Lekarz mi każe leżeć. W sumie to nie wiem, czy się coś złego dzieje. Oprócz tych plamień, bóli i krwawienia na początku teraz jest chyba ok. Ciąża rozwija się prawidłowo. Na początku mówił, że do 13 tyg mam leżeć. Na prenatalnych dowiedziałam się że to łożysko jest na przedniej ścianie i nisko wiec trzeba obserwować, czy się podniesie, bo wysiłek może powodować uszkadzanie naczyń w łożysku i ona też powiedziała żeby raczej leżeć.
Na ostatniej wizycie zapytałam swojego dr czy mogę więcej chodzić to w sumie nie odpowiedział jednoznacznie. Powiedział, że nie tak od razu cokolwiek to ma znaczyć. Jak jadę na wizytę i pochodzę dłużej albo posiedzę to mnie boli brzuch i napina się. Teraz mi zmniejszył dawkę leków i częstotliwość to jakby bardziej czuję ból w podbrzuszu i te napięcia mam. Ja i tak trochę ryzykuję bo nie biorę tej nospy. Sama się przechadzam tak po domu. Jak szukałam torebki żeby prezent dla M zapakować i musiałam przykucnąć to potem nie było fajnie
Już sama nie wiem... Wiem że trzeba mieć siłę żeby urodzić i ogólnie mięśnie i stawy mi ucierpią przez to leżenie. Już nie mówiąc o tym że psychicznie to nie jest komfortowa sytuacja...
Ja do poprzedniej ciąży podeszłam całkiem na luzie. Zawsze uważałam że ciąża to nie choroba i nie ma się co cackać. Zachowywałam się jak zwykle dużo pracowałam bo z jednej pracy do drugiej i wracałam do domu wieczorem i na imprezie z tańcami byliśmy z M. Mama mi potem wypomniała, że w ciąży trzeba było się oszczędzać a i od męża też usłyszałam, że to przez pracę. W efekcie po poronieniu z jednej pracy zrezygnowałam.
Może nie powinnam tak pisać i myśleć ,ale dla mnie ta ciąża to poświecenie. Mocno wierzę, że tym razem będzie dobrze, musi być dobrze.