Widzisz jaka łajza ze mnie...no kuzwa zero wyczuciaOlaboga to nawet jesc, szmpana i wanne mialas??!! Moze Wam sie pomyslilo i do jakiegos hotelu 5cio gwiazdkowego A tak serio to super porod, zazdroszcze, ale nawet do tej pory nie zwrocilam uwagi, ze nasze bejbiki urodzily sie w tym samym dniu. Jak moglas szamac obiad i pic szampana jak ja sie zwijalam z bolu !!
reklama
pyciolek87
Mama Alexa:*
no to czas i na mnie
termin z om mialam na 12 a z usg na 11.12....od tego czasu czekalam na porod badz jakiekolwiek oznaki poprostu jak glupia....;-);-)juz nie moglam sie doczekac....brzuchol mialam ogromny,nie moglam spac a przekrecac sie na boki pomagal mi Dawid kazdego dnia budzac sie rano wierzylam mocno,ze to "bedzie dzisiaj"jasne....pomarzyc dobra rzecz...
16.12. w poludnie pisalam sobiie z moja kumpela o pierdolach i takie tam....az poczulam dziwaczne rzeczy w moim brzuszku....poczatkowo nie wiedzialam o co kaman wiec stwierdzilam ze maly dziec nabył nowych umiejetnosci
dziwne "rzeczy" w brzuszku powtarzaly sie co jakis czas....kumpela z ktora pisalam na gg bardziej panikowala niz ja sama...do Amo nawet nie zadzwonilam bo nie chcialam sie rozczarowac,myslalam ze to poprostu moje wymysly...i nie chcialam siac paniki bo z tego wrazenia nie wiem czy Dawid trafilby bezwypadkowo do domui tak od 12 do godz 18 czekalam na niemeza w niepewnosci co sie ze mna dzieje.,...po drodze Dawid kupil obiecana choinke....zanim tez przyjechal dzwonila do mnie kumpeli mama i tlumaczyla mi jak wygladaja skurcze
no i to bylo to...ubralismy choinke....naskakalam sie przy tym jak dzika:-):-)(nie wspomne juz ze aby wypedzic dziecia pare dni wczesniej wypucowalam caly dom i mylam nawet okna-tak kazal mi gin no i bez ten teges tez sie nie odbylo,nic nie pomoglo....)ok godz 20 wzielam prysznic i ok 22.00 pojechalismy do szpitala...czekajac na moja kolej smialam sie jeszcze z Dawidem w poczekalni...wiec skurcze nie byly az tak mocne...mimo tego ze bolalo....
Skurcze co 3-7 min i rozwarcie tylko na jeden palec...zapytano czy chce jechac do domku czy zostaje w szpitalu...stwierdzilam ze wole byc w domku a ze nie mialam daleko...to wrocilismy...noc byla koszmarna,leki przeciwbolowe ktore dostalam od pani doktor nic nie pomogly...ze zmeczenia spalam i wyrywalam sie z kazdym skurczem ze snu....i tak tez przetrwalam do 14.00(17.12) i pojechalismy do szpitala9nie pojechalam wczesniej bo skurcze byly nie regularne mimo ze dawaly sie we znaki)
o 14.30 bylam w szpitalu...w samochodzie juz plakalam z bolu....
zanim przyjeli mnie na ktg byla 18.00....swieta,kolejki bo kazdy chcial urodzic...
podlaczyli mnie pod ktg skurcze regularne co 3 min ....i rozwarcie na 5 placow...huraaaa ....balam sie ale cieszylam sie jak cholera ze wkoncu zacela sie akcja....leac jeszcze w sali ktg ...dostalam tylko tlen...ktory na nic mi sie nie przydal...skurcze byly tak mozne ze blagam o znieczulenie...nie mogli podac bo nie bylam jeszcze na sali porodowej....o19.00 zgarneli mnie na gore ale jeszcze nie na sale porodowa...skakalam na pilce,chodzilam(ale tylko chwile bo sama nie widzioalan czego chce)skurcze byly okropniaste,myslalm ze umre....o 22.00 kiedy tracilam juz kontakt ze swiatem uslyszalam ze moja kolej na porodowkekamien z serca... przebito mi pecherz poczym myslalam ze juz nie dam rady...o 22.30 dostalam upragnione znieczulenia...w momencie kiedy lekarz t=lumaczyl mi wszytskie za i przeciw...spojrzalam na niego ze wzrokiem mordercy i nic juz wiecej nie powiedzial
ulga na maksa!!!!!!!!!!! potem juz tylko gadalam sobie z moja polozna (niemka 24 lata o imieniu....Alex)
Czekajan na pelne rozwarcie Dawid kimal sobie razem ze mna...o 2.00 mialam pelne rozwarcie...odczekalismy godzinke a zeby moje narzady pieknie sie przygotowaly...o godz 3.05 zaczelam przec i nasz synus pojawil sie na swiecie o 3.25...po 38 godzinach skurczy zobaczylismy wkoncu nasze dziecko....w momencie pojawienia sie na swiecie maluszka,plakalismy oboje jak bobryautomatycznie dostalal go miedzy piersi pod koszule nocna(mam ja,moja ulubiona....)lezal tak z nami podczas szycia...i w ogole...niesamowiciepotem mierzenie,warzenie,wit K....dziec znalazl sie na raczkach u tatusia a mamusia wcianala tosty i popijala herbatke...Alex dostal imie Alex....po poloznej...ktora opiekowala sie nami rewelacyjnie...nie ciela mnie i peklam minimalnie...ale jednak szyc trzeba bylo...o 5.30 pojechalismy na porodowke...tatus pojechal do domku .....maly byl caly czas ze mna...a mama zamiast odpoczac lezala wpatrzona w naszego synka
ojjj jak mi sie fajnie zrobilo....
termin z om mialam na 12 a z usg na 11.12....od tego czasu czekalam na porod badz jakiekolwiek oznaki poprostu jak glupia....;-);-)juz nie moglam sie doczekac....brzuchol mialam ogromny,nie moglam spac a przekrecac sie na boki pomagal mi Dawid kazdego dnia budzac sie rano wierzylam mocno,ze to "bedzie dzisiaj"jasne....pomarzyc dobra rzecz...
16.12. w poludnie pisalam sobiie z moja kumpela o pierdolach i takie tam....az poczulam dziwaczne rzeczy w moim brzuszku....poczatkowo nie wiedzialam o co kaman wiec stwierdzilam ze maly dziec nabył nowych umiejetnosci
dziwne "rzeczy" w brzuszku powtarzaly sie co jakis czas....kumpela z ktora pisalam na gg bardziej panikowala niz ja sama...do Amo nawet nie zadzwonilam bo nie chcialam sie rozczarowac,myslalam ze to poprostu moje wymysly...i nie chcialam siac paniki bo z tego wrazenia nie wiem czy Dawid trafilby bezwypadkowo do domui tak od 12 do godz 18 czekalam na niemeza w niepewnosci co sie ze mna dzieje.,...po drodze Dawid kupil obiecana choinke....zanim tez przyjechal dzwonila do mnie kumpeli mama i tlumaczyla mi jak wygladaja skurcze
no i to bylo to...ubralismy choinke....naskakalam sie przy tym jak dzika:-):-)(nie wspomne juz ze aby wypedzic dziecia pare dni wczesniej wypucowalam caly dom i mylam nawet okna-tak kazal mi gin no i bez ten teges tez sie nie odbylo,nic nie pomoglo....)ok godz 20 wzielam prysznic i ok 22.00 pojechalismy do szpitala...czekajac na moja kolej smialam sie jeszcze z Dawidem w poczekalni...wiec skurcze nie byly az tak mocne...mimo tego ze bolalo....
Skurcze co 3-7 min i rozwarcie tylko na jeden palec...zapytano czy chce jechac do domku czy zostaje w szpitalu...stwierdzilam ze wole byc w domku a ze nie mialam daleko...to wrocilismy...noc byla koszmarna,leki przeciwbolowe ktore dostalam od pani doktor nic nie pomogly...ze zmeczenia spalam i wyrywalam sie z kazdym skurczem ze snu....i tak tez przetrwalam do 14.00(17.12) i pojechalismy do szpitala9nie pojechalam wczesniej bo skurcze byly nie regularne mimo ze dawaly sie we znaki)
o 14.30 bylam w szpitalu...w samochodzie juz plakalam z bolu....
zanim przyjeli mnie na ktg byla 18.00....swieta,kolejki bo kazdy chcial urodzic...
podlaczyli mnie pod ktg skurcze regularne co 3 min ....i rozwarcie na 5 placow...huraaaa ....balam sie ale cieszylam sie jak cholera ze wkoncu zacela sie akcja....leac jeszcze w sali ktg ...dostalam tylko tlen...ktory na nic mi sie nie przydal...skurcze byly tak mozne ze blagam o znieczulenie...nie mogli podac bo nie bylam jeszcze na sali porodowej....o19.00 zgarneli mnie na gore ale jeszcze nie na sale porodowa...skakalam na pilce,chodzilam(ale tylko chwile bo sama nie widzioalan czego chce)skurcze byly okropniaste,myslalm ze umre....o 22.00 kiedy tracilam juz kontakt ze swiatem uslyszalam ze moja kolej na porodowkekamien z serca... przebito mi pecherz poczym myslalam ze juz nie dam rady...o 22.30 dostalam upragnione znieczulenia...w momencie kiedy lekarz t=lumaczyl mi wszytskie za i przeciw...spojrzalam na niego ze wzrokiem mordercy i nic juz wiecej nie powiedzial
ulga na maksa!!!!!!!!!!! potem juz tylko gadalam sobie z moja polozna (niemka 24 lata o imieniu....Alex)
Czekajan na pelne rozwarcie Dawid kimal sobie razem ze mna...o 2.00 mialam pelne rozwarcie...odczekalismy godzinke a zeby moje narzady pieknie sie przygotowaly...o godz 3.05 zaczelam przec i nasz synus pojawil sie na swiecie o 3.25...po 38 godzinach skurczy zobaczylismy wkoncu nasze dziecko....w momencie pojawienia sie na swiecie maluszka,plakalismy oboje jak bobryautomatycznie dostalal go miedzy piersi pod koszule nocna(mam ja,moja ulubiona....)lezal tak z nami podczas szycia...i w ogole...niesamowiciepotem mierzenie,warzenie,wit K....dziec znalazl sie na raczkach u tatusia a mamusia wcianala tosty i popijala herbatke...Alex dostal imie Alex....po poloznej...ktora opiekowala sie nami rewelacyjnie...nie ciela mnie i peklam minimalnie...ale jednak szyc trzeba bylo...o 5.30 pojechalismy na porodowke...tatus pojechal do domku .....maly byl caly czas ze mna...a mama zamiast odpoczac lezala wpatrzona w naszego synka
ojjj jak mi sie fajnie zrobilo....
Ostatnia edycja:
pyciolek87
Mama Alexa:*
o kurcze Pyciolek ... to ale miałaś długi poród ... nmęczyłaś się ... ja bym nie dała rady, miałam 4 albo 5 skurczy i zrobiło sie pełne rozwarcie i boli to jak cholera, a ty dałas rade tyle godzin
wyjscia nie mialam
dlatego prawie na "kolanach" blagalam o znieczulenie
Myszqa
Fanka BB :)
Ja liczyłam skurcze od 10 rano. I mam je zapisane w takim małym kalendarzyku. I sobie czasami oglądam i aż mi się łezka w oku kreci.
Kaja - takiego szampana to by się wypiło
Kaja - takiego szampana to by się wypiło
reklama
To i tu mnie zaniosło. Tak się szwędam...
Aniu przykro czytać, że takie okropne przeżycia porodowe, i bardzo ci współczuję.
Kaja a ty to normalnie jak jakaś cesarzowa i jeszcze całą rodzinkę mialaś. Super!
Ja w sumie też jak na nasze polskie warunki to nie powinnam się skarżyć, choć wyobrazenia miałam nieco inne.
Zaczęło się od tego, ze 17.12 o 4 rano ja i nimąż obydwoje wybudziliśmy się jednocześnie z jakiś koszmarnych snów, wystraszeni na amen. I juz wiedziałam, ze coś nie tak. Ale potem do 6 jeszcze sobie przysneliśmy przytuleni. O 6 buzi przez sen dostałam i spałam dalej a niemąż do pracy poszedł. Po chwili stwierdziłam, że chyba coś mi pęcherz szwankuje, ide do łazienki, myciu, przebieranko i do łózia, kłade się i to samo. Mówię - oo! Do łazienki, myciu (bo ja mam hopla na tym punkcie), przebieranko i podkładzik sobie założyłam na wszelki wypadek, dalej śniadanko i bez stresu zupełnie jakby nigdy nic. W sumie domyślałam się, że to wody płodowe ale spodziewałam się wiadra wody conajmniej jak na filmach i w gazetach a nie takiego kropelkowania więc olałam. W między czsie zorientowałam się, ze przyszły tatuś zapomniał telefonu (pierwszy raz w zyciu). Ok 11. zadzwonił z tel kolegi, że się tak niepokoji, to go uprzedziłam, że chciałabym dziś pojechać do szpitala, bo cosik nie tak i poczekam na niego.
Zrobiłam sobie super kąpiel, obiadek i się relaksowałam. Przestało kapać więc się nie martwiłam. Streściłam historię B jak wrócił z pracy a ten dawaj dzwoni do mojej gin, która niezwłocznie każe jechać do szpitala. Ja się wkurzyłam, bo już dwa razy wcześniej byłam niepotrzebnie i tak strasznie się boję szpitali, że szok. Dopakowałam jednak walizę i ok 20 wzieliśmy taksi i pojechaliśmy do szpitala. (A mój brat albo tata mieli mnie zawieźć, tak deklarowali ale akurat tego wieczoru urządzili sobie spotkanie i obaj niedysponowani, a tydzien wcześniej bratowa rodziła i historia była podobna)
W szpitalu jakoś sie potoczyło, formalności, badanie, porodówka. B kazali jechać do domu, bo to potrwa ale on właśnie zdecydował sie na wspólny poród (niepytając mnie o zdanie) i uparcie czekał. Samiutka leżałam na pustej sali, personel znikł (jak sie potem okazało wszyscy odbierali nagłe porody) O 23. pani dr stanowczo kazała odesłać niemęż do domu bo rozwarcie nikłe. Pojechał, a mnie zaczeły sie skurcze, przybyła mi lokatorka i zaczeła nawjać, że pewnie i tak urodzi przede mną, bo ja pierworódka, że to potrwa z 16 godzin albo i wiecej a ja z bólu zapomniałam jak sie nazywam gdy położna robiła wywiad ale nic sie nie skarżyłam tylko płakałam sobie cichutko, że sama jestem. Przyszła na to pani dr, obceniła na 5 cm i kazała zadzwonić o tego niemęża. Dzwonie i mówie tylko jedno słowo - przyjedź, bo już wiecej nie mogłam powiedzieć. Był po 30 min i już mieliśmy 9 cm. Przyszedł lekarz przekonać mnie do znieczulenia choć już wcześniej nie dałam zgody. Ten swoje i swoje, że bardziej sie boje ukłócia niż porodu i dał mi spokój. Pamiętam ,że bardzo zmeczona byłam, denerwowałmnie dźwiek KTG i to , że wkólko jakaś położna coś kazała mi robić. Nawet te skurcze nie były tak uciążliwe jak one. Ja chciałam spokojnie poczekać, moje ciało samo wiedziało czego potrzebuje. Chciałam sie wykąpać ale prysznic zajety był przez inna rodzącą. Chciałam przejść na fotel - też zajęty. B przejął KTG i nie wiem jak te flądry wyłapały w końcu mój pierwszy party i zaczeły zmuszać mnie do porodu. Po pierwsze nie byłam gotowa,po drugie nie miałam siły trzymać nóg na łóżku, po trzecie nie miałam już żadnych skórczy.
W końcu zwolnił się fotel, dostałam oxy i nadal nic nie mogłam zrobić. Przyszło dwoje lekarzy i przycisnęli mi brzuch i wypchneli dzieciątko, jednocześnie nacinając mnie co było najbardziej bolesne ze wszystkiego, choć chwilę wcześniej położna obiecała nie ciąć, bo ładnie się otwierało ale to ponoć rutyna i już.
Najpiękniejszy moment to synek na moim brzuchu. Trwalo to chwilkę. Ciesze sie tym dopiero teraz, bo wtedy nie miałam siły nawet go objąć, tylko B go podtrzymywał. Takie milutkie, cieplutkie ciałko, troszke płakał.... Była 4:45 18.12. Zabrali go z tatusiem na ważenie i mierzenie a mnie uśpili bo tak już byłam obolała, że nie dałam się dotknąć.
Najgorszy był czas oczekiwania na dziecko gdy się obudziłam. Najpierw na porodówce była zmiana personelu a później na położniczym obchód. Czekałam 4 godziny z czego ostatnią przepłakałam. A później już był ze mną cały dzień. Tylko na noc wzięły go pielęgniarki żebym odpoczęła ale ja płakałam i ani minuty nie przespałam z tesknoty.
Ponoć tej nocy rodziło nas 13, zlepek pacjentek z całego województwa, bo 3 szpitale w tym czasie były nieczynne.
Dużo tego i pewnie nikt nie przeczyta ale chociaż tak dla siebie bedę miała:-).
Aniu przykro czytać, że takie okropne przeżycia porodowe, i bardzo ci współczuję.
Kaja a ty to normalnie jak jakaś cesarzowa i jeszcze całą rodzinkę mialaś. Super!
Ja w sumie też jak na nasze polskie warunki to nie powinnam się skarżyć, choć wyobrazenia miałam nieco inne.
Zaczęło się od tego, ze 17.12 o 4 rano ja i nimąż obydwoje wybudziliśmy się jednocześnie z jakiś koszmarnych snów, wystraszeni na amen. I juz wiedziałam, ze coś nie tak. Ale potem do 6 jeszcze sobie przysneliśmy przytuleni. O 6 buzi przez sen dostałam i spałam dalej a niemąż do pracy poszedł. Po chwili stwierdziłam, że chyba coś mi pęcherz szwankuje, ide do łazienki, myciu, przebieranko i do łózia, kłade się i to samo. Mówię - oo! Do łazienki, myciu (bo ja mam hopla na tym punkcie), przebieranko i podkładzik sobie założyłam na wszelki wypadek, dalej śniadanko i bez stresu zupełnie jakby nigdy nic. W sumie domyślałam się, że to wody płodowe ale spodziewałam się wiadra wody conajmniej jak na filmach i w gazetach a nie takiego kropelkowania więc olałam. W między czsie zorientowałam się, ze przyszły tatuś zapomniał telefonu (pierwszy raz w zyciu). Ok 11. zadzwonił z tel kolegi, że się tak niepokoji, to go uprzedziłam, że chciałabym dziś pojechać do szpitala, bo cosik nie tak i poczekam na niego.
Zrobiłam sobie super kąpiel, obiadek i się relaksowałam. Przestało kapać więc się nie martwiłam. Streściłam historię B jak wrócił z pracy a ten dawaj dzwoni do mojej gin, która niezwłocznie każe jechać do szpitala. Ja się wkurzyłam, bo już dwa razy wcześniej byłam niepotrzebnie i tak strasznie się boję szpitali, że szok. Dopakowałam jednak walizę i ok 20 wzieliśmy taksi i pojechaliśmy do szpitala. (A mój brat albo tata mieli mnie zawieźć, tak deklarowali ale akurat tego wieczoru urządzili sobie spotkanie i obaj niedysponowani, a tydzien wcześniej bratowa rodziła i historia była podobna)
W szpitalu jakoś sie potoczyło, formalności, badanie, porodówka. B kazali jechać do domu, bo to potrwa ale on właśnie zdecydował sie na wspólny poród (niepytając mnie o zdanie) i uparcie czekał. Samiutka leżałam na pustej sali, personel znikł (jak sie potem okazało wszyscy odbierali nagłe porody) O 23. pani dr stanowczo kazała odesłać niemęż do domu bo rozwarcie nikłe. Pojechał, a mnie zaczeły sie skurcze, przybyła mi lokatorka i zaczeła nawjać, że pewnie i tak urodzi przede mną, bo ja pierworódka, że to potrwa z 16 godzin albo i wiecej a ja z bólu zapomniałam jak sie nazywam gdy położna robiła wywiad ale nic sie nie skarżyłam tylko płakałam sobie cichutko, że sama jestem. Przyszła na to pani dr, obceniła na 5 cm i kazała zadzwonić o tego niemęża. Dzwonie i mówie tylko jedno słowo - przyjedź, bo już wiecej nie mogłam powiedzieć. Był po 30 min i już mieliśmy 9 cm. Przyszedł lekarz przekonać mnie do znieczulenia choć już wcześniej nie dałam zgody. Ten swoje i swoje, że bardziej sie boje ukłócia niż porodu i dał mi spokój. Pamiętam ,że bardzo zmeczona byłam, denerwowałmnie dźwiek KTG i to , że wkólko jakaś położna coś kazała mi robić. Nawet te skurcze nie były tak uciążliwe jak one. Ja chciałam spokojnie poczekać, moje ciało samo wiedziało czego potrzebuje. Chciałam sie wykąpać ale prysznic zajety był przez inna rodzącą. Chciałam przejść na fotel - też zajęty. B przejął KTG i nie wiem jak te flądry wyłapały w końcu mój pierwszy party i zaczeły zmuszać mnie do porodu. Po pierwsze nie byłam gotowa,po drugie nie miałam siły trzymać nóg na łóżku, po trzecie nie miałam już żadnych skórczy.
W końcu zwolnił się fotel, dostałam oxy i nadal nic nie mogłam zrobić. Przyszło dwoje lekarzy i przycisnęli mi brzuch i wypchneli dzieciątko, jednocześnie nacinając mnie co było najbardziej bolesne ze wszystkiego, choć chwilę wcześniej położna obiecała nie ciąć, bo ładnie się otwierało ale to ponoć rutyna i już.
Najpiękniejszy moment to synek na moim brzuchu. Trwalo to chwilkę. Ciesze sie tym dopiero teraz, bo wtedy nie miałam siły nawet go objąć, tylko B go podtrzymywał. Takie milutkie, cieplutkie ciałko, troszke płakał.... Była 4:45 18.12. Zabrali go z tatusiem na ważenie i mierzenie a mnie uśpili bo tak już byłam obolała, że nie dałam się dotknąć.
Najgorszy był czas oczekiwania na dziecko gdy się obudziłam. Najpierw na porodówce była zmiana personelu a później na położniczym obchód. Czekałam 4 godziny z czego ostatnią przepłakałam. A później już był ze mną cały dzień. Tylko na noc wzięły go pielęgniarki żebym odpoczęła ale ja płakałam i ani minuty nie przespałam z tesknoty.
Ponoć tej nocy rodziło nas 13, zlepek pacjentek z całego województwa, bo 3 szpitale w tym czasie były nieczynne.
Dużo tego i pewnie nikt nie przeczyta ale chociaż tak dla siebie bedę miała:-).
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 420
- Wyświetleń
- 41 tys
- Odpowiedzi
- 245
- Wyświetleń
- 21 tys
- Odpowiedzi
- 185
- Wyświetleń
- 19 tys
Podziel się: