Ahh, niecierpie takich sytuacji kiedy ktoś się kłóci
Kochane moje wszystkie. Szanuję decyzję każdej, jeżeli nie chce tutaj pisać. To Forum, sieć, w każdej chwili można się wylogować i zniknąć. To daje swojego rodzaju wolność. Wolność słowa i decyzji. Można być, można nie być. Można liczyć na odrobinę anonimowości, bo nie jestem pewna, czy najbliższym w koło gadałabym o śluzie, cieknącej krwi, czy swędzeniu piczki. Co prawda akurat tutaj anonimowości mamy mniej, bo widziałyśmy się, praktycznie znamy nazwiska itd., ale w żaden sposób mi to nie przeszkadza.
Madziu, szanuję Twoją decyzję, że nie chcesz tutaj pisać. Ba, nawet w zasadzie popieram, że odpuszczasz spine na temat "chcę zajść w ciążę". Niemniej ja nadal walczę, i szczerze mówiąc Forum mi pomaga. Naprawdę. Nie frustruję się wchodząc tutaj, a wręcz odprężam. Nawet daje mi siłę i wiarę, że innym się udaje, to może mnie też. Nie ukrywam, że nieraz jest mi smutno i przykro, że 17 albo 18 cykl (już się gubię sama) leci pusty, bez ciąży. Nieraz jest mi bardzo przykro, że nie mogę napisać: "Dziewczyny, powiedzcie mi proszę - czy w ciąży jest normalne, to, że (....)", albo pokazać zdjęcia USG z małą Fasolką. To jest dla mnie smutne, ale wiem na co się zdecydowałam. Na ciężką batalię o swoje szczęście, to po pierwsze, a po drugie zaczynając przygodę z Forum, z Wami wszystkimi, każdą po kolei, wiedziałam, a nawet miałam nadzieję i wierzyłam, że każdej się uda. Było by to z mojej strony nieuczciwe i chamskie, gdybym nie cieszyła się, a obraziła, że komuś się udało, a mnie nie.
Tak samo mam w zasadzie jak widzę każdą inną panią w ciąży, obcą, przechodzącą obok mnie. Usmiechnę się pod nosem, ciesząc jej szczęściem, jednocześnie mówiąc sobie "Boże, proszę, pozwól mi kiedyś też mieć małe, bijące serce pod moim własnym".
Czasem przymilknę, bo zwyczajnie nie mam kiedy wejść spokojnie i coś napisać, czasem nie mam nic do powiedzenia, bo zwyczajnie nic nie wiem - nie miałam takich doświadczeń. Czasem mam gorszy dzień, szczególnie kiedy dopadnie małpa, że nie mam sił. Parę dni, upust krwi (dosłownie, niestety) i jakoś przechodzi. Ale mogę na Was wszystkie liczyć. Na każdą, każdą, czy to na Kulkę, czy Madzię, czy każdą po kolei nie wymieniając. Od każdej usłyszałam dobre słowo, pociechę, wsparcie, nadzieję.
Tak jak już mówiłam, ten cykl, ewentualnie jeszcze jeden i rzeczywiście odpuszczam, bo brak mi sił, ale nie chcę Was opuszczać. Czuję się związana z Waszymi losami, Waszymi dziećmi. Chcę dla Was jak najlepiej. DLA KAŻDEJ. Dla tych, które już nie piszą, również. To, że nie piszą, nie znaczy, że nie istnieją.
Naprawdę nie lubię takich sytuacji, lubię żyć w zgodzie z każdą, i jest mi nawet smutno, że tak się zdarza. Ale nie mam na to chyba wpływu
KasiuMarysiu, pytałaś o moją osobę. (MOŻNA POMINĄĆ JAK SIĘ NIE CHE KOMUŚ CZYTAĆ WYWODU ;D)
Więc tak: mam 24 lata od piątku 13 maja, z czego 1,5 roku walczę o ciążę. Na początku to nie była walka, tylko "ah, odpowiedni czas na dziecko. Fajnie, gdyby się udało". Nie udawało się, potem badania, problemy itd., o czym mniej więcej wiecie.
Nie jesteśmy z M. małżeństwem, tak jakoś wyszło. Szczerze mówiąc nawet - nie jesteśmy zaręczeni. Od 6 lat jesteśmy razem, i tak to trwa. Mieszkamy razem, co w teorii wszystko kłóci się z moją wiarą, ale mam pewną poprawkę na to - kochamy się, nie możemy bez siebie żyć, więc liczę, że Bóg mi to wybaczy. Oczywiście kwestie wiary to tak jak kwestie poglądów jedzeniowych - każdy sam decyduje, i nikogo nie przekonuję do tego. Ja wierzę, po prostu
Szczerze się przyznam, że źle mi z tym, że nie mamy ślubu. Mam sprzeczność w sobie. Ale to nie zależy tylko ode mnie, ale od wielu innych czynników - czyli presji rodziny, której zdanie szanuje, a że jestem jedynaczką, nie chcę sprawiać zawodu, ponadto możliwości finansowych moich i M.. No takie pierdoły. Może jestem staroświecka, ale ten dzień ma być mój, taki, jaki sobie wymarzę - łącznie z białą kiecką, pięknie przystrojonym kościołem i bajkowym pierwszym tańcem. No ale to już wywód na inny temat
Skończyłam studia licencjackie, studiuję magisterkę, na kierunku dziwnym, bowiem coś takiego jak przedsiębiorczość w oświacie. Ukryte marzenie to własne, prywatne przedszkole, ale musiałabym zainwestować mnóstwo pieniędzy, mimo dotacji z Unii. Ale już se zrobię te studia, skończę skoro zaczęłam, i heeeja. Tak jak wspominałam jest plan wyjazdu za granicę. Wiąże się to z moją sprzecznością co do braku ślubu, ale jak już mówiłam - nie zależne tylko ode mnie.
Nie wiem czy cuś chciałam jeszcze dodać? Przepraszam za wywód! Ale tak jakoś mi się zebrało jak zaczęłam pisać
Zdaję sobie sprawę, że nie każda może mnie lubić, można mnie nie lubić, może mieć neutralny stosunek (nie pytam kochane, nie odpowiadajcie na to, żeby nie było!), nie każda może odpisywać czy coś, ale ja sobie zostanę, bo zwyczajnie dobrze mi tu coś skrobnąć, a szczególnie wiedzieć co u Was.
Kolejny cykl żyję nadzieją, że to może już, że piersi coś szczypią, że plecy bolą jakby mi ktoś paluchem dźgał, że rozwolnienie z zatwardzeniem na zmianę, że jajniki pulsują, ale znów skończy się złudną wiarą i nadzieją. To nic. Dam radę