hej,
dołączam do grona niewyspanych. pochwaliłam się, że nie mam w ogóle skurczy żadnych dzięki luteinie i g..no. cała noc z bani, Wojtek się budził bo jęczałam przez sen
nie mogłam się przekręcić z boku na bok tak brzuch bolał.
popieram Catedry lęk przed bólami krzyżowymi - tez miałam przyjemność się z tym koszmarem spotkać, brzucha W OGÓLE nie czułam, za to miałam wrażenie, że ktoś mnie wali kołem w plecy. Poród się zaczął właśnie regularnymi bólami pleców, potem coraz szybszymi i dłuższymi ale wciąż były to tylko plecy. Ból nie do opisania.
I żebym teraz bała się jeszcze bardziej to położna rozwiała moje nadzieje że zzo u nas się nie daje. Formalnie przysługuje, w praktyce nie dają, bo to mały szpital i anestezjolog by musiał być cały czas przy rodzącej. Są narkotyki podawane (delargan), jest gaz rozweselający, zwykłe środki przeciwbólowe ALE w przypadku krzyżowych bóli to niewiele daje.
Także boję się jak szlag.
Pocieszenie małe - powiedziała, że wcale nie muszę mieć tym razem bóli krzyżowych bo wielokrotnie się spotkała, że przy kolejnym porodzie ich nie było.
Chocolatequa - ja właśnie też od kilku dni narzekam na pępek i jego okolice, normalnie nie mogę się o nic otrzeć tym miejscem ani żeby ktoś mnie dotknął. i dziwna rzecz bo dość mocno wystawał, a wczoraj jak leżałam to mój Wojtek stwierdził że jakby się zapadł trochę i potem była ta bolesna noc
już sama nie wiem co myśleć...
Marciątko - całe szczęście, że mama cała jest!
Felicity - współczuję ewentualnej wyprawy męża, jak już go wyślą to nie wiadomo kiedy oddadzą ;/
Katka - Ciebie za te przytulanki z mężem podziwiam, mnie ostatnio jak próbowaliśmy to bolało i dziwne to jest i nie chcę już próbować...
Koko -oby maluch ruszył z wagą! 9 osobowa sala!? o matko ;////
Amaliee - Tobie współczuję najbardziej tej cholernej przeprowadzki, z jednej strony z dala od teściów a z drugiej strony wszystko na twojej głowie. Jak mnie wk....ją faceci, którzy zasłaniają się pracą cały czas!!!
no bez przesady! jak Ty masz to ogarnąć?! wiadomo, że ogarniesz bo kobiety zawsze muszą sobie radzić, a książątka uważają, że ich jedynym obowiązkiem jest wyjście i powrót z pracy. Łaska wielka, do jasnej cholery.
A to, że Cie przeraża 30 min "spaceru" do szkoły to się nie dziwie, bo ja nie mogę dojść 300m z córką na plac zabaw!!!
Wojtek tez mnie wczoraj tak wyprowadził z równowagi, że się popłakałam przy teściowej.
Kupowałam szafę w jysku (tak znów ja) i jeździłam za syfonem do pralki (bo nie mogłam się teścia doprosić, a wali mi kanalizą w korytarzu tak że szok) a królewicz wrócił z pracy o 18 i sobie trawę przed domem do 20 kosił.
Gdzie ja mam wszystkie ciuchy powywalane z szafek i szuflad (przez wilgoć w mieszkaniu o której wam pisałam), sama oczywiście zamówiłam wywietrzniki, i czekały sobie żeby je zamontować w tych szufladach. PO CO? skoro on się musiał ODSTRESOWAĆ przy koszeniu trawy, bo nie lubi majsterkować.
Myślałam, że mnie szlag trafi. I doszło do tego Mai nie jedzenie znowu i brak pomysłów na kolejny posiłek.
Przed porodem mieszkanie miało być na tip top, a tymczasem... szkoda gadać.
Przepraszam, że tak o sobie, ale nie mam tu nawet koleżanki na tym zadupiu, z którą mogłabym porozmawiać. :-(