tym dobrze, to jest to tylko ich sprawa. Ale tu jednak ona nie jest zadowolona z tego co się dzieje.
I ja naprawdę bardzo rozumiem, że decyzja o rozstaniu jest ciężka i ogromnie trudna. Że to zmiana całego życia. Że trudno wyjść ze strefy komfortu, nawet jeśli z komfortem nie ma ona nic wspólnego. Ale jeżeli widziałbym, że przez mojego męża płaczą moje dzieci, a jego to nie rusza to nie wiem czy miałabym ochotę na jakiekolwiek rozmowy. Raczej dążyłabym do tego, żeby jak najszybciej stać się niezależna na tyle, żeby odejść i nie narażać dzieci dalej na takie sytuacje. A w międzyczasie można próbować terapii czy rozmów. Jeśli jednak to nic nie daje to pozostaje tylko spakowane walizek. Dla dobra dzieci i własnego.