reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Samotność

Ja akurat nie mówię w żadną stronę, bo czasem faktycznie "mąż nie jest wcale zły" to prawda. Są kobiety, które wyolbrzymiają są i faceci, którzy nie robią nic w domu ani przy dziecku. Chodziło mi o to, że takie rady po prostu nic nie dają z reguły. Dla autorki ważniejszy jest związek i jego naprawienie niż rozejście. Dlatego ja bym wałkowała, mi się w moim życiu udało rozmową wiele wypracować i to nie tylko z partnerem.

Z tym, że ludzie się nie zmieniają się nie zgodzę. Za duzo widzialam przykladnych mężow i żon, którym odbiła palma, za dużo rozmemłanych facetów, którzy ogarneli się przy właściwej kobiecie. Za duzo beznadziejnych małżeństw, które później znalazły drugą połówkę i było wszystko ok. Ciężko mi wymieniać przykłady, tyle ich jest. Ja na pewno nie jestem taka jak 5 lat temu. Po prostu trzeba chcieć. Czy akurat tu jest nadzieja? Nie wiadomo. Za mało danych, za dużo zmiennych.
Masz rację, źle to ujęłam. Chodzi mi o to, że raczej nie zmieniają się sami z siebie, a pod wpływem sytuacji. Czy to presji otoczenia, partnera, zauroczenia, uzależnienia itp itd. W sensie jeśli okoliczności są niezmienne to raczej rzadko kto się nagle zmienia pod wpływem rozmowy. Takie są moje doświadczenia i obserwacje.
I też w sumie nie bardzo chciałabym być z kimś komu trzeba wbijać do głowy, że ja i dzieci jesteśmy dla niego ważne i ma z nami spędzać czas.
Związki są różne, ludzie różnie się dogadują i dzielą obowiązkami. Nic nam do tego. Jeśli ktoś uznał, że kobieta robi w domu wszystko, a on ma tylko pracować i obojgu z tym dobrze, to jest to tylko ich sprawa. Ale tu jednak ona nie jest zadowolona z tego co się dzieje.
I ja naprawdę bardzo rozumiem, że decyzja o rozstaniu jest ciężka i ogromnie trudna. Że to zmiana całego życia. Że trudno wyjść ze strefy komfortu, nawet jeśli z komfortem nie ma ona nic wspólnego. Ale jeżeli widziałbym, że przez mojego męża płaczą moje dzieci, a jego to nie rusza to nie wiem czy miałabym ochotę na jakiekolwiek rozmowy. Raczej dążyłabym do tego, żeby jak najszybciej stać się niezależna na tyle, żeby odejść i nie narażać dzieci dalej na takie sytuacje. A w międzyczasie można próbować terapii czy rozmów. Jeśli jednak to nic nie daje to pozostaje tylko spakowane walizek. Dla dobra dzieci i własnego.
 
reklama
Masz rację, źle to ujęłam. Chodzi mi o to, że raczej nie zmieniają się sami z siebie, a pod wpływem sytuacji. Czy to presji otoczenia, partnera, zauroczenia, uzależnienia itp itd. W sensie jeśli okoliczności są niezmienne to raczej rzadko kto się nagle zmienia pod wpływem rozmowy. Takie są moje doświadczenia i obserwacje.
I też w sumie nie bardzo chciałabym być z kimś komu trzeba wbijać do głowy, że ja i dzieci jesteśmy dla niego ważne i ma z nami spędzać czas.
Związki są różne, ludzie różnie się dogadują i dzielą obowiązkami. Nic nam do tego. Jeśli ktoś uznał, że kobieta robi w domu wszystko, a on ma tylko pracować i obojgu z tym dobrze, to jest to tylko ich sprawa. Ale tu jednak ona nie jest zadowolona z tego co się dzieje.
I ja naprawdę bardzo rozumiem, że decyzja o rozstaniu jest ciężka i ogromnie trudna. Że to zmiana całego życia. Że trudno wyjść ze strefy komfortu, nawet jeśli z komfortem nie ma ona nic wspólnego. Ale jeżeli widziałbym, że przez mojego męża płaczą moje dzieci, a jego to nie rusza to nie wiem czy miałabym ochotę na jakiekolwiek rozmowy. Raczej dążyłabym do tego, żeby jak najszybciej stać się niezależna na tyle, żeby odejść i nie narażać dzieci dalej na takie sytuacje. A w międzyczasie można próbować terapii czy rozmów. Jeśli jednak to nic nie daje to pozostaje tylko spakowane walizek. Dla dobra dzieci i własnego.
Rozumiem i pewnie też bym tak zrobiła. Wcześniej oczywiście rozwałkowujac i dany temat, i męża 😅

Ogólnie chodzi mi o to, że skoro ktoś coś napisał i internecie czy powiedział, to nie znaczy, że tak faktycznie jest. Ciężko mi wytłumaczyć o co chodzi, ale obejrzyjcie sobie film, którego nie ogladalyscie 10 lat. Po prostu to, że ktoś coś odbiera tak i tak to opisuje, nie znaczy, że tak jest. Nie chodzi mi o kłamstwa tylko o odbiór.

Co do rozstania to jest to prostsze niż wielu osobom się wydaje, tylko często odwagi brak.

Edit: rozmowa pomaga tylko jak jest po niej chęć do zmian o zrozumienie, to racja. No ale żeby to było to jednak musi być ta konstruktywna rozmowa, a nie pyskowka typu, bo Ty mi nie pomagasz, a bo ja zarabiam na dom. Naprawdę wiele osób myśli, że tak wyglada rozmowa.
 
Ja bym na początku próbowała naprawić związek. Mąż na pewno ma swoją wersję. Dlaczego tyle pracuje? Pracę ma męczącą, wraca późno, więc śpi. Tu są pretensje o finanse. Może on uważa, że bez takiej ilości jego pracy nie poradzą sobie? Może to jest czasowe, żeby np odłożyć na mieszkanie, a nie ciągle wynajmować?
Jak się ma do kogoś pretensje , to przedstawi się go w najgorszym świetle. Ale za coś tego człowieka Autorka pokochała. Czy ten człowiek dalej tam jest? Może sama rozmowa, może terapia dla par... Chociaż terapia odpada, skoro męża ciągle nie ma. Łatwo oskarżać drugą stronę, ale w związkiem nie o to chodzi. Miało być na dobre i złe. U Autorki teraz jest to złe. Jak mogą to naprawić? Ona nie jest zadowolona, chce męża w domu, chce być mniej samotna. Co można zrobić, żeby czuła się lepiej? Czy mąż jest chętny do poprawy tej sytuacji? Czy może na niego liczyć? Czy próby jej rozmowy kończą się fiaskiem?
Ludzie się zmieniają. Czasem zmiany idą w kierunku, w którym sami świadomie by nie poszli. Zwyczajna, szczera rozmowa może im uświadomić, że idą w kierunku czegoś, czego nie chcą.
 
@ZielonaMamma dla Ciebie moje słowa były chamskie, a dla mnie to jedyne co mogę powiedzieć kiedy czytam o kolejnej kobiecie, której dzieci patrzą jak ich matka w XXI wieku robi za służącą swojego męża. Po prostu. Ja nie mam cierpliwości do takich kobiet i nie zamierzam się jej uczyć.
 
To się tylko wydaje takie proste, nigdy nie wiemy tak na bank jakbyśmy się zachowały gdybyśmy się znalazły w takiej sytuacji. Parę dni temu ktoś mi się opowiedział o swoim nic nie robiącym mężu, do tego wiecznie z fochem zarazem dodając, że pozostaje to olewać... Wysłuchałam i powiedziałam, że nie wiem co bym zrobiła bo faktycznie nie wiem...
Współczuję ale łatwo doradzać jak się w tym nie siedzi po nos...
 
Niestety puenta jest taka, że w związki wchodzą ludzie, którzy nie rozumieją czym jest rodzina, partnerstwo itp. Potem są takie skutki. Przykre to i przykro się czyta takie historie, bo ani taki wzorzec ani rozbita i skonfliktowana rodzina nie są dobre dla dziecka. Idealna jest zdrowa, zgodna i pełna rodzina, ale nie żyjemy w idealnym świecie. Dla dzieci to też nauka, jak rodzice wychodzą z trudnych sytuacji.
 
To się tylko wydaje takie proste, nigdy nie wiemy tak na bank jakbyśmy się zachowały gdybyśmy się znalazły w takiej sytuacji. Parę dni temu ktoś mi się opowiedział o swoim nic nie robiącym mężu, do tego wiecznie z fochem zarazem dodając, że pozostaje to olewać... Wysłuchałam i powiedziałam, że nie wiem co bym zrobiła bo faktycznie nie wiem...
Współczuję ale łatwo doradzać jak się w tym nie siedzi po nos...

A skąd wiesz, że żadna z nas nigdy nie była w takiej sytuacji?
 
A skąd wiesz, że żadna z nas nigdy nie była w takiej sytuacji?
Nie wiem, do nikogo też konkretnie tego nie odnoszę co napisałam. To było ogólne stwierdzenie nie wycelowane w kogokolwiek. Ps Te kobiety, które wyszły z toksycznych relacji podziwiam cała sobą, jeśli są tu takie, brawo. Nie znam zbyt wielu takich osobiście, raczej więcej takich, które mają obawę nawet, żeby coś komuś wprost powiedzieć a co dopiero poczynić jakieś kroki.
 
reklama
Uczucia to jedno, nie da się z dnia na dzień odkochać, ale pozostając w związku z kimś, kto nawet nie pomoże pchać tego wózka razem, to zaprzepaszczenie dorobku rzeszy kobiet, które walczyły o równouprawnienie i o to, żebyśmy były nie tylko stopień wyżej od zwierząt gospodarskich, ale tyle samo warte i tak samo godne jak mężczyzna. Może to wielkie słowa, ale przepraszam bardzo, jeśli kolejne pokolenia będą patrzeć jak mama lata z wywieszonym jęzorem, a tata nie robi nic, to myślicie, że one same w związkach będą stawiały na równość? Jak mali chłopcy mają uważać, że dziewczynki są tak samo fajne jak oni, skoro w domu mamusia robi wszystko, a tatuś jest tylko od gapienia się w TV, jedzenia i spania? To nie jest system, w którym widzę swoje córki i nie chciałabym, żeby zakochały się w synu matki, która daje sobą orać pole.
 
Do góry