Ku pociesze i podniesieniu was na duchu opowiem wam swoją historie z happy endem oczywiście:-) W momencie kiedy zdecydowaliśmy sie mieć dzidziusia wydawało mi sie że nic prostszego, a okazało sie top bardzo cieżką fizyczną pracą i nie tylko. Od maja 2005 staraliśmy sie intensywnie i nic nam nie wychodziło, było coraz gorzej ze mną, na ulicy żadnej pani z brzuszkiem nie przegapiłam, miałam obsesje wszedzie widzialam kobiety w ciazy i zazdrościłam im strasznie.Doszło do tego że nie kochaliśmy sie dla przyjemnosci tylko po to żebym zaszła w ciaze.Próbowalismy róznych zabobonów zeby poprawic nasza skutecznosc i nic. Całe nasze życie kreciło sie wokół zajscia w ciaze. W koncu poszlam do lekarza, i zaczelo sie za gruba, policystyczne jajniki lub cos nie tak z hormonami, i że w tym roku to nawet nie mam co liczyc ze zajde w ciaze.A był to juz 2006 rok. Wiec ja dół psychiczny na całego, na to mój mąż stwierdził, że musimy sobie odpuscic bo on juz nie daje rady psychicznie. I tak zrobilismy przesałam obsesyjnie myslec o zajsciu w ciaze, skupilam sie na pracy ktora własnie zmienilam. Az tu nagle po miesiacu spoznia sie okres, tydzien, dwa test i sa upragnione dwie kreski:-) Cala ciaze przebiegala dobrze, Zuzia urodziła sie duza i zdrowa, w tej chwili ma juz pół roku. Jestesmy bardzo szczesliwi. Wam tez życze starań ukończonych sukcesem, nie martwcie sie i nie poddawajcie.Pozdrawiam :-)