reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Staraczki 2018-2020! :)

Ile masz dzieci?

  • 0

    Głosów: 253 49,5%
  • 1

    Głosów: 158 30,9%
  • 2

    Głosów: 72 14,1%
  • 3

    Głosów: 20 3,9%
  • 3+

    Głosów: 8 1,6%

  • Wszystkich głosujących
    511
Hej dziewczyny, dawno sie tu nie odzywalam [emoji57]
Ja czekam na jutrzejsza wizyte u gin jak na szpilkach bo dzis odebrałam wyniki i oprócz podwyższonej glukozy (96) wyszlo mi jeszcze bardzo wysokie tsh 5,32.. bardzo mnie to martwi i stresuje [emoji22]
Prosze was o kciuki jutro [emoji120]
No to już zaciska i trzymam kciuki [emoji110] [emoji110] [emoji110] [emoji110] za wizytę. Daj znać koniecznie po i pokaż nam małego bąbelka [emoji5]
 
reklama
@Malaga00, co u Ciebie? Mam nadzieje, ze już jesteś spokojniejsza i wszytsko jest ok.
Tzn powiem wam, że jeden wielki koszmar. Od niedzieli nie zrobili mi żadnych badań nawet usg nic po prostu. Wczoraj ordynator na obchodzie rano, że no tutaj się nic nie dzieje. Dostałam wypis i byłam oburzona i pytałam a gdzie badania, usg cokolwiek nie wiedziałam nic. I mnie zbywali. Pokazałam lekarzowi plamienie to jak szłam do niego już to z tekstem " Ja nie chce nic słyszeć " Tak się patrzę, lekarza pierwszy raz na oczy widziałam i z takim tekstem. To mówię jak wygląda sytuacja. Poszłam z nim do sali badań pokazałam plamienie zbadał TYLKO szyjkę. I że no jest wydzielina gęsta... I tyle wiedziałam. Nic dalej co się dzieje, co z dzieckiem. Jedyne co wiedziałam od bodajże piątku tylko to tego się trzymałam cały czas. No i pytam chwilę po tym "niby badaniu" gdzie jest mój wypis bo był podpisałam i miałam wyjść a pielęgniarka która mi go sama dawała do mnie " Ale jaki wypis, nic takiego nie było " Ja się tak patrzę, że jak to przecież dostałam do podpisania już i miałam wychodzić a ona, że ona nic nie wie i że do lekarzy. Poszłam pytam, że dostałam wypis a on " Ale opcji nie ma, obserwacja trwa 4 doby "... No moje wkur nie miało granic w tamtym momencie. Ale no mówię dobra zostanę jak trzeba. Ale dalej zero badań niczego. Dzisiaj na obchodzie nagle wchodzi ordynator i z tekstem no tu zagrożenie poronieniem... Tak się patrzę i zamarłam... Wyszli zaczęłam tak płakać i myślę, kur mać nie zrobili mi ani jednego badania, usg nic w kierunku tym dlaczego plamie i co się dzieje z ciążą i bezpodstawnie bez żadnego uzasadnienia nie opierając się na niczym - bo nie mieli na czym stwierdzili, że poronienie zagrażające... Wkur się już bo nie wiedziałam już sama na czym stoję. Przyszła pielęgniarka i ja do niej co ze mną, badania wychodzę czy co a ona " a ja nie wiem pytać lekarzy " . Poszłam do lekarzy i pytam cała zapłakana a oni, że w moczu wyszły liczne bakterie i ogólnie mocz słaby, że włączyli antybiotyk i luteine doustnie. Patrzę się na nich i mówię, ale przepraszam bardzo, ja nie dostaje żadnego antybiotyku, ani doustnie nic, cały czas nospa i luteina dopochwowo. A oni no tak bo my dopiero włączymy to ja to włączymy czy włączyliśmy. To nagle odezwał się drugi lekarz i to samo powiedział co tamten i próbował się jakoś wymigać tak się patrzę i myślę sobie, że wariaci jacyś... Jakbym była niezdolna umysłowo i trzeba powtarzać... o_O powiedziałam, że nie zrobili nic odkąd jestem, ani jednego badania a mieli "zapobiegać i szukać przyczyny " I mówię, że wypisuje się na własne żądanie. Że zbada mnie specjalista to wtedy się osrali za przeproszeniem, że się wypisuje. Wtedy od razu na badania mnie zabrali już cała pełna diagnoza co się dzieje z ciążą, antybiotyk bo zakażenie i musiało długo być już... A nic nie czułam.
I wzięli mnie na patologię ciąży na badania szczegółowe.



Okazało się, że zagrożenia NIE MA.
Łożysko się nie odkleja w żadnym miejscu, szyjka wysoko, zamknięta, nie skraca się ani nie skróciła, mam nawet napisane na ile jest, na jakiej wysokości. Łożysko ponad spojeniem łonowym. Serduszko bije prawidłowo, ruchy dziecka są, płyn owodniowy w normie. I łożysko nie nachodzi na ujście więc się podnosi i nie jest zagrażająco nisko. Dostałam antybiotyk bo dość chyba często jest taka wydzielina przy zakażeniu/infekcji, chyba dość mocny będzie więc liczę, że mnie wyleczy dodatkowo bóle właśnie od tego mam miałam tak samo wcześniej jak miałam złe wyniki moczu i bóle kosmiczne... Plamienie jest, tzn taka wydzielina, gęsta, ze śluzem i blokuję się przez luteine bo nie ma ujścia stąd też bóle bo nie ma jak to wylecieć i leci po trochu. Mam antybiotyk, zmiana na luteine doustną na ten czas brania leku plus plamień. Także jak łatwo załatwić wszystko od razu...

Powiem wam jeszcze coś. Byłam na zabiegowym... Tam gdzie robią zabiegi kobietą, usunięcie ciąży, łyżeczkowanie... I tak mi zmieniali pokoje, co chwile leżałam z inną panią do zabiegu, po lub roniącą na moich oczach... Leżałam od wczoraj z taką babeczką, której beta rosła bardzo, ale było puste jajo płodowe. Wczoraj jej powiedzieli, że no coś widzą na usg ale nie wiedzą co to, może zarodek może nie może ciałko żółte. Nie wiedziała na czym stoi. Co chwile jej mówili " Pani jeść nie może, pani może " Bo do zabiegu nie powinno się jeść. No i leżałam z nią od wczoraj, bardzo się zżyłam z nią, super kobietą, 30 letnia, mamy kontakt po szpitalu, wzięłyśmy od siebie numery.
I dziś właśnie wzięli ją na badania i że nie ma nic, będzie zabieg.
Na początku starała się trzymać, nie chciała płakać ze względu na mnie, bo ja w ciąży. No i podano jej lek dopochwowo. Po około chyba 20 minutach miała już bóle, nie wytrzymywała z bólu, byłam przerażona, miała drgawki cała się trzęsła... Podali jej w końcu coś przeciwbólowego. I zaczęła mi tak płakać. Nie mogłam patrzeć na to wszystko, nie dawała rady już. Wzięłam ją za rękę, zaczęła bardziej płakać i mi dziękować, przytuliłam ją i obie płakałyśmy jak dziecko... Nie mogłam tego przeżyć byłam tak załamana nie mogę dojść do siebie do teraz jak jestem już w domu. Tak płakałam. Starałam się być wsparciem mimo, że tak naprawdę poznałam ją wczoraj i jej nie znałam.


Najlepsze chyba nie wspominałam. Dziś chcieli mnie przenieść i pielęgniarka do mnie no pani to powinna leżeć z kobietami w ciąży w podobnym tygodniu co pani... Dopiero teraz na to wpadli a tak leżałam z tymi wszystkimi kobietami, ja w ciąży... A one roniące, po zabiegach, do zabiegu... Nie wierzyłam po prostu.

Koszmar jeden wielki koszmar. Nie mogę dojść do siebie po tym wszystkim. Jestem tak załamana jak to pisze to rycze...
 
Nie martw sie. Pewnie dostaniesz euthyrox. Ja ciagle na nim jestem. W ciąży mam zwiększona dawke. Jest to w pełni bezpieczny lek. Warto byłoby żebyś sprawdziła jeszcze FT3 i FT4, głównie FT4. Samo tsh nie jest miarodajne. Powtórz tez glukozę, nie jest bardzo mocno ponad normę. I nie stresuj się. Stres naprawdę bardzo negatywnie wpływa na dziecko i na Ciebie również. U mnie to ewidentnie on się przyczynił do skrócenia szyjki.
Dobrze że pessar zdaje egzamin i jesteś już w domu :) dobrze pamiętam że do niedawna jeszcze byłaś normalnie w pracy?
 
Tzn powiem wam, że jeden wielki koszmar. Od niedzieli nie zrobili mi żadnych badań nawet usg nic po prostu. Wczoraj ordynator na obchodzie rano, że no tutaj się nic nie dzieje. Dostałam wypis i byłam oburzona i pytałam a gdzie badania, usg cokolwiek nie wiedziałam nic. I mnie zbywali. Pokazałam lekarzowi plamienie to jak szłam do niego już to z tekstem " Ja nie chce nic słyszeć " Tak się patrzę, lekarza pierwszy raz na oczy widziałam i z takim tekstem. To mówię jak wygląda sytuacja. Poszłam z nim do sali badań pokazałam plamienie zbadał TYLKO szyjkę. I że no jest wydzielina gęsta... I tyle wiedziałam. Nic dalej co się dzieje, co z dzieckiem. Jedyne co wiedziałam od bodajże piątku tylko to tego się trzymałam cały czas. No i pytam chwilę po tym "niby badaniu" gdzie jest mój wypis bo był podpisałam i miałam wyjść a pielęgniarka która mi go sama dawała do mnie " Ale jaki wypis, nic takiego nie było " Ja się tak patrzę, że jak to przecież dostałam do podpisania już i miałam wychodzić a ona, że ona nic nie wie i że do lekarzy. Poszłam pytam, że dostałam wypis a on " Ale opcji nie ma, obserwacja trwa 4 doby "... No moje wkur nie miało granic w tamtym momencie. Ale no mówię dobra zostanę jak trzeba. Ale dalej zero badań niczego. Dzisiaj na obchodzie nagle wchodzi ordynator i z tekstem no tu zagrożenie poronieniem... Tak się patrzę i zamarłam... Wyszli zaczęłam tak płakać i myślę, kur mać nie zrobili mi ani jednego badania, usg nic w kierunku tym dlaczego plamie i co się dzieje z ciążą i bezpodstawnie bez żadnego uzasadnienia nie opierając się na niczym - bo nie mieli na czym stwierdzili, że poronienie zagrażające... Wkur się już bo nie wiedziałam już sama na czym stoję. Przyszła pielęgniarka i ja do niej co ze mną, badania wychodzę czy co a ona " a ja nie wiem pytać lekarzy " . Poszłam do lekarzy i pytam cała zapłakana a oni, że w moczu wyszły liczne bakterie i ogólnie mocz słaby, że włączyli antybiotyk i luteine doustnie. Patrzę się na nich i mówię, ale przepraszam bardzo, ja nie dostaje żadnego antybiotyku, ani doustnie nic, cały czas nospa i luteina dopochwowo. A oni no tak bo my dopiero włączymy to ja to włączymy czy włączyliśmy. To nagle odezwał się drugi lekarz i to samo powiedział co tamten i próbował się jakoś wymigać tak się patrzę i myślę sobie, że wariaci jacyś... Jakbym była niezdolna umysłowo i trzeba powtarzać... o_O powiedziałam, że nie zrobili nic odkąd jestem, ani jednego badania a mieli "zapobiegać i szukać przyczyny " I mówię, że wypisuje się na własne żądanie. Że zbada mnie specjalista to wtedy się osrali za przeproszeniem, że się wypisuje. Wtedy od razu na badania mnie zabrali już cała pełna diagnoza co się dzieje z ciążą, antybiotyk bo zakażenie i musiało długo być już... A nic nie czułam.
I wzięli mnie na patologię ciąży na badania szczegółowe.



Okazało się, że zagrożenia NIE MA.
Łożysko się nie odkleja w żadnym miejscu, szyjka wysoko, zamknięta, nie skraca się ani nie skróciła, mam nawet napisane na ile jest, na jakiej wysokości. Łożysko ponad spojeniem łonowym. Serduszko bije prawidłowo, ruchy dziecka są, płyn owodniowy w normie. I łożysko nie nachodzi na ujście więc się podnosi i nie jest zagrażająco nisko. Dostałam antybiotyk bo dość chyba często jest taka wydzielina przy zakażeniu/infekcji, chyba dość mocny będzie więc liczę, że mnie wyleczy dodatkowo bóle właśnie od tego mam miałam tak samo wcześniej jak miałam złe wyniki moczu i bóle kosmiczne... Plamienie jest, tzn taka wydzielina, gęsta, ze śluzem i blokuję się przez luteine bo nie ma ujścia stąd też bóle bo nie ma jak to wylecieć i leci po trochu. Mam antybiotyk, zmiana na luteine doustną na ten czas brania leku plus plamień. Także jak łatwo załatwić wszystko od razu...

Powiem wam jeszcze coś. Byłam na zabiegowym... Tam gdzie robią zabiegi kobietą, usunięcie ciąży, łyżeczkowanie... I tak mi zmieniali pokoje, co chwile leżałam z inną panią do zabiegu, po lub roniącą na moich oczach... Leżałam od wczoraj z taką babeczką, której beta rosła bardzo, ale było puste jajo płodowe. Wczoraj jej powiedzieli, że no coś widzą na usg ale nie wiedzą co to, może zarodek może nie może ciałko żółte. Nie wiedziała na czym stoi. Co chwile jej mówili " Pani jeść nie może, pani może " Bo do zabiegu nie powinno się jeść. No i leżałam z nią od wczoraj, bardzo się zżyłam z nią, super kobietą, 30 letnia, mamy kontakt po szpitalu, wzięłyśmy od siebie numery.
I dziś właśnie wzięli ją na badania i że nie ma nic, będzie zabieg.
Na początku starała się trzymać, nie chciała płakać ze względu na mnie, bo ja w ciąży. No i podano jej lek dopochwowo. Po około chyba 20 minutach miała już bóle, nie wytrzymywała z bólu, byłam przerażona, miała drgawki cała się trzęsła... Podali jej w końcu coś przeciwbólowego. I zaczęła mi tak płakać. Nie mogłam patrzeć na to wszystko, nie dawała rady już. Wzięłam ją za rękę, zaczęła bardziej płakać i mi dziękować, przytuliłam ją i obie płakałyśmy jak dziecko... Nie mogłam tego przeżyć byłam tak załamana nie mogę dojść do siebie do teraz jak jestem już w domu. Tak płakałam. Starałam się być wsparciem mimo, że tak naprawdę poznałam ją wczoraj i jej nie znałam.


Najlepsze chyba nie wspominałam. Dziś chcieli mnie przenieść i pielęgniarka do mnie no pani to powinna leżeć z kobietami w ciąży w podobnym tygodniu co pani... Dopiero teraz na to wpadli a tak leżałam z tymi wszystkimi kobietami, ja w ciąży... A one roniące, po zabiegach, do zabiegu... Nie wierzyłam po prostu.

Koszmar jeden wielki koszmar. Nie mogę dojść do siebie po tym wszystkim. Jestem tak załamana jak to pisze to rycze...

Najważniejsze że wszystko dobrze z dzidzią!!!
Teraz dwa głębokie wdechy bo każdy twój stres dziecko też czuje. Książka i zapomnij o wszystkim :*
 
Najważniejsze że wszystko dobrze z dzidzią!!!
Teraz dwa głębokie wdechy bo każdy twój stres dziecko też czuje. Książka i zapomnij o wszystkim :*
Tak to jest najważniejsze ale po prostu nie mogę tego pojąć wszystkiego. Jestem załamana. Teraz antybiotyk, dość silny, odpoczywanie i zobaczymy jak będzie.
 
Ale czuję już ruchy małej i właśnie w tym miejscu co czuje ona jest, także dziś przed tymi badaniami wiedziałam, że Maja się rusza [emoji17]
 
Z tego wszystkiego chyba mam niedobór magnezu i witamin. Bo czuję się słaba i pewnie anemia weszła. Mam skurcze lydek więc teraz magnez pełna parą wjeżdża
 
Ale naprawdę. Tak wracałam do domu autem i miałam przemyślenia. Po prostu myślałam o tym wszystkim i zaczynam doceniać naprawdę wszystko, życie. Patrząc na to jak łatwo jest stracić życie będąc jeszcze nienarodzonym i jak ciężko w tych czasach dać komuś życie i szansę na życie.
 
reklama
Do góry