reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Wspomnienia z porodówki... :)

Korzystając z chwili wolnej i ja dorzucę pokrótce naszą historię;)
No więc sygnały o zbliżającym się porodzie na dobre zaczęły się w czwartek, odszedł mi czop i skurcze pojawiały się coraz częściej, jednak po jakimś czasie ustepowały. Psychicznie byłam już gotowa na wtorek na wywoływanie, ale w nocy z niedzieli na poniedziałek zaczęło się na poważnie. Położyliśmy się spać trochę po północy i w sumie nie zasnęłam ani na chwilę a ok. drugiej zaczęły się skurcze, takie dość bolesne i po jakimś czasie odruchowo zaczęłam zerkać na zegarek. Początkowo pojawiały się co 15, 12 minut, w końcu postanowiłam wstać i zobaczyć czy przejdzie po zmianie pozycji. Zrobiłam sobie herbatę, siadłam w kuchni a skurcze jak były tak są i w coraz krótszych odstępach czasu. Mój wstał zapytać co się dzieje, to mu mówię że to chyba dzisiaj ale niech się jeszcze położy bo za wcześnie jechać(nie chciałam żeby mnie położyli przez fałszywy alarm). Przy skurczach co 7 minut poszłam pod prysznic, kiedy nie przeszło zadzwoniliśmy do położnej i ruszyliśmy do szpitala po 5 rano. Na oddziale zrobili mi ktg i tu zdziwienie bo pokazało brak skurczy. Lekarz(ten którego nie lubię) po nocnym dyżurze wyszedł zblazowany i stwierdził, że tu się nic nie dzieje, skurczy nie ma, rozwarcie 1 cm tak jak było, więc w takim tempie "to może do jutra się rozkręci usłyszalam". Prawie się rozpłakałam, bo przecież czuję, że mnie boli a oni mi wmawiają że coś wymyślam. Łaskawie stwierdził, że zostawią mnie na obserwacji i za godzinę jeszcze raz zrobią ktg. Przy drugim podejściu znowu nie pokazało skurczy ale na szczęście lekarz wszedł w trakcie badania akurat jak miałam skurcz i dotknął mojego brzucha i się zdziwił że dalej nic się nie zapisuje. Wtedy poprawił mi pelotkę na brzuchu i od razu wykres skoczył do 60%. Od tamtej pory zaczęli traktować mnie w końcu poważnie. Po obchodzie rozwarcie było już na 3 cm i ok 10 byłam już na porodówce. No i się zaczęła zabawa. Na początku było nawet znośnie, gadaliśmy sobie z moim i położną, trochę siedziałam na piłce, trochę w wannie, ale koło południa byłam już umęczona coraz bardziej, rozwarcie stanęło w miejscu skurcze co 3-4 minuty i nic do przodu. Ból coraz silniejszy a sił coraz mniej. W końcu dostałam kroplówkę z oxy ale już chyba trochę za późno bo nie zdążyła nawet w połowie zlecieć do końca. Znieczulenia nie dostałam bo położna odradziła, że teraz jak mi dadzą dolargan to dziecko i ja będziemy otępiałe i będzie trudniej. Pod koniec to juz była gehenna, mój wyszedł w trakcie na chwilę to jak wrócił jakąś godzinę przed finałem to nawet nie kazalam żeby wchodził, czułam że to wszystko okropnie wygląda, a ja nie mam za bardzo kontroli nad tym co się dzieje, nie chciałam żeby mnie taką widział. Więc siedział sobie w drugim pomieszczeniu i słuchał moich jęków. W końcu przyszedł czas parcia, strasznie długi i męczący. czułam że tracę siły a czas chyba stanął w miejscu. Położna kazała przeć 3 razy na skurczu , ale ja po dwóch juz nie miałam siły, czułam że mnie rozerwie zaraz od środka. W końcu zamknęłam oczy i jak w letargu cisnęłam z całych sił i w końcu poczułam jak coś wylatuje ze mnie i moja Zuzia ląduje na moim brzuchu.Szok, łzy i radość że już po wszystkim. Mój juz przy mnie z nożyczkami, przeciął pępowinę, potem jak zabrali małą to poszedł z nią a mną zajęli się dalej. Od razu ulga nieziemska, łożysko wyskoczyło chwilę później. Lekarz założył mi szew bo troszkę pękłam, na szczęście nie mocno i pogratulował że dałam radę. Okazało się że niunia była w ułożeniu potylicowym tylnym czyli buźką do spojenia łonowego, więc odwrotnie niż powinna, dlatego tak długo to trwało i było tak ciężko. Podobno większość takich przypadków kończy się cesarką albo kleszczami, więc tym bardziej się cieszyłam że dałam radę. Malutka miała krwiaczka na główce przez to , na szczęście szybko zniknął. Cieszę się, że miałam swoją położną, komfort psychiczny i atmosfera jest naprawdę na wagę złota a ja to wszystko miałam. Po porodzie szybko doszłam do siebie i czułam się nadzwyczaj dobrze, a ulga i radość z tego że moje sloneczko jest już ze mną dawały mi pełnię szczęścia.
I tak to pokrótce wyglądało. Nie idzie opisać porodu jednym słowem... to naprawdę niezwykłe przeżycie, straszne i cudowne zarazem...ale to prawda, że dziecko wynagradza wszystko i szybko zapomina się o bólu.:tak:
 
reklama
No to ja napiszę swoją przygodę

W poniedziałek 28 stycznia pojechałam z moim M zawiezć zwolnienie do pracy (43km) Wstąpiliśmy jeszcze na konkretne zakupy przed porodem Jak przyjechaliśmy to wzięłam się za rozpakowywanie toreb Po chwili poczułam taki dziwny ból w brzuchu Było ich tylko parę Pomyślałam że od tego zginania się i wypakowywania zakupów Usiadłam i mi wszystko przeszło Ale jak się zaczęłam ruszać to z powrotem poczułam ten dziwny ból Ale byłam dziwnie zmęczona Przespałam się i mi wszystko przeszło Wieczorem wykąpałam się i poszłam oglądać seriale O 21.45 zachciało mi się siku To więc wstałam i poszłam do łazienki Ledwo weszłam do łazienki to poczułam jak mi wody zaczęły odchodzić Także wzięłam jeszcze raz szybki prysznic i jeszcze się ogoliłam na myszce O 22.45 byłam już w szpitalu Tam mnie zbadali,podłączyli do ktg i stwierdzili że zero skurczy,szyjka wysoko,rozwarcia brak Dali mi czas do rana Jak się nic nie zacznie samo to kroplówka Oczywiście ze stresu nie mogłam wogóle zasnąć Położna przychodziła co jakiś czas sprawdzać tętno dziecka i śmiała się żebym spała bo rano będę potrzebowała dużo sił Także o 8.00 rano dostałam kroplówkę Do 11.00 h praktycznie nic nie czułam Tylko dziwnie mnie samoistnie przeczyściło Pózniej zaczęłam mieć delikatne skurcze Które praktycznie mnie nie bolały I po badaniu położna stwierdziła leciutkie rozwarcie na jeden palec Hmmm które gdzieś zaczęło się robić od strony kości Gdzie nie była tym zachwycona Nie wiem do tej pory o co jej chodziło Dopiero lekko po 12.00g dostałam już takich bolących skurczy Po czym po jakimś czasie doszłam do wniosku że to już te konkretne skurcze bo już co 3 minuty Zawołałam położną Zbadała mnie i powiedziała że już będę rodzić bo rozwarcie jest już na 4-4,5 Także zabrały mnie na porodówkę i kazały ćwiczyć na drabince Tak ostro ćwiczyłam że dosłownie zabrakło mi sił i śmiałam się do położnej że nie dam rady A najśmieszniejsze było to że jak parłam przy tej drabince to się bałam że dziecko wypadnie mi na podłogę i z tego też chyba ta niemoc Kiedy główka się konkretnie wsunęła w kanał kazali mi wejść na łóżko i dalej przeć Parłam,parłam i nie mogłam urodzić Wtedy położna wzięła nożyczki i mnie nacięła Po chwili o 14.35 usłyszałam płacz mojej Juleczki Położyli mi ją na brzuchu Z tego szczęścia miałam ochotę się popłakać ale nie miałam dosłownie czym Tak mnie poród wycieńczył że nie miałam łez Jednego widoku nie zapomnę do końca mojego życia Otóż jak mi położyli Juleńkę na brzuchu i ona tymi swoimi niebieskimi (aż granatowymi ) oczkami się na mnie spojrzała Widok bezcenny
Moja lala miała mieć 3250g a okazało się że ma 3800g Także różnica duża Aż mój gin się bardzo zdziwił jej wagą
Ogólnie poród wspominam tak sobie Położne były dwie i to bardzo fajne Dużo mi pomogły Pokazywały jak oddychać ,dopingowały,wspierały Jak już stwierdziłam że nie mam siły i że nie dam rady to cały czas powtarzały że dam radę ,że zrobię to dla Julii bo ona już chce ze mną być Jednym słowem atmosfera na porodówce była bardzo luzacka
Dopiero jak dostałam do ręki wypis ze szpitala to przeczytałam że pękłam Moja położna środowiskowa stwierdziła że jak one zobaczyły że pękam to wzięły nożyczki i mnie dalej nacięły Teraz tam mam takie brzydkie i pewnie zostanie blizna
Po porodzie nie mogłam się poruszać ,nie wspominając o siedzeniu Masakra Dopiero po ośmiu dniach zaczęłam jakoś siedzieć
Na dzień dzisiejszy jeśli zdecyduje się na drugie dziecko to tylko wyłącznie poród cc Ja jestem w miarę odporna na ból ale przyznam szczerze że to mnie przerosło
 
To ja też się pochwalę swoją historią ;p
24 stycznia zgłosiłam się do szpitala, gdyż była to moja 7 doba po porodzie. Oczywiście na izbie przyjęć na start dowiedziałam się że nie ma miejsc, ale pani doktor stwierdziła że chociaż mi badania porobi, więc wysłała mnie na KTG i USG z przepływami. Tam okazało sie że są lekkie skurcze co 10 minut ale ja ich kompletnie nie czułam, maluch waży ponad 4000g. Pomierzyli mi zatem jeszcze miednice itd. i zaczeli się zastanawiać co tu ze mna zrobić i w tym momencie zadzwonił telefon że na patolgii ciąży jedno miejsce sie zwolniło bo pani rodzić poszła ;p no więc tak trafiłam na oddział. Zlecono mi 3 razy dziennie KTG, a że na oddziale robią takie 1-2 godzinne to miałam wrażenie że spędzam pod tymi aparatami normalnie całe dnie, tymbardziej że to bardzo nudne jest i ciężko wyleżeć w jednej pozycji tyle czasu ;p
25 stycznia na obchodzie pani doktor stwierdziła że wszystko jest ok i że szkoda mnie tu trzymać, więc założyli mi balonik. Wypadł mi dosłownie po 2 godzinach więc postępowało szybko. Cały dzień później na oddziale, czyli KTG KTG i jeszcze raz KTG :/ Wieczorem dowiedziałam się że mam po kolacji nic nie jesć i śniadania też nie to rano mi podłączą oksytocyne po obchodzie. Na szczęście nie zdążyli ;p
26 stycznia wstałam rano ok 6 bo już pęcherz nie wytrzymywał. Poszłam spokojnie do toalety i od razu się umyć. Ok 6:15 poczułam pierwszy bolesny skurcz, wcześniej nic. Stwierdziłam że skoro w końcu coś boli to sobie sprawdze co ile je mam. Okazało się że co 10 minut. Wyszłam sobie z sali na korytarz i spacerowałam, kręciłam bioderkami a na skurzach kucałam. Przyszła do mnie położna i pyta się czy mam skurcze, ja jej na to że tak i że co 10 min ta machnęła tylko ręką i stwierdziła że w takim razie to ona mnie tu zostawia na razie bo to jeszcze długo potrwa. O 7:30 przyszła sprawdzić co ze mną ja jej mówie że już skurcze są długie i tak co 3 min. Ona na to że niemozliwe i że przecież godzine temu było jeszcze co 10 min. Zaprosiła mnie do zabiegowego i tam postanowiła zajrzeć jakie jest rozwarcie. Okazało się że 7cm a na skurczu 8. Wystraszona szybko kazała mi się spakować i na porodówkę wiozła mnie już na wózku bo stwierdziła że zaraz to dziecko to mi wypadnie ;p Tam przebrałam się już w koszulkę do porodu, wyjełam sobie wode itd. Zapytałam tylko czy mąż zdąży dojechać, a ona odpowiedziała mi że jak sie postara to zdąży. Przyjechał o 8:55 a o 9:15 Hania była już na świecie. Duża, pomarszczona, lekko opuchnięta istotka - całe 58cm i 3950g szczęścia. Popłakaliśmy się oboje jak ją zobaczyliśmy :) Bardzo szybko poszło bo tylko 3 godziny całego porodu. :) Oczywiście musieli mnie przeciąć, później przy szyciu zażyczyłam sobie dodatkowego znieczulenia,bo to co mi pan podał na początku nic nie pomogło i czułam jakby mnie na żywca szył. Zastrzegł tylko że później będe miała tam przez kilka dni spuchniete. Zgodziłam się - oby tylko nie bolało w tym momencie. I to był mój błąd później męczyłam się nie dość że z raną, z hemoroidami to jeszcze z tą banią miedzy nogami, bo jedna z moich warg sromowych - właśnie ta nacięta była wielkości pięści i to przez dobre 4 dni :/ Do domku wypuścili nas już na drugą dobę bo miejsc w szpitalu nie było ;p;p Także poród szybki i do domku powrót też :) I to już koniec :)
 
A wiec i ja opowiem bo moj maly ssak spi ;p

A wiec we wtorek 5 lutego mialam sie zglosic do szpitala na wywolania( 8 dni po terminie) wiec ze stresu cala noc nie spalam za to bardzo czesto chodzilam do wc ok 6:20 poczulam 1 skurcz po 5 minutach kolejny i tak do 10 po siodmej wiec obudzilam mojego D i powiedzialam ze to chyba to ;) Poszlam pod prysznic dopakowalam ostatnie rzeczy i o 8 bylissmy juz w szpitalu ;) Bardzo szybko zostalam przyjeta zbadana no i lewatywa. Przy przyjeciu mialam 2cm rozwarcia glowa nisko balotujaca jak to okreslila polozna szyjka miekka i skrocona . Wiec dali mnie na sale i podpieli pod ktg skurcze byly do wytrzyania do czasu gdy o 10:30 poczulam przy skurczu jak ze mnie sie leje byly to wody geste i zielone troche mnie to wystraszylo wiec podpieli mnie znowu pod ktg tym razem skurcze zaczely byc juz co 2,3,1 min i to coraz mocniejsze zaczynalam juz wyc z bolu a moj D tylko na mnie patrzal bezradnie i nie wiedzial co zrobic.Po odejsciu wod szybko sie rozkrecilo o 12 przyszli lekarze mnie zbadac i byli w szoku bo bylo juz 7-8 cm rozwarcia wiec przeniesli mnie juz na sale do porodu. Tam to dopiero zaczely sie bole mialam ochote tylko siedziec na wc i przec bo przynosilo to ulge i przyznam sie ze wylam z bolu . Polozna kazala mi sie juz polozyc tam 10 cm i przec. Tak o to tym sposobem o 13:05 Milencia byla juz z nami. Byla owinieta pepowinka .Polozne i lekrze bardzo mili i pomocni wspierali i chwalili i dodali ze nie jedna by chciala taki szybki porod ;) Ale sa minusy peklam w srodu i zostalam jeszcze nacieta do tylka. Dodam jeszcze ze szycie to byl koszmar bo w niektorych miejscach mnie wgl nie znieczululi i wylam z bolu. O siadaniu moge pomarzyc bo bol straszny moze po sciagnieciu szwow bedzie lepiej. Dumny tatus byl przy porodzie i przecial pepowinke bylo ciezko mu ale wytrzymal dal rad choc nie obylo sie bez komentarzy "zamknij sie!" "to Ty mi to zrobiles!". A mala wazyla 2950 i 54cm i 10/10 pkt w skali Apgar ;) A wiec podwumowania bol w skali do 10 to 11 polog bardzo bolesny nawet zwykle poruszanie i siadanie sprawia bol ale gdy patrze na ten maly Cud to zapominam o wszystkim! ;-)
 
[FONT=&quot]
I ja korzystając z chwili ciszy, krótko opiszę co się z nami działo:) A więcjak pewnie pamiętacie, Tymek się na świat nie pchał i trzeba było go na siłęwyciągać:) Dzień wywołania wyznaczony był na 21 stycznia. I tak tego dniawstaliśmy rano, spakowaliśmy ostatnie rzeczy i ruszyliśmy po 8 do szpitala. Taksię bałam, że w domu wyszuiwałam sobie zajęcia na siłę. A to jeszcze zmyję pośniadaniu, a to coś ułozę. No ale w koncu znaleźliśmy się na izbie przyjęć. Napoczątku oczywiście stos formalności, a przed 9 pzrydzielili mi salę i położną.Muszę przyznać, że fantastyczna kobieta. Rozmawiała z nami, trochę siępośmialiśmy. Odwiedził mnie mój lekarz i zrobił bardzo nieprzyjemnebadanie..tak mi się wtedy bynajmniej wydawało. Początkowo dostałam dwie kroplówkinawadniające, a trzecia była już z oksy. No i od tej trzeciej zaczęło się.Wprawdzie ktg wykazywało skurcze, ale ja ich nie czułam. Aż nagle pierwszy razmalemu tętno spadło. Wstrzyknęli mi jakiś środek i odlączyli oksy na 30 min. potej przerwie, podłączyli jeszcze raz i początkowo skurcze, których nie czułam.Mimo, ze niektóre sięgały aż do 90. Wtedy zaczęła się jazda...tętno znowuzaczęło spadać. Wezwali lekarza, wstzryjnęli mi jeszcze raz to coś i jeszczechwilę obserwowali. Po kolejnym spadku, wyprosili mi Mojego z sali i lekarz(niestety nie mój) powtórzył to straszne badanie. Jak kojarzycie, to chodzi obadanie co tą kaczuszkę podsuwają. Normalnie aż się popłakałm z bólu i wtedypierwszy raz miałam namiastkę tego co mnie czeka w razie porodu sn. Czas leciałnam dosyć szybko i w chwili badania była już mniej więcej 14.30. W trakcietego, powtarzam najgorszego w moim dotychczasowym życiu, badania gin małemuznowu spadało tętno i wtedy padła decyzja - na stół. Oświadczenie zgody,cewnikowanie, przebieranie itp i jazda na blok operacyjny. Mówię Wam,poczułam się jak w Leśnej Górze:) Lekarz mi tlumaczył medycznym językiem co siędzieje, na co ja go poprosiłam, aby mówił do mnie 'po polsku", więcprzetłumaczył:) Ostatni buziak od męża i mnie zabrali...Wszystko się działo wtakim przyspieszonym tempie, że szok! Lekarze mnie tam uspokajali, pocieszali,zagadywali i zasnęłam. Miałam znieczulenie ogólne. Prawdę mówiąc, czułam togrzebanie w brzuchu i słyszałam płacz Tymka, ale potem już nic. Tymuś urodziłsię 14.53 i miał najpierw 9 pkt, a potem już komplet:) Jak się w końcuwybudziłam, to coś bełkotałam, sama nie wiem co..Miałam taką kluchę w gardle,że nawet z Moim nie mogłam się dogadać. Po jakimś czasie przewieźli mnie nanormalną salę. Podlai mi Maluszka i próbowali przystawić...I tu zaczęły sięschody, bo brodawy były płaskie. małego wziął mąż na ręce, cos do niegomówił, c mnie rozśmieszało. Ale co z tego, że rozśmieszało, skoro znieczulenieprzestało działać. Każdy kaszel, każdy nawet najmniejszy ruch mięśni brzuchabolał jak diabli:( Dali mi tam jakieś środki przeciwbólowe i trochęprzeszło...Pionizację miałam następnego dnia o 6 rano. W miarę sprawnie toposzło.
Podsumowując najgorszy moment to drugie badanie ginekologiczne, ale z chwiląujrzenia Tymcia przestało mieć to znaczenie. Pamiętam, że bolało, ale niepamiętam i nie chcę pamiętać jak bardzo:) Mężuś generalnie parwie cały czas byłz nami. :podczas gdy leżałam pod kroplówką nawadniającą, to wyszedł aby coś pozałatwiać, ale przed najważniejszymbył[/FONT]J[FONT=&quot] Ba nawet dostarczył mi prase, abym się nienudziła. W pewnej chwili to poprosiłam kumpelę, aby sprawdziła, kiedy mamy miećkolendę:p No ale po 14 sytuacja zaczęłasię zmieniać… Jednak to już za nami, teraz robimy wszystko, aby Tymkowi było znami jak najlepiej[/FONT]J
 
To ja opisze moj porod. U nas cos sie ruszylo w niedziele 13 stycznia, bo wtedy po raz pierwszy strasznie bolal mnie brzuch jak na okres, potem przeszlo a wieczorem mialam skorcze, no i czop zaczal mi odchodzic. Wiedzialam ze to jeszcze nie to, ale ze juz sie cos zaczyna rozkrecac, zreszta pisalam Wam to jeszcze. W poniedzialek,czulam sie lepiej, skorcze mialam praktycznie caly dzien, ale mialam przyplyw energii. Myslalam tylko, oby do jutra bo we wtorek mielismy miec usg i mieli nam powiedziec czy lozysko sie podnioslo. Okolo godziny 24 wlazlam do lozka, wlaczylam jeszcze telewizor i czekalam na mojego F, bo konczyl prace pol godziny po polnocy. I dokladnie pol godziny po polnocy poczulam, ze robi mi sie mokro, pomyslalam ze to reszta tego czopa odeszla, ale nagle zaczelo leeeciec, no to mysle o cholera wody odchodza! Zerwalam sie i biegiem do lazienki, jak chlusnelo to wszystko mialam zalane :p sporo tego bylo, czyste, lekko rozowe, wrocilam do pokoju, wzielam telefon, ale czulam ze dalej leci, no to z powrotem do lazienki. Zadzwonilam do poloznej, powiedziala zeby czekac do rana albo az beda skorcze co okolo 4minuty. Ale za moment ona zadzwonila jeszcze raz i mowi, ze dopiero sobie przypomniala ze mam ten problem z lozyskiem i lepiej zebym juz pojechala i zeby mnie tam obserwowali. Do F nie moglam sie dodzwonic, ale w koncu sie pojawil, no to mowie ze jedziemy do szpitala, bo mi wody odeszly. Ucieszyl sie jak nie wiem co, za to mnie dopadly straszne dreszcze i bylo mi okropnie zimno, chyba stres tak zadzialal.

W szpitalu najpierw siedzielismy na jednym oddziale, polozna mnie przepytala co i jak, sprawdzila rozwarcie i stwierdzila, ze jeszcze wszystko zamkniete. Potem przeszlismy na inny oddzial, gdzie mielismy zostac na noc. Moj F byl caly czas przy mnie. Dali mi lozko, podpieli pod ktg, skorcze jakies tam byly, regularne ale slabe. Potem znow kazali przejsc na inny oddzial. Wszedzie jakas inna polozna pytala o szczegoly, juz nas troche to denerwowalo, ze tak jakby zupelnie sie nie kontaktowaly ze soba i w kolko musialam mowic to samo. Dali mi znowu lozko i powiedzieli, ze musze czekac do rana na lekarza, ze zrobia mi usg. Przez reszte nocy skorcze czulam juz calkiem regularnei mocniejsze, ale nad ranem sie wszystko wyciszylo. Zrobili usg,stwierdzili ze nie jest tak zle bo glowka dziecka jest pierwsza przy ujsciu a dopiero pozniej lozysko, wiec mozemy probowac naturalnie. Podpieli znow pod ktg, ale skorczy nie bylo. Lekarka stwierdzila, ze mozemy isc do domu i wrocic jak sie cos rozkreci, albo wieczorem i dadza mi oksy. Ja sie balam wracac do domu, powiedzialam ze az tak mi nie zalezy zeby czekac na skorcze i czy moga mi dac oksy wczesniej, no to ustalili ze w takim razie o 11.



Jedna z poloznych powiedziala, zebym poszla sie przejsc to moze cos sieruszy ze skorczami. Okolo 10:30 poszlam do toalety, zrobilam siku i czuje cos dziwnego, czuje ze cos TAM mam, dotknelam i faktycznie cos bylo, popatrzylam i zobaczylam niebieska pepowine!!! Wystraszylam sie, powiedzialam od razu pierwszej napotkanej poloznej, a ona takie oczy i sie pyta czy na pewno i ze idziemy zobaczyc. Wrocilam dolozka, popatrzyla I pobiegla po lekarzy. Wtedy sie zaczelo. Zbieglo sie mnostwo osob i ekspresowa akcja – biegli z tym lozkiem na sale operacyjna, pamietam jak w biegu przedstawiala mi sie pani anestezjolog, wszyscy cos tam krzyczeli, czulam sie jak na filmie. Na sali szybko sciagneli mi reszte ciuchow, przerzucili mnie na lozko operacyjne, pamietam tlum ludzi krecacych sie wokol lozka (jak sie pozniej pytalam F to powiedzial, ze bylo tam 15 osob), pani anestezjolog zaciskala mi maske na twarzy i kazala oddychac, a ja tam ryczalam, bo tak bolalo jak mi wpychali ta pepowine do srodka i zakladali cewnik i tak sie balam, ze zaczna mnie ciac jeszcze zanim znieczulenie zacznie dzialac i do tego jeszcze ciagle ktos cos do mnie mowil a ja juz nie rozumialam i bylam przerazona tym, ze wszystko sie dzieje tak szybko. Moj F jeszcze wtedy byl na sali i mowil mi ze mnie kocha. I koniec. Zuzie wyciagneli o godzinie 10:39, czyli ok 5 minut od przywiezienia mnie na ta sale. Potem obudzilam sie na sali pooperacyjnej, byl tam F z Zuzia, moja polozna i pielegniarka. Wszyscy sie usmiechali, moj mi mowil ze Zuzia jest piekna i idealna, potem dal mi ja na rece, ale ja prawie nie moglam oczu otworzyc. Bylam totalnie oglupiala i senna od morfiny. Pamietam jak ja zobaczylam i byla taka piekna, taki sliczny malutki nosek, i male, pomarszczone raczki i bylam taka szczesliwa i dumna. A jak zaczela ssac cyca to juz w ogole byla pelnia szczescia. Pamietam jeszcze jak polozna sie smiala, bo jej powiedzialam, ze wczoraj zrobilam dla niej szarlotke :)


Pozniej przewieziono nas na inna sale, gdzie byly jeszcze 3 dziewczyny. Ja nadal prawie caly czas spalam i dalej bylam taka oglupiala. Nie moglam mowic bo mialam tak gardlo podraznione przez to ze mnie intubowali. Zuzia spala i F biedny tez probowal spac na fotelu, ale bez przerwy ktos przychodzil, a to polozne, a to ktos do zbadania dziecka, a to ktos zeby mi wytlumaczyc dlaczego mialam cesarke, a to pani z jedzeniem, a nawet jedna pani co sprzedawala te ramki do robienia odlewow raczek i stopek. F sie wkurzal, ze jest gorzej niz w ryanairze, bo co zasnie to ktos go budzi. Noc byla ciezka, na dodatek do dziewczyny obok bez przerwy ktos wydzwanial i bardzo glosno gadala przez telefon. O 6:00 rano przyszla jedna niemila polozna, zabrala pod prysznic i wyciagnela mi cewnik. Mi sie w glowie zakrecilo pod tym prysznicem i spadlam na sciane. A na koniec, juz zeby calkiem dobic, przyszla pani z Overseas i zaczela wypytywac skad jestem, czy pracuje i takie tam, zeby sprawdzic czy naleza mi sie bezplatne swiadczenia zdrowotne i chyba calkiem ja pogielo, bo chciala zebym jej przedstawila moje payslipy. Oczywiscie tego nie mialam ze soba,wiec wreczyla mi rachunki na laczna kwote 4500 £. Pozniej mialam doslac wszystkie papiery i mieli mi to anulowac, ale i tak uwazam, ze to mega chamskie. Na szczescie jeszcze tego samego dnia, czyli w srode 16 stycznia, okolo 17:00 wyszlismy ze szpitala juz we trojke :)


Przez dwa tygodnie na wspomnienie o porodzie, o tym jak wypadla mi pepowina i calej tej szybkiej akcji, i o tym ze bylam pod narkoza w pierwszych chwilach po urodzeniu Zuzi, strasznie plakalam. Bez przerwy wypytywalam mojego F co sie tam dzialo. Do tego na pytanie co by bylo gdybysmy jednak poszli do domu, tak jak nam zasugerowala lekarka, i gdyby ta pepowina wypadla w domu, polozna odpowiedziala ze najprawdopodobniej dziecko by umarlo. To bylo cos strasznego. Na szczescie juz mi prawie przeszlo, nie chce o tym myslec wiecej. Teraz tylko sie ciesze, ze Zuzinka juz jest z nami.
 
Ostatnia edycja:
A u mnie wszystko zaczęło się tak niepozornie..:-)

Około 18 mój mężuś poszedł do szwagra na meczyk.. mnie coś strasznie brzuch spinało już od paru godzin ale sądziłam że to mała ma tak mało miejsca i rozpycha się.. po 18 postanowiłam zapytać was na bb czy to czasem nie skurcze bo raczej nie bolą aż tak mocno..:-)

Postanowiłam że w razie czego pójdę pod prysznic i odświeżę się.. oczywiście jak na porodówkę to z klasą więc i włosy wyprostowałam nawet :-D

Mój wrócił i stwierdziliśmy że skurcze są co 6 minut.. biegusiem zabraliśmy torby i pojechaliśmy (20 km) do szpitala.. pamiętam że pogoda była zimowa.. pełno śniegu i bałam się czy dojedziemy na czas

W szpitalu podłączyli mi ktg na jakieś 45 minut.. małe skurcze i bardzo rzadko.. później badanie ginekologiczne.. i rozwarcie 1 cm..
Położono mnie na porodówkę około 23.. cały czas chodziłam po korytarzu i skakałam na piłce. Rozwarcie bardzo pomalutku postępowało..
Gdy zaczęły się skurcze parte kazano położyć się na łóżku.. parłam ale niestety jeszcze nie było za dużego postępu. Położne kazały się położyć na boku i przeć z nogami złączonymi.. masakra jakaś ale ledwo przezyłam. Później już poszło szybko.. nacięli mnie i po kilku skurczach malutka była już z nami. Godz.. 08:05 Nie zapłakała od razu.. wystraszyłam się.. okazało się że była owinięta podwójnie pępowiną.. gdy usłyszałam jej głosik to aż serce mi rozpromieniało! Położono mi ją na chwilkę na brzuszku a później zabrano do ważenia i badania.. i wtedy się zaczęło.. łożysko odeszło w połowie.. lekarz który mógł wydać decyzję o podaniu Oksy nie przychodzł bardzo długo.. jak już raczył się zjawić to okazało się że podanie oksytocyny nic już nie dało i musieli mnie łyżeczkować żeby oczyścić wszystko dokładnie .. ból niemiłosierny.. później szycie chyba w połowie na żywca bo strasznie bolało.. ale najważniejsze że malutka już była na świecie! Urodziła się owinięta pępowiną, z krwiaczkiem na główce i dodatkowo stwierdzono przykurcz rączek.. ale na szczęście wszystko wraca do normy.. mimo że poród nie należał do najprzyjemniejszych to i tak milej go wspominam niż połóg w czasie którego dostałam zakażenia rany wewnętrznej i jeszcze stanu zapalnego (.)(.).. zakażenia naprawdę nikomu nie życzę – nie mogłam nawet nogą ruszyć i przy próbach wstania z łóżka lądowałam na ziemi.. :-(

Ale nic tak nie mobilizuje podczas porodu jak słowa położnej: „nie myśl o sobie tylko o dziecku – przyyyyyyj” no i tydzień wcześniej oglądałam porodówkę na tlc która totalnie mnie zmobilizowała.. akurat był odcinek w którym dziewczyna nie parła i musieli kleszczami wyciągać maleństwo.. i jakieś niedotlenienie było małego czy jakoś tak.. i jak już nie miałam siły totalnie to sobie przypomniałam jak kleszczami wyciągali za główkę i wtedy nagle pełno sił znalazłam żeby tylko nie musieli mojej kruszynce krzywdy robić!
i tak to mniej a więcej wygladało u mnie ;-)
teraz jak patrze na nią leżącą w łóżeczku to nawet nie pamiętam jak mocno bolało.. :tak:warto było to przeżyć!
 
Mam chwile to ja opisze swoj porod, dawno nie mialam tylu emocji w jednym dniu, w wiekszosci pozytywnych.
W nocy przed juz zabukowanym porodem naa 11 godz. 30 stycznia z nerwow nie moglam spac, a rano juz pozadnie panikowalam i szykujac wszystko dla siebie troche sie trzeslam. Gdy szykowalam dla corki obiad na pozniej (kolezanka miala jej pilnowac) przypalilam troche kotlety, a nawet poplakiwalam przez mojego m, ktory spal do ostatniej chwili przed wyjazdem do szpitala, a wydawalo mi sie to wielka obojetnoscia na sytuacje. Troche sie uspokoilam gdy juz tam jechalismy...W szpitalu ktg i badanie, po ktorym okazalo sie ze mam juz 4 cm i wzieli mnie na porodowke.
Ucieszylam sie ogromnie ze juz sie zaczelo i to bez zadnych boli bylam juz w polowie drogi. Polozna postanowila przebic mi wody zeby zmobilizowac skurcze do pracy, ale po 20 min grzebania sama nawet nie byla pewna czy przebila. Podobno nie umiala nic zlapac no i glowka zatykala szyjke. Wiec wstalam, troche sie poruszalam i cos wyplynelo, ale troche. Sama sie dziwie jak moglam miec az tak malo wod i wszystko bylo ok. Naprawde minimalne ilosci. Wtedy zaczelam miec skurcze dosc regularne ale glupie ktg ich pokazywalo wiec podpieli mnie do oksy i wtedy nagle bol zaczal byc nie do wytrzymania. Za szybko to wszystko szlo nawet dla mnie, a i maly zaczal tracic tetno do 30. Wiec oprocz tego ze bol okropny, az mnie wyginalo, to lekarze i polozna rzucali mna w rozne pozycje co by pomoc dziecku, no i caly czas mnie ktos badal w srodku OKROPNE. 9 palcow bylo w 30 min, ale nie chcialo isc dalej i szyjka sie nie skrucila wystarczajaco. Dlatego wlasnie tak bardzo chcialam sama do porodu przyjechac, wywolania tak sie czesto koncza.
Zabrali mnie wiec na cesarke i w doslownie 5 min wyciagneli malego (16:49), ktory zreszta, chyba, z tego wszystkiego obwiazal sie dwa razy pepowina.
No ale jakolwiek by ten porod nie wygladal, bylo warto, najwazniejsze ze wszystko dobrze sie skonczylo. Syn 4420 kg 60 cm 10 pkt. Plakalam jak bobr.
Glodomor nawet nie dal mi na chwile odpoczac, spal nawet na mnie. Po pobycie w szpitalu sutki mialam strasznie poranione.
W szpitalu bylismy 2 dni, na drugi juz normalnie funkcjonowalam.
 
Mam więcej czasu to ponadrabiam zaległości :D

Na początku grudnia wylądowałam w szpitalu ze skurczami pomimo brania fenoterolu - na szczęście udało się powstrzymać. Bałam się niemiłosiernie ,bo nie dość że pierwszy raz leżałam w szpitalu to jeszcze na przed porodowej i albo krzyki innych rodzących albo płacz kobitki która leżała obok mnie w 26 tygodniu z pełnym rozwarciem . Istna masakra ;/ 12.12.12 szykowali mnie już do porodu ale jakoś się udało... Dużo dało mi to , że był tam mój lekarz prowadzący i zadecydował że mieszkam blisko szpitala więc jak zacznie się coś dziać to zdąrze dojechać i wypuścił mnie do domu. Zmiana otoczenia zero stresu leżenie plackiem i udało się donosić do stycznia. Trzeciego miałam wizyte kontorlną i lekarzowi nie podobał się zapis ktg więc dał mi zastrzyk rozkurczowy i skierowanie do szpitala na następny dzień i zalecenie ostrego seksu hah. Niestety ani jednego ani drugiego nie doczekałam bo wyszliśmy od lekarza, pojechaliśmy do moich rodziców dosłownie na pół godziny i mnie zaczęło powoli brać tu skurcz tam skurcz i mówię że idziemy do domu dopakować torbe bo się na bank rozkręci. Była jakaś 20 i już regularne skurcze , pędem dopakowanie torby samochód i porodówka... Tam oczywiście papierologia , ostatnie dokumenty wypisywała za mnie położna bo ja nie byłam wstanie i tylko podpisy składałam, łaskawie przyszedł lekarz i o pani rodzi 6 cm rozwarcia . Od razu na porodówke i podłączyli mi ktg - myślałam że ich tam rozniose bo nie nawidziłam tego leżenia plackiem nawet przed porodem. Pani doktor powiedziała że zaraz przyjdą mi przebić pęcherz płodowy żeby szybciej poszło ale najpierw anestezjolog zrobi znieczulenie drugiej kobitce. Zapytałam tylko kiedy ja będę mogła prosić o znieczulenie a ona z takim uśmiechem że najpierw pobiorą mi krew czy w ogóle mogę dostać, na co ja że za ile będą wyniki a ona że za godzine... i tak tylko patrzyłam na ten zegarek z przerażeniem , była 21.05 . Po chwili przyszła do mnie z czymś co przypominało wielką igłe a ja normalnie paraliż i że nie dam sobie ( głupia się naczytałam że przebijanie pęcherza boli)no ale suma sumarum i tak długo się nie prosiły o rozchylenie nóg, Przebiła i dosłownie wyleciały wody a ona woła drugą że ja zaraz będę rodziła bo od razu pełne rozwarcie się zrobiło. I chwila moment miałam parte , Dwa razy na tym śmiesznym rozjeżdżającym łóżku i zaprosiły mnie na fotel znowu dwa parte i mały już był z nami o 21:25 :). Bardzo się ciesze że mąż był przy mnie , wachlowal mnie bo było potwornie gorąco i kilka razy miałam odlot. Oczywiście żadnego znieczulenia się nie doczekałam, nie było nawet czasu na gaz rozweselający. Niestety mnie nacięły. Od regularnych skurczy do urodzenia godzina dwadzieścia pięć minut. Każdej kobiecie życze takiego porodu. Kacperek urodził się trzy tygodnie przed terminem z wagą 3170g i 55 cm długości 10 pkt :)

Zobacz załącznik 540716Zdjęcie ze szpitala z dnia po porodzie :)
 
reklama
U mnie było ciekawie (choć każda z nas tak by nazwała swoje przezycia haha)...miała być kropłowka na wywołanie, jednak Córa postanowiła ,,popłynąc z wodami''...potem czekanie i nic, kropłowki i nic..no i po 9 godzinach cesarka... jeśli macie ochotę na szczegóły, opisałam to TU :)
 
Do góry